Rozdział 12

1.7K 147 2
                                    

Weszłam na niewielką polanę i zobaczyłam Wielką Trójkę, a zaraz za nimi Straż Przyboczną. Moją Straż Przyboczną, mieli służyć tylko mi. Odsłoniłam kły, kiedy zauważyłam Demetri'ego, Marek trzymał go za gardło. Ta mała suka Jane używała na nim swojego daru. Wśród grupy starałam się wypatrzeć Asthona, tego nieznanego mi wampira. Nie dostrzegłam go, z tego powodu spięłam się jeszcze bardziej. Spojrzałam na Ara, Asthon mógł czekać gdzieś w okolicy, mógł czekać jedynie na znak od Volturich.

Aro obdarzył mnie swoim najbardziej obleśnym uśmiechem, jakbym była jakąś nagrodą, albo zwykłym trofeum.

- Co słychać Bello? - spytał Aro, splunęłam przed jego stopy. Spojrzał na mnie z mordem w oczach.

- Oj, nie ładnie. Nie ładnie - powiedział Aro i podszedł do mnie, czuł się wyjątkowo pewnie.

- Gdzie jest Asthon? - syknęłam

- Cóż, Bello. Nigdy nie grzeszyłaś rozsądkiem, jeśli chodzi o twoich bliskich. Tak jest i tym razem, nie ma żadnego nowego wampira.

Poczułam jak pod skórą rośnie mi palący ból, użyłam swojego daru i Straż Przyboczna zaczęła krzyczeć. Kiedy spojrzałam na Aro uśmiechnął się do mnie, jakby wiedział, że to zrobię. Czułam jak wszystko wokół mnie zwalnia tępo. Widziałam jak Aro odwraca się do Marka i kiwa do niego głową. Jak w zwolnionym tempie widziałam jak Marek przejeżdża dłonią wzdłuż szyi Demetriego, jego oczy stały się na sekundę puste, a potem głowa odpadła od tułowia. Spojrzałam na Ara i widziałam jego okropny wyraz twarzy. Wygrał, kolejny raz ze mną wygrali. Czułam jedynie palącą chęć zemsty, jednak przez skórę czułam coś jeszcze. Dojmujące zimno, którego nigdy wcześniej nie czułam.

Moje ciało powoli zamieniało się w lód, spojrzałam na swoje dłonie, stawały się lodem. Otworzyłam usta czując jak ból rozrywa moje wnętrzności, nie mogłam krzyczeć, mój oddech zamienił się w lód. Drżałam na całym ciele, Aro cofnął się ze strachu, upadłam na kolana i wtedy udało mi się wrzasnąć. Kiedy myślałam, że to już koniec i kiedy cały ból ustąpił wrócił podwójnie. Zadrżałam ostatni raz, a wtedy z mojego ciała wystrzeliły miliony lodowych pocisków wbijając się w drzewa, wampiry i wszystko co spotkały na swojej drodze.

Upadłam na kolana i zaczęłam płakać, zauważyłam, że trawę wokół moich palców pokrył szron. Wstałam i rozejrzałam się wokół, widziałam lód, który powoli ustępował. Słońce jednak nie było tak ciepłe, w powietrzu dało się wyczuć sporą wilgoć. Odwróciłam się i niedaleko siebie zauważyłam kobietę, a właściwie wampirkę. Z jej rąk wypływała łagodna, ciepła mgiełka rozpuszczając cały lód. Wampirzyca była piękniejsza od wszystkich, które kiedykolwiek spotkałam. Uśmiechała się do mnie i z jakąś dziwną ulgą spojrzała na zabitych Volturi. Miała piękne pełne usta, długie sięgające jej za talię brązowe włosy. Na szyi miała piękny medalion w kształcie łabędzia, ubrana była w piękną tunikę, granatowe dżinsy i skórzaną kurtkę, stopy miała bose.

- Ból spowodowany śmiercią przyjaciela uwolnił twoją prawdziwą siłę - powiedziała i opuściła dłonie, z kieszeni kurtki wyjęła pudełko zapałek i podeszła do Volturich, chwilę spoglądała na nich, a potem bez mrugnięcia okiem podpaliła ich. Złapała mnie za ramię i pociągnęła za sobą. Nie wiedziałam kim była, ani dlaczego mnie za sobą prowadziła. Stanęła dwa kilometry od miejsca wielkiego ognia, obróciła się do mnie.

- Bello, posłuchaj mnie uważnie. Uwolniłaś świat od Volturich, jednak tacy jak my potrzebują kontroli. Tak jak ludzie potrzebują kontroli, tak stworzenia nadprzyrodzone potrzebują kontroli. Ktoś musi nas pilnować, rozumiesz? Obudź się!

Zamrugałam oczami patrząc kobiecie w złote tęczówki, widniała w nich troska.

- Znam takie osoby. To dhampiry, kolonia w Hiszpani. Jest tam mój przyjaciel zna osoby, które mogą nam pomóc.

- Świetnie - powiedziała kobieta i wyciągnęła do mnie swoją dłoń - Ruszajmy zatem.

 Stać się człowiekiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz