Biegnąc ze strażą przez lasy wiedziałam doskonale, kiedy wkroczyliśmy na terytorium Cullenów. Dziwne było jak dobrze znałam ten teren nawet po tylu tygodniach. Demetri gnał przede mną, dzięki swojemu darowi kierował się na miejsce spotkania z armią nowonarodzonych. Zmrużyłam oczy, bo wyczułam zapach wilkołaków. Co one tu robiły? Wpadliśmy na polanę, Cullenowie stali w grupce u podstawy wielkiej skały. W oddali majaczyły postacie wilkołaków, porozumiewali się za pomocą umysłów. Wraz z gwardią zatrzymałam się jakieś 10 metrów przed wampirami.
- Isabella Volturi - Carlisle wyszedł przed szereg - Wiele tygodni minęło
- Zgadzam się panie Cullen. Widzę, że jednak znalazłeś zwolenników swojej teorii - powiedziałam patrząc na Cullenów. Trudno mi było udawać, że ich nie znam, ale taka była potrzeba.
- W istocie, a ty wciąż się nie przekonałaś? Zabijać ludzi, kiedy sama nim jesteś w połowie.
- Zabijanie jest czymś w czym jestem najlepsza - powiedziałam patrząc Carlisle'owi w oczy - Jestem ci wdzięczna za uratowanie mojej matki i przyjęcie mnie na świat, ale wielokrotnie ci powtarzałam, że nie zamierzam w inny sposób być ci dłużna.
Carlisle uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy. Pokręciłam głową, a on przytaknął.
- Ile ich nowonarodzonych? - spytałam, Jasper wystąpił
- Około stu, może stu pięćdziesięciu i dwójka dowodzących. Oni zapewne będą unikali pola walki. - kiwnęłam głową i odwróciłam się do Jane
- Zostajecie tutaj i wybijacie każdego, nie okazujecie litości, ile będzie nowonarodzonych, tyle ma być trupów. Ja idę szukać Rudej i jej kumpla
- Rudej? - zdziwił się Jasper - Skąd wiesz kim jest?
- Jestem jej winna kilka śmierci, zabiła moją matkę i przez jej czyny musiałam opuścić ludzi, których kochałam. Zabiorę sobie co moje - powiedziałam, ustawiliśmy się w szyku i obserwowaliśmy linię drzew.
Kiedy tylko wkroczyli od razu było widać, że nie są wyszkoleni. Stawiali na liczebność, a nie na siłę, ogarnęłam wzrokiem polanę. Czas mógł się zatrzymać, od razu ją dostrzegłam czającą się za linią drzew. Ona też mnie zauważyła i puściła się biegiem. Mogłam być dhampirem, ale byłam niezwykle wysportowana i umiałam doganiać wampiry, a nawet je prześcigać.
Krew zaczęła szybciej krążyć, kiedy puściłam się za nią biegiem. Nie odbiegała daleko od pola bitwy, coś ją tam zatrzymywało. Biegłyśmy niecałe 10 km od bitwy, kiedy usłyszałam wycie. Wycie, które znałam zbyt dobrze. Zacisnęłam zęby i przestałam bawić się w fair-play. Mając ją w zasięgu wzroku, użyłam swojego daru. Padła jak decha na ziemię, usłyszałam jej jęk. Podbiegłam do niej i złapałam ją za kark. Wróciłam na polanę i rzuciłam Rudą pod nogi Demetriego, złapał ją za gardło, czekała ją egzekucja.
Paliły się dwa stosy trupów, Carlisle schylał się nad Jacobem. Podeszłam do mężczyzn i ukucnęłam nad nimi.
- Co się dzieje? - spytałam
- Złamane żebra z przemieszczeniem. Już zaczęły się zrastać z pewnością źle. Muszę go zabrać do domu - kiwnęłam głową i zacisnęłam.
- Isabello, jeden się wyrwał i zrobił to temu wilkowi - wyszeptał mi Felix na ucho.
Zmrużyłam oczy, czułam jak rośnie we mnie gniew. Podeszłam do straży, Victoria wciąż szamotała się w uścisku Demetriego. Podeszłam do niej i kazałam mężczyźnie ją puścić od razu przyszpilając ją do ziemi za pomocą daru.
- W świetle prawa jesteś skazana na śmierć, jednak zawsze wysłuchuje strony i jeśli masz jakieś dobre argumenty, twoja śmierć może nie być zbyt bolesna. Więc słucham, co się stało, że stworzyłaś armię nowonarodzonych.
CZYTASZ
Stać się człowiekiem
Fiksi PenggemarIsabella Volturi - przywódczyni Straży Przybocznej, córka Marka i Didyme Volturi. Kiedy wyjeżdża do Forks, żeby poznać świat, wydarzenia zaczynają się kształtować same. Prawda coraz szybciej wychodzi na jaw. Kto tak naprawdę jest dobry, a kto zły?