Perspektywa Louisa
W momencie gdy usłyszałem z korytarza kobiecy głos i jej mocny, brytyjski akcent wiedziałem, że była to matka Harrego. Moje tętno przyśpieszyło a ja przez stres, który mnie ogarnął upuściłem wazon, który wcześniej starannie wycierałem ścierką. Spojrzałem w stronę korytarza gdzie najpierw odnalazłem pełne obawy, zielone oczy bruneta. Koło niego przeszła wysoka, szczupła kobieta. Na oko miała ponad 30 lat. Jej ciemnozielone oczy nieprzyjaźnie wpatrywały się we mnie i lustrowały moje całe ciało. Harry stał skulony jak szczeniak, który przez chwilą został ukarany. Nie mogłem znieść go w takim stanie. Kobieta wypięła pierś do przodu starając się jeszcze bardziej podkreślić to jak ważna jest w tym domu.
-Kim jesteś?- spytała posyłając mi nieprzyjazne spojrzenie. Patrzyła na mnie z taką nienawiścią. Z kolei z drugiej strony miałem wrażenie, że jest zagubiona i przerażona tym co może zaraz usłyszeć.
-Mamo przecież mówiłem, że..- Harry nie dokończył, ponieważ kobieta odwróciła się w jego stronę strącając przy tym jeden z już wyczyszczonych przeze mnie wazonów. Odłamki porcelany znalazły się pod ich nogami, tak samo jak woda i zgniecione róże. Potem wymierzyła Harremu mocny cios w policzek z otwartej dłoni a ja poczułem ukłucie w sercu. Podbiegłem do nich i odciągnąłem ją od młodszego stając między nimi. Kobieta ewidentnie była zaskoczona moją reakcją. Otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia a prawą dłoń ułożyła tuż nad sercem wciągając mocno powietrze.
-Jak śmiesz w ogóle mnie dotykać?!- warknęła unosząc brwi.
-Jestem tylko przyjacielem Pani syna. Ze szkoły. Dlaczego tak Pani reaguje?- wyskoczyłem na nią z wyrzutami oczekując jakieś sensownej odpowiedzi. Ona jednak wskazała na drzwi wyjściowe i popchnęła mnie w ich stronę na tyle mocno abym się zachwiał.
-Wyjdź!- krzyknęła chwytając się za głowę. Podeszła do najbliższej ściany i zaczęła w nią walić rękoma. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Była niezrównoważona.
-Mamo przestań!- usłyszałem błagalny pisk bruneta. Podszedłem do niego ujmując jego dłonie i złączając je ze swoimi. - Musisz wyjść.. Proszę. Nie chcę aby Ci się coś stało.- szepnął do mnie a moje oczy zaszły łzami. Bałem się o to co może ta kobieta zrobić Harremu.
-Odsuń się do cholery od mojego syna!- usłyszałem za sobą krzyk a potem mama Harrego chwyciła za moją koszulkę i wyprowadziła na korytarz.
-Nie chcę Cię już nigdy więcej widzieć w tym domu.- powiedziała podając mi moją kurtkę.- Zrozumiałeś? A teraz wyjdź!- podniosła głos wyrzucając mnie za drzwi. Chwilę pod nimi stałem cały zalany łzami. Słyszałem krzyki i głośne pochlipywanie Harrego. Kilka razy klamka poruszyła się lub drzwi uchyliły, ale w finale tylko po to aby kilka sekund później głośno ktoś je zamknął. Kiedy odwróciłem się na palcach aby opuścić posesję, ktoś otworzył drzwi i wyszedł na pole. Stanąłem twarzą w twarz z matką bruneta. Była ode mnie trochę niższa i drobniejsza. Popchnęła mnie do tyłu tak, że spadłem z dwóch schodków na tyłek.
-Jeszcze raz Cię tutaj zobaczę a zadzwonię na policję. Albo po właściwych ludzi, którzy zabierają takich nieudaczników jak ty i zabijają!- krzyknęła a ja przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem, ale w chwili gdy wyciągnęła zza siebie nóż wstałem i nie patrząc za siebie po prostu biegłem. Łzy nadal lały się ciurkiem po moich policzkach jednak ja nie zwracałem na nie uwagi. Bałem się co taka osoba jak ona może zrobić mojemu Harremu. Nie wiem ile dokładnie biegłem, ale gdy wreszcie czułem się bezpieczniej zwolniłem i zrozumiałem, że znajduję się w centrum miasta. Nie chciałem tu być. Potrzebowałem spokoju. Skierowałem się więc do parku, tam gdzie zawsze chodziliśmy wraz z Harrym. Usiadłem na jednej z pobliskich ławek niedaleko fontanny i wpatrywałem się w nią aż do momentu gdy moje oczy mimowolnie zaczynały się kleić aż wreszcie zasnąłem.
CZYTASZ
Homeless Angel/ l.s.
FanfictionHarry Styles to 16-letni syn założyciela najlepiej prosperującej firmy urzędowej w Oslo oraz aktorki i modelki. Pewnego dnia napotyka na swojej drodze przemarzniętego i głodnego, młodego mężczyznę. Chce mu pomóc jednak nie jest świadomy, że znajomoś...