Rozdział 11

1.9K 146 3
                                    

Okej! Jestem chora zostałam w domu i dokończyłam rozdział :D

W następnym rozdziale decydująca bitwa, ale jeszcze nie wiem, kto przeżyje, a  kto nie. Nie zabijajcie mnie proszę. :P



Trop Nahuela doprowadził mnie do koloni. To był niezwykły widok. Podziemne miasto, nie było nawet wydrążone w skałach. Wyglądało jak praca wielu rąk i pokoleń. W każdym domku, w każdej uliczce było widać prace co najmniej dwóch wampirów. W środku pachniało skałą i wodą, tak jak pachnie w większości jaskiń. Wysoko na sklepieniu połyskiwały latarnie. Zapewne zasilał je jakiś dhampir z darem elektryczności. Poświata rzucała cienie na podłogę. Na ulicach było pełno ludzi, zauważyłam nawet kilkoro dzieci. W oddali widziałam wampira unoszącego się nad ziemią.

Szybko udało mi się dojść do domu należącego do mojego przyjaciela. Powitał mnie ze zdziwieniem. Wpuścił do środka i kazał usiąść na kanapie. Pomimo wykonania jej z kamienia była zaskakująco wygodna.

- Nahuel wiele ci zawdzięczam, zrobiłeś dla mnie tyle wspaniałych rzeczy. Mam do Ciebie ostatnia prośbę.

- Zawsze ci pomogę, wiesz o tym.

- Musisz odnaleźć moja matkę i znów połączyć ją z Charliem. Obiecaj mi to, dzięki temu będę szczęśliwa.

- Sama to zrobisz - powiedział pewnie spoglądając mi w oczy

- Po prostu to zrób - powiedziałam - Szukaj, póki twoje serce bije w piersi - wstałam zamierzając znów wrócić do Włoch i ukończyć swoją misję, jednak Nahuel chwycił mój nadgarstek

- Bella, co zrobiłaś?

Spojrzałam na niego i gwałtownie wciągnęłam powietrze przez usta.

- Zabiłam Jenixa

- Co zrobiłaś? Bella oni będą wiedzieć, tylko ty byłaś w stanie go zabić nikt inny.

- Wiem - warknęłam - Dlatego tutaj przybyłam. Jeśli mi się nie uda musze mieć pewność, że Charlie będzie szczęśliwy.

- Już podjęłaś decyzję, prawda?

- Już dawno Nahuel - powiedziałam. Wyszłam z jego domu i skierowałam się ku wyjściu, kiedy zeszłam z góry.

Zaczęłam biec w stronę Volterry, mięśnie zaczęły mi pulsować, a w nogach czułam znajomą niemoc. Kolejny raz w życiu bałam się, że mi się nie uda. Bałam się, że mi się nie uda i zawiodę swoich pobratymców. Gdybym zawiodła wszyscy, albo większość zostaliby zabici, a reszta byłaby w takich Domach Towarzyskich we Francji, jak ja kiedyś - zastraszeni, bojący się o siebie, nie mający nic do stracenia.

Nagle zadzwonił mój telefon, uśmiechnęłam się -  to był Demetri.

- No cześć, co tam? - odebrałam i powiedziałam z uśmiechem to słuchawki

- Bella! - głos mojego przyjaciela był straszny - Nie możesz wrócić, Volturi wiedzą, że zabiłaś Jenixa. Musisz...

- Demetri?! Dem! - zawołałam przerażona 

- Nie ma tu go! - usłyszałam po drugiej stronie głos Ara

- Aro!  - krzyknęłam  - Coś ty mu zrobił?

- Na razie jeszcze nic. Wnioskuję, że znasz już całą historię - nienawidziłam jego okropnie spokojnego głosu, przez to brzmiał jeszcze bardziej psychopatycznie

- Od końca do początku - syknęłam

- Świetnie - powiedział - Układ jest prosty, oddasz się w nasze ręce, a my wypuścimy twojego przyjaciela.

- Dlaczego miałabym ci wierzyć? Jaką mam gwarancję, że mówisz prawdę?

- Jaką? Masz gwarancję mojego przyjaciela - Ashtona. Asthon jest wampirem, którego bardzo długo szukałem, który będzie Cię kontrolować. Nie martw się. Po całej akcji nic nie będziesz czuć, damy ci odejść. Nie będziesz wiedziała ilu ludzi zabiłaś, ani kogo.

Zacisnęłam usta starając się nie krzyknąć. Poczułam łzy w oczach, nie miałam wyboru. Demetri był moim jedynym przyjacielem i nawet jeśli wszystko by poszło źle spróbowałby mnie uwolnić.

- Zgoda - powiedziałam, usłyszałam okropny, psychiczny śmierć Aro

- Czekamy na Ciebie w lesie nieopodal Palagio. Jeden numer, a twój kolega zostanie pozbawiony głowy.


 Stać się człowiekiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz