Part 19; "Anything"

3.4K 189 6
                                    

POLECAM PUŚCIĆ PÓŹNIEJ PIOSENKĘ! 


Tydzień później

Po tamtym wydarzeniu trafiłam do szpitala. Przez okrągłe pięć dni byłam pod stałą obserwacją. Codziennie odwiedzali mnie rodzice, Brad, oraz Ariana, która kiedy dowiedziała się co zaszło, udała się do domu Camili, następnie udając się do mnie. Jednak...nie obchodzi mnie to już. Skoro zrobiła błąd, niech płaci za niego teraz.

Wczoraj wieczorem wróciłam w końcu do domu. Po uzgodnieniu po raz ostatni z doktorem Sam'em jak powinnam obchodzić się ze świeżą zagojoną raną podpisałam się w wyznaczonym miejscu na papierze. Na zewnątrz było ciepło, więc postanowiłam się przejść. W domu przebrałam się w leginsy i czarna luźną bluzkę. Nałożyłam na uszy słuchawki i z dźwiękami The 1975 wyszłam z pokoju informując rodziców o moim wyjściu. Mijałam kolejno starszych ludzi, młodzież, matki z dziećmi. Wszyscy jakby zabiegani, gdzieś wypadek, gdzieś stłuczka, korek... Będąc przy ławce usiadłam na niej. Zamknęłam oczy. Dookoła mnie słychać było śpiew ptaków, lekki podmuch wiatru. Kompletna cisza. Cisza jakiej było mi trzeba. Jak przedtem tego nie dostrzegłam? Otworzyłam swoje zielone oczy i uniosłam je na niebo. Białe chmury tworzyły niesamowite kształty. Niby takie zwyczajne, a jednak niesamowite. Po chwili odpoczynku wstałam na nogi i wprawiłam swoje ciało ponownie w ruch. Mijając fontannę zauważyłam jak mężczyzna na oko wyglądający na 30 lat popchnął kobietę. Widać, że się o coś kłócili. Ale jakim prawem on ją tknął? Stuknęłam w ramię blondyna, który odwrócił się w moją stronę.

- Czego? - warknął w moją stronę.

- Grzeczniej. Zostaw ją w spokoju - powiedziałam zdenerwowana.

- Nie twój interes lalunia, czy ją zostawię czy nie. A teraz możesz odejść tam skąd przyszłaś. - odwrócił się lecz złapałam jego nadgarstek.

- Nie skończyłam. - warknęłam.

- Ale ja tak. A teraz wypier... - nie dokończył gdyż złapałam go za rękę i wykręcając ją do tyłu zablokowałam jego najmniejszy ruch przez co nie mógł się poruszyć. Z jego ust wylatywały jęki bólu przez co na moich ustach uformował się uśmiech.

- A teraz ładnie przeprosisz. - skierowałam się z nim w stronę przerażonej kobiety. Początkowo stawiał opór, lecz widząc, że mu nie odpuszczę w końcu zrezygnował z walki.

- Nie będę jej przep....auu kur...- wykręciłam bardziej jego dłoń kładąc ją pomiędzy łopatkami.

- Przepraszam ! - krzyknął. Po jego przeprosinach puściłam jego ramię, które ściskałam prawą dłonią i nakazałam mu odejść. Po jego zniknięciu kobieta zaczęła mi dziękować, lecz będąc uprzejmą uśmiechnęłam się jedynie i życzyłam miłego dnia. Odwróciłam się i zaczęłam kierować się w stronę domu, gdyż powoli robiło się ciemno. Po drodze kontem oka zauważyłam jak cień ludzkiej sylwetki przemknął między drzewami. Zaniepokojona udałam się w tamto miejsce. Podchodząc bliżej nikogo nie zauważyłam.

Oddaliłam się się od drzew, kiedy poczułam, że na kogoś wpadam. Spojrzałam na dziewczynę siedzącą na ziemi na której twarzy istniała jedynie istna furia i złość. Wkurzona do granic możliwości odrzuciła moją wystawioną rękę i wstała o własnych siłach. Miała długie blond włosy, porcelanową twarz, jasne jak niebo oczy, pełne usta, oraz zgrabną figurę.

- Jak łazisz?! I przestań się tak na mnie gapić! - powiedziała z frustracją w głosie.

- Jak już, to chodzę. To ty chodzisz złą stroną chodnika. A patrzeć będę patrzyła tyle ile mi się podoba, chyba, że mi wydłubiesz oczy tymi pazurami. - zaśmiałam się wskazując na jej paznokcie.

- Żartujesz ze mnie prawda? Pierw na mnie wpadasz przygniatając moje ciało jakbym była jakimś żarciem, a potem sobie jeszcze ze mnie żarty robisz? - zapytała zbita z tropu.


- Nope. - odpowiedziałam próbując zatrzymać śmiech przegryzając swój język.

- Cokolwiek. - zaczęła odchodzić. Nie wiem co mnie natchnęło, ale podbiegłam szybko do niej i wyciągnęłam dłoń przedstawiając się.

- Lauren. - wysłałam jej pokrzepiający szczery uśmiech.

Dziewczyna lekko westchnęła pod nosem przenosząc na mnie swoje spojrzenie. Po dłuższej chwili zastanawiania ścisnęła moją rękę swoją małą i mruknęła pod nosem...

- Rosie. - słychać było w jej głosie chrypę, gdy mówiła niskim głosem.

- A więc Rosie. Pozwól, że przyłączę się do Ciebie.

Zaczęłam chichotać, kiedy na jej ustach wyskoczyło zaskoczenie.

- Bo Ci mucha wpadnie. - mruknęłam rozbawiona.

- Dobrze, że Tobie nie wpadła.. I nigdzie ze mną nie idziesz.- odpowiedziała zbulwersowana. 

- Oj żartowałam. Nie dąsaj się kocie. I tak pójdę.. - stuknęłam ją w ramię.

- Okej, orangutanie. - zgodziła się po dłuższej chwili, wiedząc że nie odpuszczę. Zaśmiałam się z jej określenia i dopasowałam się do jej tempa chodu.

Przez resztę drogi do jej domu rozmawiałyśmy na luźne tematy jakbyśmy znały się nie od dzisiaj. Zauważyłam, że blondynka z czasem nabrała więcej odwagi, dzięki czemu bardziej otworzyła się na rozmowę. Kiedy znaleźliśmy się na jej ganku podałam jej swój numer telefonu aby dzwoniła kiedy chce. Żegnając się z nią zaczęłam oddalać się do swojej rezydencji. Założyłam słuchawki na uszy puszczając piosenkę "I found" Amber Run. Splotłam swoje zimne palce i powolnym krokiem przemierzałam chodnik. Podniosłam wzrok na gwiazdy nade mną. Poszłam kawałek dalej. Kiedy nie widać było żadnego domu w okolicy mojego wzroku, usiadłam na trawie. Położyłam się na plecach i ponownie spojrzałam w górę. 

- Jesteś tam? - szepnęłam czując spływające łzy.

Nie oczekując z jej strony żadnej odpowiedzi kontynuowałam.

- Wiesz.. życie jest do bani. Ciągle coś idzie nie tak, zawsze jakieś problemy. Kiedy myślisz, że jest już dobrze ,nagle... robi się wszystko na odwrót. To co uważałaś za ważne traci swoją wartość. Dostrzegasz jedynie te małe, niewidoczne dla innych rzeczy. Te zapomniane, ominięte. Myślałam, że moje życie będzie wyglądać inaczej. Szczęśliwie, ale... ty wiesz jak to jest. Kiedy bardzo czegoś pragniesz.. Chciałaś jedynie być dobra dla innych, aby widzieli jak bardzo darzysz ich miłością. Nie martwiłaś się o własne samopoczucie. Ale ja widziałam. Widziałam jak męczysz się częstym bólem. Miałaś chore serce, ale.. walczyłaś. Niefortunny wypadek wszystko zmienił.. A oni? Nawet nie przyszli na twój pogrzeb, tylko zapomnieli o twoim istnieniu. Jakby twoja troska nigdy nie była im podarowana. Jakbyś nigdy nie istniała... Byłam tam, widziałam Cię. Twoje bezwładne ciało, zimne jak lód dłonie splecione do modlitwy. Ciemna bordowa sukienka, przylegająca do twojego..pustego ciała. Bo tak mogę to określić. Nie było Ciebie tam. Było jedynie twoje ciało, lecz nie było duszy. Nigdy nie myślałam, że mogłabym Ciebie stracić w taki sposób. Na zawsze.. Bez żadnej szansy na ponowne spotkanie. Wiem, że mnie słyszysz. Zawsze mnie wysłuchiwałaś od początku do końca. A ja? Mówiłam Ci wszystko co naszło mi na język. Moje najskrytsze plany, marzenia, sekrety, uczucia. Teraz one są z Tobą tam u góry, jak i moje serce. Po prostu.. daj mi tylko pewność, że jesteś tu ponownie dla mnie. Chcę poczuć twoją obecność.. 

Na moją twarz spadły pierwsze krople deszczu. Z każdą sekundą nasilał się tak jak moje szczęście. Uśmiechnęłam się sama do siebie i nie przejmując się tym, że moknę pozostałam w tej samej pozycji.

- Dziękuję. - szepnęłam.

Wyprostowałam się i wstałam na własne nogi. Otrzepałam brudne spodnie i zaczęłam kierować się do domu. Moje ciuchy przylegały ciasno do mojego ciała. Ulice świeciły pustkami, a ja? Ja szłam z uśmiechem na ustach nie przejmując się niczym. To co chciałam..zdobyłam. I byłam z tego dumna. 

Ręką odgarnęłam niesforne kosmyki włosów z twarzy. Poprawiłam rozwiązane sznurówki i ponownie zaczęłam iść. Biorąc zakręt zderzyłam się z kimś. 

- Och, ja przep.. o cześć. - powiedziała po chwili zawahania dziewczyna.

- Hej Ari. Co ty robisz o tej porze na dworze? Jest zimno a ty powinnaś siedzieć w domu. Jeszcze będziesz chora. - zaczęłam się o nią martwić. Było już ciemno, mogło jej się coś stać jak..Suzie.

- Mogłabym zapytać Ciebie o to samo. A skoro już mowa o siedzeniu w domu.. Idziemy do mnie? Dawno nie spędzałyśmy wspólnie czasu a brakuje mi tego. - zapytała z nadzieją w brązowych oczach. Próbując unormować przyśpieszone ciśnienie skinęłam głową, próbując usunąć twarz mojej przyjaciółki z głowy.

- Oczywiście. - złapałam ją za rękę następnie splatając nasze palce i wysyłając jej uśmiech udaliśmy się do jej posiadłości. 


Notka:

Powiem Wam szczerze, że podczas pisania leciały mi łzy.
Do następnego kochani,
Love yaa. xx







Bitterness || CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz