Rozdział 5 "Chcę być wolna."

113 16 7
                                    

Nie wiem co robić. A może Wyzwolony00 chcę zrobić sobie ze mnie jakieś żarty? Choć z drugiej strony po co miałby to robić?

- Choć!

Ta wiadomość brzmi dość błagalnie... Zupełnie tak jakby był na końcu swojego życia.

- Gdzie jesteś? - piszę szybko, bo chcę już wyjść z domu i być przy nim.

- Jestem dwie ulice dalej. Na dachu Queen.

- Będę za 1h.

Piszę w pośpiechu i wyłączam laptopa. Jest już późno i powinnam dawno leżeć w łóżku jak moi rodzice. A wiem, że śpią, bo zakładam się do ich sypialni i zetknęłam przez uchylone drzwi. Poprawiłam się i ubieram płaszcz i buty. Wychodzę przez okno w łazience.
Idę.

Idę ciemną mroczną ulicą, która jest oświetlana przez jedną latarnie. Drzewa są tak blisko siebie posadzone, że księżyc nie daję rady się przebić.

Wieje silny wiatr, który zawiewa suche liście z jednej strony ulicy na drugą. A wraz z liśćmi udaje mi się rozpoznać papierki po cukierkach. Moje pole widzenia jest ogranicze czarnymi włosami.

Widać, że wszyscy już śpią. Nawet moi rodzice. Domy stoją ciemne. W oknie nie widać żadnej żywej duszy. Jakby wszyscy wyjechali i zapomnieli zabrać mnie ze sobą.

Ale jestem tu z własnego wyboru...
Bo chciałam...

A teraz idę na szczyt bloku Queen, by poznać tajemniczego chłopaka, który liczy, że pójdę tam... Do niego...
A co będzie dalej?

Próbuje wyrzucić powód, z którego uciekłam z domu i skupić się na drodze. Na myśleniu o rzeczach mało ważnych. A co najważniejsze...
Jestem wolna!

Biegnę po drodze...
Biegnę przez pasy...
Biegnę do góry po schodach...

Jestem już u góru, na szczycie, koło niego. Ale tu wieje o wiele silniejszy wiatr niż na ulicy. Jestem jakieś parę metrów od niego. Nie wiem czy wie, że już jestem, ale sądzę, iż na pewno słyszał mnie jak tu wchodziłam.
Idę.

Na mojej twarzy włosy w kolorze nocy układają mi się w pajęczynę, co sprawia, że znów nie widzę całego obrazu.

Księżyc oddaje mocny blask, który jest skierowany wprost na tajemniczego chłopaka, jakby miało by to mnie nakierować gdzie on jest.

Podchodzę trochę bliżej.

Już mało brakowało, ale fakt, że pewnie wyczuwa moją obecność i zostaje wciąż w milczeniu wpływa na moją psychikę, co w efekcie daję czarne myśli.

Stoję już tuż za nim.

Stoję i chcę wyciągnąć rękę w jego stronę, chcę zrobić krok w przód, chcę zrobić obojętnie jaki ruch, ale byle w jego stronę...
Mój umysł mi na to nie pozwala.
Zamykam oczy, otwieram usta by zaczerpnąć świeżego powietrza jakie tutaj panuje.

- Już jestem. - mówię cichym głosem, prawie skrzywdzonym.

- Wiedziałem, że przyjdziesz. Jesteś taka dobra. - odpowiada mi głosem twardym, głosem pozbawionych uczuć.

- Wiedziałeś? - to co usłyszałam wywołuje u mnie zaskoczenie, ale w negatywnym stopniu postrzegania tego słowa. Łapię go za rękę, a on się odwraca. Nie wiedzę niczego, prócz jego ciemnych orzechowych oczu, w których jest spokój. Kaptur i chustka zasłania resztę jego twarzy.

- Wiedziałem o twoim istnieniu. Codziennie gdy wracałem do domu widywałem ciebie w oknie.

- No dobrze. Ale czemu kazałeś mi tu przyjść? - pytam z żalem w głosie. Na twarzy pojawia się grymas niezadowolenia.

- Chciałaś być wolna, a ja chciałem ci to dać, chociaż na chwilę. - jego słowa urzekają mi, ale jednocześnie wzbudzają niepotrzebne pytania.

- Czyli nie chciałeś skoczyć?

- Stoję na skraju bloku, jakby na świata szczycie i chcę skoczyć, ale nie robię tego, bo czuję, że kocham życie. - kiedy mówi jego oczy wydają mi się roześmiane.

- Jestem Debbie. A ty? - przedstawiam się. Chłopak schodzi ze skraju bloku i przechodzi obok mnie. Łapię mnie za dłoń, zaczyna mnie ciągnąć za sobą.

- Jestem Paul. - mówi ciągnąć mnie na drugą stronę bloku. - A to jest mój świat... I chcę Ci go dać.

Patrzę na mroczne miasto, które jest całe ozdobione neonowymi światełkami i blaskiem latarki. Jest tak jak wirtualnym świecie. Moje oczy patrząc na to, co moją mieć.

- Chcesz być wolna? - pyta łapiąc mnie w talii, ale nie reaguje na to, bo jedyne co mnie teraz interesuje to widok miasta. Kiwam głową na tak w odpowiedzi.

- To chodź ze mną. - szepcze mi do ucha.

Potem Paul trzymając moją dłoń kieruje się do środka budynku, a ja idę zanim jak ćma do światła. Mknę do niego. Gdy jesteśmy już na ulicy, na której panuje ciemność biegniemy środkiem ulicy w zupełnie nie znaną mi drogę.

*****
Cześć, cześć i cześć. :)

W końcu rozegrała się jakaś mocniejsza w opowiadaniu.

Czekam na opinie.

Buja!

<3 <3 <3


Krzyk o wolność.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz