Prolog

6.9K 289 29
                                    

Skupiłam myśli i rozciągnęłam tarczę, objęła kolejne 5 metrów przestrzeni. Widziałam jej złotawą poświatę. Pomimo spędzenia tylu lat na treningach, wciąż zadziwiała mnie siła z jaką tarcza z czasem powiększała swój zasięg. Aro dotknął ręki Jane, widziałam zdziwienie na jego twarzy. Poczułam, że Jane nie stosuje swojego daru, więc sama się rozluźniłam, że członkowie gwardii, którzy byli pod nią są bezpieczni. Przytrzymałam ją jeszcze przez kilka sekund i pozwoliłam, żeby wróciła do swojego pierwotnego stanu, czyli kształtu mojego ciała. Aro zaczął klaskać, a ja się uśmiechnęłam do niego.

­ – Brawo, to niezwykły wynik 120 metrów w każda stronę – pochwalił mnie. Pochwała od Aro zawsze była dla mnie czymś dobrym. Nie znaczyła tyle, co od ojca, jednak wciąż była dla mnie ważna. W końcu to Aro rządził miejscem w którym przyszło mi się urodzić, żywić się i jakoś żyć to nieskończenie długie życie.

– Dziękuje, wiele to dla mnie znaczy - powiedziałam, kładąc splecione dłonie na plecach i kłaniając się Aro. Pomimo bycia córką Marka Volturi, pomimo bycia księżniczką wciąż obowiązywały mnie takie same reguły etykiety, co każdego innego członka Gwardii. Moja matka została zamordowana parę lat temu przez grupkę wampirów, szukających zemsty na naszej rodzinie. Zapewne planowali to, od czasów pozbycia się przez Wielką Trójkę nieśmiertelnych dzieci.

– Mogę odejść? – spytałam wuja, kiwnął głową i machnął ręką dając mi zgodę na odejście. Ucieszona już się odwróciłam, ale usłyszałam głos mojego ojca.

- Isabello, a co z twoim drugim darem? Zrobiłaś postępy z darem własnym, a co z darem odziedziczonym po twojej matce?

Zamknęłam oczy, z wysiłku zadrżały mi ręce, poczułam dreszcz na czubku głowy i kiedy się odwróciłam spowrotem do Wielkiej Trójki moje włosy przybrały kolor fioletowy. To nie było łatwe, nie dbałam o ten dar. Właściwie od czasu odkrycia go jakieś dziesięć lat temu, używałam go jedynie na polowaniach wokół Volterry. Przed laty umiałam zmieniać kolor włosów i oczu na normalny, teraz właściwie miałam pole do popisu na pełną paletę barw.

– Niezwykłe – ucieszył się Aro - Ładnie ci w tym kolorze. Idź już, idź.

Podeszłam do muru zamku, który był naszym domem i podskoczyłam do okna. Złapałam się parapetu dłońmi i już po chwili siedziałam w swojej komnacie. Był to okrągły pokój z wielkim łożem, biurkiem na którym stał mój laptop. Na środku leżał wielki puchaty dywan o oliwkowym odcieniu. Dwie pary drzwi prowadziły do szafy i łazienki. Weszłam do szafy, choć właściwsza nazwa to była garderoba. Była wielkości mojego pokoju. Nie byłam osobą, która lubi modę, uwielbiałam dresy, męskie bluzy i trampki. Jednak nikt mi nigdy nie powiedział, że mój styl ubierania jest okropny.

Wiedziałam kiedy mogę ubierać się luźniej, a kiedy przychodziła pora wiedziałam co ubrać, aby ludzie bądź wampiry czuły przede mną respekt.

Dzisiejszy dzień był ostatnim, który całkowicie spędzałam we Włoszech. Zdecydowałam, że po wielu latach tutaj trzeba w końcu wyruszyć i poznać świat. Ubrałam czarną bluzkę z motywem Linkin Park, czerwoną koszulę sięgającą mi za pupę, czarną skórzaną kurtkę, zielone bojówki i ukochane znoszone czarne martensy. W podróż w którą się wybierałam taki strój był najlepszy. Zamierzałam powędrować, aż do Francji i stamtąd do Anglii. A tam pierwszym lepszym promem do Ameryki Północnej. Powinnam dotrzeć tam na końcówkę sierpnia i dojść do miejscowości, gdzie miałam zamieszkać.

Uwielbiałam piesze wędrówki, swoimi czasy przemierzałam całymi tygodniami Europę. To było przed tym zanim zostałam przywódczynią Straży Przybocznej, a właściwie jej niewielkiego oddziału, który miał za zadanie wymierzać sprawiedliwość wampirom, które za bardzo rzucały się w oczy.

 Stać się człowiekiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz