Rozdział 7 "Wolne życie. "

104 17 2
                                    

- Już jesteśmy na miejscu! - mówiąc to Paul zrzuca mnie, a ja ląduje na kupię liści.

- Nie, żeby coś, ale chyba powinieneś mnie położyć! - mówię dość ironicznym głosem, by podkreślić swoje niezadowolenie.

Próbuje wstać, ale kiedy tylko chcę się podnieść, moje ręce ześlizgują się po liściach. Wręcz toną w nich. Podejmuje walkę z nimi, ale każda moja nieudolna próba kończy się upadkiem.

Paul łapie mnie za biodra i wcale nie używając zbyt dużo siły z łatwością podnosi mnie. Po czym oddala się.
Czuję strach.
Nie wiem gdzie on jest.
Nie słyszę żadnego dźwięku.
Nic.

- Jesteś gotowa, aby ściągnąć chustę z oczu? - słyszę jak szepcze mi do ucha.

Przeszywa mnie lekki dreszcz zaskoczenia. Kiwam głową na znak, że tak. Jestem gotowa!

Paul ostrożnie jak tylko może odwiązuje supeł, znów zbytnio się nie wysilając przy tym. Po czym subtelnie ssuwa z oczu.
Ale ja mimo ściągnięcia chustki, wciąż mam zamknięte oczu.

Otwieram je delikatnie.

- I to jest to twoje "wspaniałe" miejsce? - mówiąc to przed oczami mam małą dróżkę, przy której płynęła mała rwąca rzeczka wypełniona drobnymi kamieniami. Dookoła jest sypki piasek przypominający ten z plaży. A cały ten krajobraz wypełniają wysokie do nieba sosny. Był to ładny widok, bo ta pora nocna wykańcza cały obraz, ale nie tego się spodziewałam...

- Nie. - Paul staje za mną. - To jest moje miejsce. - mówiąc to obraca mnie, a ku moim oczom ukazuje się drabinka. Podnoszę wzrok.

- O kurcze. - nic więcej nie dałam rady powiedzieć.

Na tych wysokich sosnach są zbudowane trzy wspaniałe drewniane domki połączone drewnianymi mostkami. Tam to dopiero musi być widok.

- Zapraszam! - mówi Paul podając mi dłoń, którą chwytam. Nie pewnie wchodzę po drabince do góry.

Stopa za stopą. Za każdym razem trzymam tak samo mocno drążek od drabinki. A to wszystko dlatego, że w mojej głowie są czarne myśli, które podpowiadają mi, iż mogę spaść. Przed oczami już mam ten widok. Jak leże wśród liści, gdzieś głęboko zakopana. Nogi, ręce - wszystko połamane. Może gdzieś w okolicach usta będzie trochę krwi. A oczy? Oczy wpatrzone przed siebie, by poraz ostatni ujrzeć Paula.

Trochę dramatyczny scenariusz, ale kiedy już dostrzegłam te wszystkie elementy czarnych myśli i przeanalizowałam każdą możliwą opcje to, już znalazłam się u góry.

- Debbie? - krzyczy Paul ze środka jednego z domków.

- Tak? - odpowiadam.

- Chodź do mnie. - tym razem jego głos się trochę ściszył.

Weszłam ostrożnie jak piórko, trochę na palcach ze wstrzymanym oddechem. Gdy weszłam zobaczyłam stół, krzesła, dobrze wyposażoną kuchnię. I to wszystko po środku lasu, a na dodatek w domku na drzewie?

- Głodna? - pyta Paul stojąc przy kuchence.

- Tak, nawet bardzo. - mówię w  pośpiechu jakbym miała ograniczony czas do przemówień.

- Dobrze. Więc, wyjmij dwa kieliszki są tam. - Paul wskazuje miejsce gdzie je znajdę. - Lubisz wino? - pyta wciąż siedząc przy kuchence.

- Nigdy nie piłam. - odpowiadam skruszonym głosem, bo jest mi się wstyd przyznać.

- To to będzie twój pierwszy raz. - mówi, poczym na talerze wykłada to co wcześniej smażył.

Chwilę potem ląduje przede mną ośmiornica z sałatką z ogórka i pomidora z grzankami.

- Lubisz? - na jego pytanie wpuszcza wzrok i zaczesuje niesforny kosmyk włosów za ucho. - Nie jadłaś, czyli dzisiaj mamy dzień nowości. - mówi, a mi poprawia humor.

Jemy chwilę w milczeniu, a ja nie mogę uwierzyć, że to zwierzątko morskie mi smakuje i to jeszcze z winem. Podnoszę wzrok. Paul już nie ma chustki ani kaptura. Zadziwiające jest to, że jego usta pociągają mnie nawet kiedy je.

- Paul, dlaczego nazywają cię Wyzwolony00? - rzucam ostro. Mam pokerową twarz, a jego? Jest wręcz inna - przestraszona. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.

***

Hej misie pysie. :*

Nie miałam zbyt pomysłu na dalszą część rozdziału. A z tym już trochę się męczyłam.
Mam nadzieję, że choć trochę się wam spodoba, ale...

...obiecuję, że następny będzie lepszy. :) :) :)

Weroonka9. <3

Krzyk o wolność.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz