Rozdział 16

33 7 0
                                    

***Kilkanaście miesięcy później***

Moja rehabilitacja przynosiła coraz większe rezultaty. Nie mogłabym też opuścić się w nauce. Mama załatwiła mi zajęcia indywidualne. Myślę, że Alex gdy się obudzi, bedzie za mnie dumny.

-Daję radę stać na nogach. Powoli chodzę. Ale chodzę. Czy to nie cudowna wiadomość. Teraz czas na Ciebie Alex.- powiedziałam do Alexa.

Często po zajęciach chodziła na jego oddział. Codziennie, a nawet kilka razy dziennie.

- To do jutra, kochanie. Ja ciągle będę na ciebie czekać. Tak szybko mnie się nie pozbędziesz. -pocałowałam go w czoło i wyszłam.

Gdy wyszłam usłyszałam za sobą jakiś głos. To był głos lekarza Alexa. Mówił mi często jak tam z jego wynikami badań. To wykraczało za jego uprawnienia, ale to ja najczęściej do niego chodziłam. Jego mama musiał iść do pracy, więc tylko gdy miał wolny czas do niego przychodziła. Choć nie straciła nadzieji, tak jak ja.

- Jess. Musimy porozmawiać.- powiedział lekarz.

- Tak?

- Co do wyników Alexa. To od tygodnia ani się nie polepsza, ani pogarsza. To może znaczyć, że organizm przestał walczyć.

- A może to znaczy,że wraca do żywych?

- Wtedy będzie to jakiś cud.

- Czemu tak pan myśli?

- Warto mieć nadzieję. Nadzieją umiera ostatnia.

- Moja nie umarła. A teraz pana przepraszam, ale śpieszę się do domu. - powiedziałam z lekką pogardą.

- Do zobaczenia Jess.

Nie wiem o co chodziło doktorowi. Nigdy tak do mnie się nie odzywał. Mówił jakby myślał, że chodzę do Alexa z przymusu. Kocham go i go nie opuszczę gdy jest źle. Tak jest najłatwiej, zostawić go, samego z problemi. Nie mam zamiaru tego robić.
Wróciłam do domu. Jeszcze aż tak dobrze nie chodzę jeżdżę wózkiem. Do domu dostałam się autobusem.

Przed domem czekała Angel. Po pracy chciała pogadać. Nasze więzi się zaciśniły. Otworzyłam drzwi, ona mnie przepuściła i popchnał do przedpokoju.

- Hej Jess. Jak tam u Alexa?- zapytała zamykając drzwi.

Powiedziałam to co zawsze, mianowicie, że jest lepiej. Powiedziałam też o dziwny zachowaniu lekarza.

- Palant.- parskneła.

- Jak w ogóle mógł tak pomyśleć?

- A może Cię podrywał?-zapytała An.

- Nie przesadzaj, mam chłopaka. To, że jest w śpiączce to nie znaczy, że nie żyje.- powiedziałam z wyrzutem.

- Spokojnie jestem po twojej stronie. - powiedziała unosząc ręce.

- Mam nadzieję.

- Kiedyś będzie lepiej. Nie teraz tylko może jutro, ale pojutrze.

- Wiem, że po deszczu zawsze jest tęcza. Tylko zbyt długo każe na siebie czekać.

Nic nie powiedziała, przytuliła mnie.

Dobrze mieć w takich chwilach przyjaciela. On pomoże Ci unieść ciężar tych wszystkich problemów. Mam szczęście, mając takich ludzi u boku.

- A jak tan Louis? Gdzie chcę złożyć papiery do Collegu?

- Pewnie do Columbi. Nie pytałam. My mamy jeszcze rok, chodzenia do tej budy.

- Nom.

***Kilka długich godziny później***

Usłyszałam wibracje telefonu. Angel wyjmuję go z kieszeni. Uśmiechnęła się do telefonu, później spojrzałam na mnie i jej uśmiech zniknął.

- Jess, muszę lecieć. Louis chcę się spotkać.

- No ok, to trochę dziwnie. Zawsze dzwonił nie pisał.

- Pewnie nie mógł gadać. Może był zajęty!! - powiedział z irytacją w głosie.

- Dobrze, spokojnie.

- Jestem spokojna.

- Okey. Dzięki za odwiedziny. - powiedziałam wychodzącej Angel.

- Dozobacznia. Trzymaj się.- powiedziała i posła mi pocałunek.

- Zadzwoń.

- Jasne.

TO NAS ZGUBIŁOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz