Rozdział 8

27 2 1
                                    

Gdy oglądaliśmy razem film Patrick zadał pytanie, które już do końca wyprowadziło mnie z równowagi.

-Coś was łączy?

Spiorunowałam go zwrokiem, jak mógł zapytać mnie o coś takiego? Podobno mi ufał..

-Kurwa Patrick czy Ty jesteś normalny?

-Grzecznie zapytałem i liczę na to, że mi odpowiesz.

-Odpowiadam na to pytanie ostatni raz, NIE nic nas nie łączy. Może Ty byś chciał żeby tak było?

-Zwariowałaś.. -niezdążył dokończyć kiedy mu przerwałam krzycząc.

-Może chcesz ze mną zerwać ale nie masz odwagi? Może to tylko pretekst do zrobienia awantury, po której się rozstaniemy?

-Nigdy-wykrzyknął stając z sofy i uderzając pięścią w ścianę- Jestem cholernie zazdrosny, cały czas sobie przypominam jak z nim kiedyś flirtowałaś w klubie.. jak na niego patrzyłaś..nie chcę Cię stracić.

-To się tak nie zachowuj, a nie stracisz.. Patrick podstawą związku jest zaufanie, w naszym przypadku tego nie widać, albo zaczniesz mi ufać i przestaniesz z wymyślaniem jakiś niestworzonych rzeczy albo damy sobie przerwę. Przemyśl to i daj mi odpowiedź. Wiesz, że Cię bardzo kocham, ale jeśli tak ma wyglądać nasz związek to zastanów się czy to ma sens..

-Masz rację- powiedział po chwili zamyślenia- Przepraszam Cię, zapomnijmy o tej całej jebanej rozmowie i zacznijmy jeszce raz.. od początku.

Pokiwałam lekko głową. Zgodziłam się na to choć dobrze wiedziałam, że kiedyś i tak jego chora zazdrość wróci, ale już wtedy będzie definitywny koniec.

-Może będzie lepiej jak dzisiaj wrócę jednak do domu.

-Masz rację, musisz.. Musimy ochłonąć, przemyśleć to wszystko.

-Do jutra-pożegnał się i pocałował lekko w policzek.

-Pa-rzuciłam kiedy wychodził. Odczekałam jeszce chwilę i również wyszłam. Poszłam do pobliskiego parku. Spacerowałam tak chwilę kiedy ujrzałam Carmen w objęciach jakiegoś chłopaka, chyba z piętnasty w przeciągu miesiąca. Dziwka. Skręciłam w drugą uliczkę nie chciałam koło niej przechodzić. Kątem oka dostrzegłam Carmen idąca w moim kierunku. Miała na sobie krótką spódniczke i bluzke na naramkach która odsłaniała połowę jej piersi.

-Katie zaczekaj-krzyknęła za mną.

-Czego chcesz?- warknęłam na nią. Dziewczyna stanęła obok mnie, poprawiając swoje blond włosy.

-Chciałam Ci osobiście pogratulować.

-Czego?-prychnęłam.

-Związku z Patrickiem, no no kto by się spodziewał, takie ciacho jak Patrick i taka ofiara losu jak Ty-wybuchnęła śmiechem.

-Uważaj sobie na słowa dziwko, bo zaraz twój piękny ryjek będzie miał bliski kontakt z ziemią.

-Spokojnie Kat, tylko się tak z Tobą drocze.

-Skończyłaś już? Uwierz mam lepsze zajęcia niż rozmowa z Tobą.

-Hahah, jakie? chodzenie bez celu po parku?

-Nie twój zasrany interes.

-Może zakopiemy ten wojenny topór co- wyrzuciła z siebie. Byłam zdziwiona, Panna Carmen, która mnie nienawidziła chciała się ze mną pogodzić? Albo się zmieniła albo coś kombinuje. Bardziej stawiałam na to drugie, ale jak to mówią bez ryzyka nie ma zabawy.

-Może masz rację..

-Oczywiście że mam, jak zawsze.Zgoda?- wystawiła rękę, zanim podałam jej swoją jeszcze chwilę się zastanawiałam.

-Zgoda-odparłam.

-No i super-klasnęła w dłonie blondyna. Muszę już lecieć. Zgadamy się na jakąś impreze czy coś?

-Tak jasne, pa-rzuciłam i odeszłam będąc nadal w szoku. Nigdy bym się nie spodziewała, że kiedyś pogodze się z Carmen i, że to ona pierwsza poda mi rękę.
Życie bywa przewrotne.

-Hej Meg, muszę Ci o czymś powiedzieć, nigdy nie uwierzysz.

-Oo już się boje, opowiadaj.












Do końca naszych dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz