Rozdział 7

55 10 0
                                    

Jest poniedziałek. Najtrudniejszy dzień w całym tygodniu. Nikt nie lubi tego dnia. Weekend był wspaniały ,ale czy teraz wejdę w rutynę tygonia?
Wstaję i podchodzę do szafy. wybieram spódnicę oraz bluzkę. Jest maj więc w Kalifornii jest ciepło. Robię warkocze i idę zrobić makijaż. Podkreślam łuk brwiowy i dodaję eyeliner. Tyle wystarczy. Tuszuje rzęsy i wychodzę z łazienki, wchodzę na dół mama czeka z śniadaniem. Ma dobry humor ,bo zrobiła moje ulubione naleśniki. Jedząc śniadanie mówimy o szkole. Lubię tak spędzać poranki. Całuję ją w policzek , zakladam conversy czarne, biorę klucze, telefon oraz plecak.

Tak jak zawsze słucham muzyki w autobusie. Wychodzę witam się An. Dzień jak codzień.

- Hej jak tan z Louisem?

- Hej jak tam z Alexem?

-Ty pierwsza. - oznajmiam.

- Okey wtedy gdy Cię zostawiliśmy za co przepraszam!! Poszliśmy tańczyć, trochę wypiłam. Zapytał czy chcę iść do niego. Ja tego pragnęła. Więc to zrobiliśmy.

- Że co ?? Czemu dopiero teraz mi o ty mówisz An!!!

- Byłam podekscytowana. Nie miałam czasu. On mnie też kocha. Tak mi powiedział. Jesteśmy razem od soboty.

- W końcu razem!!

- Teraz ty.

Mówię jej o tym co się działo na imprezie. Mówię o pocałunku, i spotkaniu bo przecież to według niego nie była randka. Pokazuję jej smsy od niego.

- Ale on jest słodki. Większość ludzi nie ma go za takiego. Wszystkiego dziewczyny go kochają . Jest czymś w rodzaju Bad Boy'em. Niektóre mówią ,że jest zwyczajnym dupkiem.

- Może go po prostu nie znają.

- Nie wiem ,ale mówię ci uważaj na niego, on może złamać ci serce.

- Czyli jak każdy chłopak.

- Faktycznie to prawda.

Słyszymy dzwonek i biegniemy na matme. Na przerwie Angel idzie do swojej szafki ,a ja czekam na nią pod salą. Widzę jak wraca An.

- I co widziałaś się z Alexem?

- Dzisiaj nie ma i nie będzie Alexa.

- Mijłam go dziś na korytarzu. Nie zauważył mnie , nie powiedział cześć.

- Że co kurwa?? Czemu mnie okłamał.

- Nie wiem pogadaj z nim na lunchu.

- TAKI MAM ZAMIAR.

Mija kilka lekcji. Idziemy do stołówki. Widzę go ,siedzi z kolegami. Podejdź ,mówi moje sumienie. Nie chcę żeby się czuł nie swój przy przyjacielach. A jednak wygrywa sumienie. Podchodzę.

- Hej Alex co ty tu robisz?

- Kim ty jesteś znamy się? - mówi i śmieję się szyderczo z kolegami.

O co mu chodzi?

- Nie znam Cię ,ale napewno było fajnie.- mówi nadal się śmiejąc.

- Yy ,że co ? Ty tak na poważnie?

-Jesteś głucha? Czy może może niedorozwinięta. - mówi szydrczo.

JAK TAK MÓGŁ? Jestem wściekła. Teraz zaczął wojnę. Teraz mój ruch.
Biorę jego napój. I wylewam go na niego.

- Nie nie jestem ,ale ty za to jesteś mokry. - uśmiecham się pewna siebie. Jesten dumna ,że się mu postawiłam.

- Coś jeszcze?

- Co ty robisz? Przegielaś laluniu.- mówi z wyrzutem.

- To ty zacząłeś wojnę.

- Zniszcze Cię ...

Odchodzę. Nawet nie słucham jak kończy zdanie. Słyszę jak koledzy się z niego śmieją. Wszyscy nas wiedzieli. O matko mam nadzieję ,że nie będę miała problemu.

Tak ja myślałam dyrektor kazał nam przyjść do jego gabinetu.

- Cholera jasna.- mówię do Angel.

- Niestety to nie ujdzie ci płazem. Mówiłam ci uważaj na niego.

Idziemy wzdłuż korytarza do gabinetu dyrektora. Żegnam się Angel i pukam gdy tylko sekretarka wskazuję mi drzwi.

TO NAS ZGUBIŁOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz