Rozdział 14

49 6 0
                                    

Kolejne dni mojego życia nie miały sensu. Każdy dzień był taki sam. Alexa nie spotkałam w szkole ani razu. Unikał mnie. To co mu zrobiłam rozrywało mnie na strzępy, byłam niczym bez niego. Rzadko też widziała się z Angel. Dostała pracę w jakieś kawiarni. Ciągle gdy tylko może mnie wspiera. Mama chciała żebym poszła do psychologa. Udało mi się jednak ją przekonać ,że jest okey. Jestem dobrą aktorką.

Miały tygodnie. Jego słowa nadal rozbrzmiewały w mojej głowie. Teraz jest szczęśliwszy beze mnie. Chciałam poczuć jego cierpienie, więc zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie. Zaczęłam się ciąć. Każda linia na moim ciele to każdy dzień bez niego.

Dzisiaj jest ten dzień. W których skończyć cierpienie innych przez mnie. Mojej mamy dzisiaj w nocy nie będzie. Idealnie. Postanowiłam więc. Rzucę się z mostu. Ten świat mnie nie potrzebuję. Zostawiam długi list dla mamy na łóżku.

Idę na pobliski most. Postanawiam zadzwonić do najlepszej przyjaciółki.

- Hej An.

- Hej.. coś się stało? Masz roztrzęsiony głos.

- An to koniec.

- Ale co???

- Jestem przy moście. Chcę żebyś wiedziała, że Cię kocham, zawsze byłaś przy mnie w trudnych momentach oparciem.

- Co?? Jess.. nie rób tego, proszę!!! Gdzie jesteś??

- Jestem na Washington street. Jeszcze kilka przecznic. I tak nie dasz rady mnie uratować.. To koniec.. Angel. Do zobaczenia w niebie.

- Jess czekaj nie rób nic pochopnego..

Wtedy się rozłączyłam nie chciała nic już słyszeć. W końcu dotarłam na miejsce. Wspięłam się na nie użytkowany już most.

Stałam czułam się na górze tak niesamowicie. Przede mną było zachodzące słońce. Robiła krok i usłyszałam jego głos.

- Jess.. proszę zejdź. Nie chcesz tego robić!!- krzyknął Alex. No tak Angel mu powiedziała co chcę zrobić, ona mieszkał najbliżej tego miejsca. Tylko nie przypuszczałabym ,że tu się zjawi.

- Proszę zejdź. JESS JA CIĘ KOCHAM!!!!!!!!!!!!!!- krzyknął. W moim sercu pojawiła się nadzieja.

- Nie chcesz mnie, już widzieć, nienawidzisz mnie, więc czemu tu jesteś i mi to mówisz?- mówię do niego.

- Proszę zejdź i porozmawiajmy!!!

Stałam bez ruchu. Nie miała pojęcia co zrobić.

- Proszę Jess!!

- No dobrze..

Schodzę powoli. Moja noga się zssuwa z szczebla mostu. Ale nie spadam.

- Uważaj, proszę Cie kochanie.

Jestem na dole.

- Co chcesz mi powiedzieć?- mówię do Alexa.

- Chcę usłyszeć co czujesz..

Próbowałam się skupić. Nie wiem co powiedzieć. Między nami była cisza.

- Nie wiem co powiedzieć. Więc powiem ci co czuła wtedy gdy Cię poznałam. Kiedy wstałam bladym rankiem,w niemrawym świetle wschodzącego słońca,w porannej mgle spowijającej świat,widziałam Twoją twarz, miałeś zamknięte oczy. Ja wpatrywałam się w ciebie. Byłeś taki bezbronny. Twoja skóra była miękka. Przytulałeś się do mnie, wtedy czułam się bezpiecznie. Byliśmy jak dawno zaginione puzzle układanki. Dopełnialiśmy się. W sercu miałam uczucie, którego nie da się opisać. Teraz wiem, że to szczęście. Z tobą pobiegła bym na koniec świata  jeszcze dalej. Nie mogłam zapomnieć twojej twarzy. Często mi się śniłeś. Czuję teraz motylki w brzuchu. One nazywają się miłością.

Gdy to mówiła, zaczęłam płakać. On ocierał moje łzy, na jego policzkach zobaczyłam łzy. To były łzy szczęścia.

- Więc ty mnie...

- Ja CIĘ KOCHAM... nie potrafię opisać tego lepiej. Czułam to wtedy i czuję to teraz.- w końcu wydusiłam to z siebie.

- Ja też Cię KOCHAM skarbie!!- powiedział i mnie przytulił.

- Naprawdę?

- Czy muszę Ci to udowadniać?- powiedział i patrzył mi prosto w oczy. Zbliżał się do mnie bliżej.

Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Czułam jego oddech na swojej skórze. Czułam zapach jego perfum. Zapach przy którym nie umiałam się skupić i myśleć. Nagle zapragnęłam, żeby przestały nas dzielić nawet centymetry. On chyba pomyślał o tym samym bo jego usta znalazły się na moich w tej samej sekundzie. Na początku całowaliśmy się delikatnie. Lekko muskając się ustami.Jego ręce znalazły się na mojej tali i przyciągnął mnie do siebie. Moje ręce owinęły mu się na karku, a palce wplotły się w jego włosy. Z czasem nasze warg zaczęły ze sobą w spół pracować, całowaliśmy się coraz namiętniej. Nigdy się tak nie całowaliśmy. A ja chciałam żeby ten pocałunek trwał wiecznie. To był pocałunek pełen pasji. Delikatnie przejechałam językiem po jego wargach. Odpłacił mi tym samym po czym wsunął język w moje rozchylone wargi. I nagle oderwaliśmy się od siebie. Oboje ciężko oddychaliśmy (chociaż dla niego to nie było konieczne). On jednak mnie nie puścił. Przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Płakałam. Gładził mnie po włosach jedną ręką, drugom cały czas mnie trzymał, jak gdyby bał się, że sobie coś zrobię. Ale nie zamierzałam tego zrobić. To piękny widok, my wtuleni, a za nami zachód słońca.

- Nie płacz już. Proszę.

- Alex to łzy szczęścia. To ty jesteś moim szczęściem.

- Ty moim też. Jedziemy do domu?

- To jedźmy do mojego domu trzeba zabrać list, który zostawiłam mamie, i jeszcze do An i mamy trzeba zadzwonić, że wszystko jest ok.

- Dobrze, teraz choć do samochodu.

Wchodzimy i jedziemy. Jesteśmy szczęśliwi.Tak można powiedzieć.

-Kocham Cię.- powiedział i pocałował mnie w rękę. 

I wtedy stało się to co nigdy nie miało się stać. Rzecz, która zmieniła wszystko.

TO NAS ZGUBIŁOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz