Na polanę do gry dotarliśmy parę minut później, na horyzoncie dało się dostrzec górę Olympic. Boisko było dwa razy większe od normalnego, dostrzegłam Esme i usiadłam przy niej na kamieniu. Reszta rodziny rozmawiała w grupce i dzieliła się na drużyny. Ja i Esme mieliśmy ich pilnować.
Kiedy tylko zauważyliśmy pierwszy błysk na niebie, każdy zajął swoją pozycję. Alice była miotaczem, Carlisle miał wybijać piłkę. Emmett i Edward stali w oddali, aby łapać piłkę, Jasper kucał kilka kroków za Carlisle, choć naturalnie nie było takiej potrzeby. Rosalie czekała na swoją kolej na odbijanie.
Jedyne co zaświadczyło o rozpoczęciu gry był huk kija basebollowego. Grali z czterdzieści minut, większość gry zajęło im wykłócanie się o punkty. Zdziwiłam się jak Edward i Carlisle umieją się kłócić, szczególnie ten drugi, który w moich oczach był oazą spokoju.
W którymś momencie wiatr się zmienił, przed oczami Alice pojawiła się wizja, a Edward dopadł do mnie.
- Wiatr się zmienił
- Mieli odejść
- Co teraz?
- Spokojnie, spokojnie. Po prostu grajmy dalej.
- Esme zmień mnie zostanę z Bellą
Ta wymiana zdań była tak szybka, że ledwie ją zarejestrowałam. Byłam zbyt zszkowana, tym co wyczuły moje zmysły. Znałam zapach przybyłych wampirów zbyt dobrze, nienawidziłam ich w równym stopniu co przed paroma laty. Trzeci zapach był mi jednak nieznany.
Victoria i James, najbardziej znienawidzony przeze mnie wampiry. Nigdy jednak nie zdołałam ich namierzyć. Byli członkami grupy, która zaplanowała morderstwo mojej matki. Walczyłam ze sobą, aby nie pobiec tam i nie zabić ich, przedtem skazując ich na największą skalę bólu, jaką tylko umiałam wytworzyć.
Edward otoczył mnie ramionami co mnie trochę uspokoiło. Usiadł na kamieniu, a ja siedziałam mu na kolanach. Oparł swoją głowę o moje ramię, ktoś mógłby powiedzieć, że romantyczna pozycja. Doskonale wiedziałam, dlaczego tak zrobił. Jego oczy prześlizgiwały się po linii lasu, czekając na nomadów.
Skupiłam się na oddechu, by nie zacząć wrzeszczeć z frustracji i furii. Tak bardzo chciałam ich zabić, przez nich straciłam matkę i ojca. Doskonale zarejestrowałam sekundę, kiedy weszli na polanę.
On był prawie nagi od pasa w górę, tak samo jego stopy. Na sobie miał jedyne przetarte spodnie, a na piersi zarzuconą kamizelkę z lwiej skóry. Jak można zabić takie piękne zwierzę. Nasze oczy się skrzyżowały, a on wciągnął powietrze. Szlag! Już wie, że płynie we mnie krew. Nie mógł na szczęście wiedzieć, kim naprawdę jestem
Victorie widziałam już wcześniej, była taką samą rudą suką, jak przed laty. Wymierzyła we mnie spojrzenie i była zdziwiona. Tak, nie jestem z Volturi, zatkało kakako. Byłam taka głupia nie mówiąc Cullenom kim jestem.
Ostatni mężczyzna był ciemnoskóry i ubrany był podobnie do Jamesa.
Udając spokojną i nie dając po sobie poznać kim jestem podeszliśmy z Edwardem do reszty rodziny. Dyskretnie chował mnie za swoimi plecami.
- Witajcie! - powiedział Carlisle wychodząc im naprzeciw - Jestem Carlisle, a to moja rodzina Emmett, Rosalie i Jasper oraz Alice, Edward i Bella
- Jestem James, a to Victoria i Laurent. Masz w rodzinie człowieka - powiedział James i spojrzał na mnie wygłodniałym czarnym jak noc wzrokiem
- Bella należy do rodziny i już niebawem przejdzie przemianę
- Jej krew śpiewa do mnie - powiedział James
CZYTASZ
Stać się człowiekiem
FanficIsabella Volturi - przywódczyni Straży Przybocznej, córka Marka i Didyme Volturi. Kiedy wyjeżdża do Forks, żeby poznać świat, wydarzenia zaczynają się kształtować same. Prawda coraz szybciej wychodzi na jaw. Kto tak naprawdę jest dobry, a kto zły?