Rozdział 4 - Ciężka Sprawa

389 40 2
                                    

Po służbie która przebiegła bez problemu udałem się do swojej sypialni i położyłem się spać, jednak w środku nocy obudziły mnie jakieś dźwięki. Wstałem i podszedłem w stronę drzwi. Uchyliłem je delikatnie a do mojego pokoju wpadło trzech mężczyzn. Wyciągnąłem katanę z prędkością światła atakując jednego, ale zrobił unik i uderzył mnie pałką w głowę. Straciłem przytomność.

Obudziłem się w wielkiej oświetlonej sali. Zobaczyłem naprzeciw siebie w podobnej pozycji Gin-sana.

-No to się dałeś zrobić Gintoki. Kogo jak kogo, ale Ciebie bym się tu nie spodziewał.

-Spadaj Sadysto. Nie mam ochoty na słowne przepychanki.

-A to nowość - odparłem a on napluł w moją stronę. Jednak odległość między nami była za duża.

-Uspokójcie się - powiedział jakiś głos, który kojarzyłem - nie mam zamiaru was tutaj trzymać na głodówce, czy na czymś takim. Macie być silni. Bo walka, ma sens tylko z silnymi jednostkami.

-Oi, chyba się pomyliłeś rudy. Nie ma z nami najsilniejszej istoty. Twoja siostra wciąż gdzieś chodzi po mieście - "Rudy"? "Twoja siostra"?! Czyżby to był...

-Oh, zapewne tak - odparł Kamui uśmiechając się - ale już nie długo. Moi ludzie jej szukają. Obserwowałem was. Zakochaliście się w najmniej właściwym czasie.Chociaż, może wam to wyjdzie na dobrze. Ginciu... bo mogę tak do Ciebie mówić, prawda?

-Spier...

-Ginciu, z nami jest już Twoja miłość- pokazał na drzwi a stamtąd wprowadzili Sa-chan w peruce i przepasce krzyczącą

-TO JA GIN-SAN, WEŹ MNIE PROSZĘ! -Nie wiem jak on to zrobił ale wyrwał parasol Kamui'owi i rzucił w Saturobi tak, że zaczęła krwawić.

-I tak miałem z nią zerwać -mruknął Sakata, a ja od razu zrozumiałem co miał na myśli. Chciał strzec Kyuubei mimo tego w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźliśmy. Na moje nieszczęście, Kagura tak czy siak byłaby jego celem. Odezwałem się z nadzieją, że będzie jednak miał litość dla dziecka i to w dodatku kobiety.

-A może byś zostawił w spokoju swoją siostrę? Przecież jest kobietą i dzieckiem i na dodatek Twoją rodziną, więc... - nie dał mi dokończyć zdania, gdyż z uśmiechem na ustach uderzył mnie z otwartej dłoni w twarz.

-Stul pysk Sougo - mruknął Gintoki do mnie a ja się zirytowałem. Czyżby nie martwił się o chinkę?!

-Kamui, rozwiążesz mi ręce, żebym również ja mógł go walnąć?

-Dlaczego? - odpowiedział zainteresowany

-Obiecał, że nie zrani Kagury, a właśnie to robi.

-No nie wiem, czy mogę Ci zaufać.

-Przysięgam na Bushido -odpowiedział Gintoki

-PRZECIEŻ TY NAWET NIE ZNASZ KODEKSU BIAŁOWŁOSY KRETYNIE - wydarłem się na niego, co spowodowało reakcję ze strony Sakaty. Dostałem nogą od krzesła w twarz.

-Moglibyście mi dać krzesło, w tym odpadła noga - powiedział wskazując głową na przednią nogę krzesła po prawej stronie.

-Dajcie mu krzesło. Ale teraz mnie nie denerwujcie. Mam niedługo spotkanie z moją kochaną siostrą...

-NIEEE - wydarłem się a Gintoki zniszczył drugie krzesło...

-Sa-chan, chodź do mnie, ukarzę Cię... - powiedział Gin i momentalnie z normalnie ubranej kobiety zamieniła się w masochistkę.

-Oh Gintoki, uderz mnie - wyszeptała z rumieńcami na twarzy.

-Oczywiście... pod warunkiem, że mnie uwolnisz...

-Już się robi panie! - krzyknęła Sa i rozwiązała Gintokiego który kopnął ją z całej siły w twarz aż zniknęła nam z oczu. Podszedł do mnie i rozwiązał liny podtrzymujące mnie.

-Musimy go znaleźć zanim on znajdzie Kagurę - wyszeptałem cicho

-Stul pysk jełopie - odpowiedział mi srebrnowłosy - poczekamy tutaj i dopiero załatwimy ich wszystkich. Ale teraz musimy znaleźć nasze bronie. Bez nich nic nie zrobimy z rudym.

-Dziwnie się czuję, wiedząc, że on ma na mnie... - nie było dane mi dokończyć wypowiedzi, ponieważ do kryjówki wpadł starszy mężczyzna a Gintoki widząc go wykrzyknął

-Tylko Ciebie nam tu brakowało łysy! Chyba mamy jakieś spotkanie rodzinne! Chłopak Kagury, brat, przybrany brat i ojciec!

-Co? - spytał Umibozu - Jak to chłopak? To coś?

-To coś nie dało się zabić Kamui'emu i nie straciło ręki - odpyskował Gin-san a ja poczułem się lepiej, wiedząc, że mimo wszystko mnie broni. Chyba coś takiego obiecał mojej siostrze. Czułem, że na mnie patrzą, więc najlepszą taktyką będzie zachowywanie się z kulturą.

-Dzień dobry, Proszę Pana. Nazywam się Okita Sougo i jestem przedstawicielem Shinsengumi i Kapitanem Pierwszego Oddziału.

-Hmmm... Nie wygląda na głupiego i słabego. Niech będzie. Ale wiesz co Ci się stanie...

-Wiem wiem - odparłem poirytowany -ale jest pan drugi w kolejce. Pierwszy jest Gintoki.

-Domyśliłem się - odparł mi łysy z uśmiechem na twarzy - a teraz poczekajmy na Kamui'a.

Nie musieliśmy długo czekać, gdyż chwilę później wszedł z Kagurą do środka. Przyszła widocznie, pod groźbą, ale nie była związana.

-Gdzie jest Soguo oszuście?! -Wykrzyknęła chinka do brata

-Mógłbym przysiąc że tu był...

-Halo! Tu jestem! - wykrzyknąłem zeskakując na dół. - Kamui przyjacielu. Co tam u Ciebie?

-Nie jesteśmy przyjaciółmi. - wycedził rudy.

-A może jesteś moim przyjacielem? -zeskoczył za mną Gintoki.

-Też. Nie. - Odparł bardziej zirytowany

-Za to moim synem na pewno jesteś -powiedział Łysy skacząc.

-No nieeeee. Dlaczego Ty tu jesteś? Idź stąd! - Wykrzyczał Kamui.

-Dlaczego? Chciałem się spotkać z moimi dziećmi. Dawno się nie widzieliśmy.

-Tak, od momentu, kiedy odciąłem Ci rękę.

-Za to ja Cię o mało nie zabiłem.

-PRZESTAŃCIE - wykrzyknęła Kagura- zachowujecie się jak idioci! Jesteśmy rodziną!

-I co z tego? Jesteś słaba -powiedział Kamui do chinki a ona jedynie odpowiedziała mu prawym sierpowym po którym chłopak wylądował po drugiej stronie hangaru.

-Jestem silniejsza niż Ty. Silniejsza niż łysy...

-Nie jestem łysy!

-Jesteś! - wykrzyknęli wszyscy.

-Dobrze, skoro nie udało mi się załatwić sprawy z Shiroyashą i Sadystą to znikam. Do zobaczenia!- wykrzyknął uśmiechając się i łapiąc się linki zwisającej z helikoptera. Łysy już w niego celował, ale Kagura podbiła kopnięciem parasol do góry, tak że spudłował. Spojrzała na niego krytycznie i wycedziła

-Nigdy. Nie. Podnoś. Broni. Na. Moje. Brata. Łysolu. Zrozumiano?

-A mówisz, że Ci na nim nie zal...-nie dane było mu dokończyć, ponieważ ruda walnęła go parasolem w twarz i wyszła.

-Emmm to ja chyba pójdę za nią. -powiedziałem - Do widzenia Panu! - dodałem i wybiegłem za Kagurą. Stała na zewnątrz opierając się o ścianę i cicho płacząc. Przytuliłem ją delikatnie i zacząłem ją uspokajać. Po chwili przestała pociągać nosem i powiedziała w moją szyję

-Dziękuję.


I poszła sobie jak gdyby nigdy nic.

Ostatni ShinsengumiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz