Myśląc wyłącznie o innych, w pewnym momencie przestajemy dostrzegać nas samych. Musimy pamiętać jednak, że nie możemy wykluczyć zupełnie wszystkich i być egoistami. W domu mam tego idealny przykład. Nie poddałem się temu. Nie jestem taki jak mój wciąż zabiegany ojciec, czy matka hipokrytka. Zawsze trochę odstawałem charakteryzując się dobrocią i opiekuńczością w stosunku do innych. Może to lekko pokręcone, ale czekam na osobę, która będzie potrzebować ciepła. Będę mógł się nią wtedy zaopiekować. Otulić kocem, zrobić pyszne kakao a potem sprawić, że uśnie w moich ramionach. Sam nie jestem do końca pewien kim tak naprawdę jestem. Zmieniam się z dnia na dzień. Moje poglądy na różne rzeczy za tydzień mogą być zupełnie inne niż dziś. To jest piękne w życiu. Masz prawo wyboru. Jak je wykorzystasz to już twoja indywidualna sprawa, ale pamiętaj, im dłużej coś drążysz tym potem trudniej się z tego wygrzebać.***
W drodze powrotnej ze szkoły nuciłem sobie cicho "Lush life" Zary Larsson. Nie bardzo interesowało mnie moje towarzystwo klasowe, więc wolałem chodzić samotnie do domu. Nie chcę robić z siebie osoby dorosłej w wieku 16 lat, ale czasem mi się wydawało, że osoby w mojej klasie, mają IQ niższe niż średnią ocen. Oni naprawdę uważali, że gdy ktoś beknie to jest najważniejsza rzecz w ich życiu i tylko o tym rozmawiają. Co jakiś czas patrzyłem przed siebie aby przez przypadek o nic nie uderzyć. Na drodze było pusto, żadnych samochodów czy ciężarówek. Podobnie na chodniku, których szedłem. Uznałem to za trochę dziwne, ponieważ to jednak Oslo. Moje myśli rozwiał wiatr, porywając mój czarny szalik. Momentalnie zrobiło mi się bardzo zimno. Miałem tendencję do częstych chorób, więc chwila na polu bez czapki lub szala a na następny dzień mogę sobie podarować wychodzenie gdziekolwiek. Odwróciłem się i ujrzałem wyższego ode mnie, szczupłego mężczyznę. W prawej ręce trzymał mój szal. Nie miał na sobie niż prócz czarnej, poniszczonej podkoszulki i pobrudzonych od błota dresów. Od jasnych trampek odchodziła mu podeszwa a mnie przeszły ciarki od samego patrzenia na niego. Tak na pewno nie chodzi osoba o zdrowych zmysłach w taką pogodę, która panowała tu prawie cały rok. Mężczyzna wyglądał na kilka lat starszego, ale był młody. Jego rysy twarzy były wyraziste, a zarost ewidentnie dodawał mu kilka lat. Jego włosy układały się w przeróżne strony. Zwróciłem szczególną uwagę na szare, duże tęczówki, które ujrzałem spod gęstych rzęs. Był przystojny. I bezdomny. Przystojny i bezdomny.
-To chyba twoje.- odezwał się zachrypniętym głosem podchodząc do mnie ostrożnie jakby bał się mojej reakcji. Czemu się tak zachowywał?
-Tak, dziękuje.- odparłem uśmiechając się do niego przyjaźnie, próbując rozluźnić trochę atmosferę. Odebrałem od niego moją rzecz, a szalik wrócił na swoje miejsce wokół mojej szyi. Mężczyzna widocznie zrezygnowany i zmęczony, już chciał odejść kiedy przytrzymałem jego ramię.
-Przepraszam, jeśli jestem nachalny. Chcę tylko pomóc. Potrzebujesz pomocy?- spytałem przełykając dosyć głośno ślinę. Miałem nadzieję, że nie zrozumie źle moim intencji, że da sobie pomóc. Mężczyzna stał przez dłuższą chwilę wpatrzony we mnie, bez żadnej emocji wymalowanej na twarzy. W pewnym momencie jego kąciki ust uniosły się ku górze a ja zobaczyłem naprawdę piękny uśmiech.
-Louis.- przedstawił się a ja podałem mu rękę mocno ją ściskając.
-Harry.- odpowiedziałem lekko kręcąc głową.- Masz francuskie imię, prawda?
Louis przytaknął, a ja przysięgam, nie wyglądał na starszego ode mnie. Nie w tamtej chwili. Jego rysy twarzy były w tamtym momencie tak łagodne, a to wszystko dzięki uśmiechowi, który mu nie schodził z ust.
-Więc Louis, zimno Ci.- stwierdziłem ponownie przypatrując się jego ubraniu. Chwyciłem go lekko za przedramię prowadząc w stronę centrum handlowego. Idąc słyszałem za sobą ciche, ale stanowcze kroki. Mężczyzna odchrząknął kilka razy. Byłem pewien, że przymierza się do powiedzenia mi czegoś.
-Przepraszam, ale gdzie my idziemy?- spytał nagle zatrzymując się. Zrobiłem to samo stając przed nim. Złożył ręce lekko je pocierając.
-Chcę Ci kupić ubranie.- powiedziałem dumny. Byłem taki szczęśliwy, że wreszcie mogę komuś pomóc. Zresztą nie mam nawet co robić z pieniędzmi, które dostaje od rodziców. Uważają, że dając mi co miesiąc pieniądze, załatwią wszystko.
-Nie mogę na to pozwolić. Widać, że nie jesteś pełnoletni, to znaczy, że nie masz na tyle pieniędzy, aby wydawać je na mnie.- stwierdził stanowczo. Byłem zakłopotany nagłą ciszą jaka nastała. Zdawałem sobie sprawę, że to ja muszę ją przerwać.
-Nie musisz się o to martwić, naprawdę. Mam ich aż za dużo.- próbowałem brzmieć najbardziej przekonująco jak tylko potrafiłem. Louis przez chwilę błądził wzrokiem pomiędzy ludźmi przechodzącymi obok, ale wreszcie ujrzałem jego oczy. Tylko przytaknął i ponownie zaczęliśmy się kierować w kierunku centrum. Na miejscu byliśmy w niecałe 10 minut. W drodze pożyczyłem Louisowi moją parkę, która okazała się dobra na niego. Ja miałem ciepłą bluzę, więc nie było tak źle, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że będę chory. Weszliśmy do adidasa a ja powiedziałem do mężczyzny żeby wybrał sobie jakąś kurtkę i buty.
-Louis.- krzyknąłem zanim zniknął gdzieś między półkami.- Gdyby nic Ci nie spasowało pójdziemy gdzie indziej, nie przejmuj się.- powiedziałem a uśmiech, którym mnie obdarzył przywołał u mnie miliony myśli. On wyglądał jak dziecko, które na gwiazdkę dostało swój wymarzony prezent. Usłyszałem dzwonek swojego telefonu. To była moja matka.
-Tak?
-Gdzie ty jesteś? Wiesz jak się o Ciebie martwię? Sprawdziłam twój plan lekcji, powinieneś być już w domu 30 minut temu!
Moja mama jak zwykle traktowała mnie jak 10-letniego chłopca, którego trzeba cały czas kontrolować. Pomińmy fakt, że uważam iż zbzikowała.
-Nic mi nie jest. Jestem w centrum handlowym z.. ze znajomymi.
-Dziecko ty nie masz znajomych! Za godzinę widzę Cię w domu!
Kiedy wreszcie przestała krzyczeć usłyszałem pisk, który sygnalizował koniec rozmowy. Rzuciłem telefonem do plecaka i usiadłem okrakiem chwytając się za głowę. Oddychałem miarowo i głośna nie przejmując się w tamtym momencie obecnością ludzi wokół. Czyjaś ręka musnęła moje ramię a ja podniosłem głowę. To był Louis.
-Coś nie tak?- spytał odkładając wybrane ubrania na półeczkę obok i kucając naprzeciwko mnie. Nie przypominał w żadnym wypadku faceta, którego spotkałem na ulicy jeszcze niedawno. Wcześniej był wystraszony i speszony jakąkolwiek rozmową. Teraz był spokojny a jego ręce już nie trzęsły się z zimna.
-Co tam masz?- spytałem chcąc aby zapomniał o tym w jakim stanie się znajduje. W tamtym momencie pragnąłem aby to on przez tę chwilę był najważniejszy. Louis westchnął i wstał po czym pokazał mi trzy kurtki, które chciał przymierzyć. Poszedłem z nim do przymierzalni. Każda leżała idealnie, lecz Louis wciąż się spierał, że te rzeczy są za drogie. Wreszcie udało mi się go namówić. Oprócz kurtki kupiłem mu buty. Na całe szczęście szalik i czapka były za darmo, ponieważ wiązało by się to z kolejnymi 20 minutami kłócenia się z upartym brunetem. Wychodząc z galerii natknęliśmy się jeszcze na moją ulubioną kawiarnie i grzechem byłoby ją tak po prostu ominąć. Zamówiłem nam obu kawę i szarlotkę. Louis wyglądał jakby pierwszy raz w życiu jadł coś tak pysznego. Prawdą było to, że jedzenie w tej kawiarni było fenomenalne, ale on aż promieniał ze szczęścia. Miałem wrażenie, że zaraz urosną mu skrzydła i odleci na nich w górę.
-Smakowało?- spytałem z lekkim uśmieszkiem płacąc kelnerce.
-To było boskie.- zaśmiał się uroczo. Nie mogę uwierzyć, że tak myślę o osobie ode mnie o kilka lat starszej. Uroczy. Louis obiecał, że pokaże mi swoje mieszkanko, ale przed tym namówiłem go na zrobienie drobnych zakupów aby miał co jeść. Kupiliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i skierowaliśmy się na przedmieścia. Mieszkał w starym bloku, który sprawiał wrażenie jakby miał lada chwila runąć. Jego mieszkanko znajdowało się na drugim piętrze. Z samego początku nie miałem pewności czy aby na pewno dobrze robię wchodząc do mieszkania. W końcu znam go tylko kilka godzin. Nie miałem wyjścia widząc jego zdezorientowaną twarz kiedy otworzył drzwi. Korytarz był bardzo ciasny, ledwo mieściliśmy się tam w dwójkę. Farba już dawno zeszła ze ścian a ta nasiąknęła wilgocią tworząc ciemne plamki. Od samego początku nie mogłem znieść zapachu. O dziwo Louis tak nie pachniał. On pachniał Louisem. Mężczyzna zaprowadził mnie do salonu, w którym mieściła się zaledwie kanapa i stolik. Kiedy Louis rozpakowywał zakupy w kuchni, ja czekałem na niego w salonie na kanapie. Kiedy ujrzałem go w drzwiach uciekał wzrokiem. Był rozkojarzony i rozbity tym wszystkim co go otaczało.
-To okropne miejsce.- odparł pocierając ręką tył głowy.- Tak jak ja.
W momencie gdy wypowiedział te słowa spuścił głowę a jego ręce stały się dla niego bardzo ciekawym obiektem obserwacji. Nie mogłem uwierzyć, że to powiedział. Mimo tego, że znałem go krótko, może zbyt krótko aby a nim cokolwiek mówić.. Kojarzył mi się ze spokojem, był skromny, dobry i wstydliwy. Nigdy z okropieństwem. Wstałem i powoli pokierowałem się w jego stronę. Spojrzał na mnie. Jego nos nadal był lekko zaczerwieniony z zimna a oczy były spuchnięte. Ile nocy przepłakał? Ile razy był zmuszony spać na ulicy, czy na niej żebrać o pieniądze na chleb?
-Dziękuje. Może to egoistyczne, ale jestem szczęśliwy, że to wtedy na ulicy Ciebie spotkałem i mi pomogłeś.
-To normalne, nie egoistyczne. Nigdy tak na siebie nie mów, proszę. To sprawia, że aż mnie serce boli. Nie zasłużyłeś sobie na to wszystko.- powiedziałem obiegając dłonią całe mieszkanie.- Nie wiem co przeszedłeś, nie interesuje mnie to. Jeżeli będziesz chciał możesz powiedzieć, ale nie zmieni to mojego zdania na twój temat. Zachowałbyś się inaczej gdyby to było z twojej winy.- Louis patrzył na mnie przez ten cały czas bardzo uważnie. Peszył mnie jego wzrok, jednak nie chciałem psuć takiego momentu.
-Ile ty masz lat Harry?- spytał kręcąc głową i uśmiechając się do mnie promiennie.
-16.- odparłem lekko się kwasząc. Nie chciałem aby wziął mnie za totalnego dzieciaka. Niektórzy w moim wieku, wiedzą więcej o życiu niż się dorosłym wydaje.
-Nie mogę uwierzyć, że masz 16 lat. Jesteś naprawdę mądry.- odparł a jego ciało widocznie się rozluźniło.- Dziękuje jeszcze raz. Dużo Ci zawdzięczam.
-Louis muszę już niestety iść.- powiedziałem patrząc na mój zegarek.- Moi rodzice będą się niepokoić.- dodałem nie chcąc na razie zdradzać mu, że po prostu mam mamę psychopatkę.
-Jasne, rozumiem.- odparł przepuszczając mnie w drzwiach. Ubrałem buty i wyszedłem na klatkę schodową ostatni raz żegnając się krótkim "cześć" z mężczyzną. Przechodząc przez drogę, usłyszałem swoje imię. To Louis, trzymał mój szalik. Wróciłem się odbierając zgubę.
-Chyba Ci często ucieka, hm? - zaśmiał się otulając się mocniej niedopiętą kurtką.
-Tylko w odpowiednich momentach.- odparłem uśmiechając się lekko. Staliśmy przez chwilę naprzeciw siebie w ciszy. Nie była ona w żaden sposób niezręczna.
-Spotkamy się jeszcze?- spytał nagle a mnie zamurowało. Nie spodziewałem się, że to on przerwie ciszę.
-Oczywiście.- odpowiedziałem ucieszony jak nigdy dotąd, ponieważ ktoś od niepamiętnych czasów zaproponował mi spotkanie. Chce mnie ponownie zobaczyć.
-W środę? Pasuje Ci?
-Tak, o 15?- spytałem.- Kończę wtedy lekcje.
-Mi pasuje.- powiedział Louis kierując się do drzwi wejściowych.- Będę tu czekał o 15 w środę, dobrze?
Tylko przytaknąłem a on zniknął w drzwiach. Całą drogę powrotną nie mogłem zapomnieć o jego uśmiechu i małym nosku.
***
-Spóźniłeś się 2 godziny! Odchodziłam od zmysłów! Już chciałam dzwonić na policję!- wrzasnęła moja matka rozbijając kolejny wazon z kwiatami. Ten był za 1000 dolarów. Już tak naprawdę nie ruszały mnie ani jej krzyczy ani rzucanie przedmiotami. Dopóki we mnie nie rzucała miałem to gdzieś.
-Mamo, czemu przy każdej naszej rozmowie krzyczysz? Już nie umiesz się bez tego obejść. Mam wrażenie jakby Ci tak już zostało.- powiedziałem spokojnie do niej kiedy była gotowa rozbić filiżankę z porcelany. Zamarła.
-Do swojego pokoju.- powiedziała ostrym, stanowczym głosem. Widząc, że nie reaguje chwyciła mnie za ramię zmuszając do wstania.
-Harry Edward Styles. Do siebie.- wskazała palcem na schody, po których chwilę potem wchodziłem do mojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko. Nie wiedziałem tak naprawdę co o tym wszystkim myśleć. Plus tego dnia był taki, że będąc z Louisem zupełnie zapomniałem o mojej atmosferze, która panowała w domu. Louis miał coś takiego w sobie, że myśląc o nim momentalnie na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Znałem go zaledwie dzień. I to ten dzień utwierdził mnie w tym, że to nie nasze ostatnie spotkanie.
CZYTASZ
Homeless Angel/ l.s.
FanfictionHarry Styles to 16-letni syn założyciela najlepiej prosperującej firmy urzędowej w Oslo oraz aktorki i modelki. Pewnego dnia napotyka na swojej drodze przemarzniętego i głodnego, młodego mężczyznę. Chce mu pomóc jednak nie jest świadomy, że znajomoś...