"Kocham Cię"

1.1K 132 13
                                    

UWAGA:

Rozdział zawiera przemoc, liczne wulgaryzmy. 


                                                                                     Perspektywa Harrego
Wyczekiwałem na Louisa, który miał się pojawić za około 10 minut pod moją szkołą, kiedy zobaczyłem kogoś kogo nawet imienia nie miałem ochoty wymieniać.

Olaf.

Szedł w moją stronę. Naprawdę, bardzo wkurzony. Ręce zaciskał w pięści a twarz miał poczerwieniałą ze złości.

-Co tu robisz?-zapytałem kiedy był już wystarczająco blisko mnie, ale zamiast odpowiedzi otrzymałem mocny, zdecydowany cios z pięści w szczękę. Nie chciałem dać po sobie poznać, że bolało, więc próbowałem zachować kamienną minę. Olaf uśmiechnął się od ucha do ucha widząc spływającą krew z mojego nosa.
-Czego ode mnie chcesz?-zadałem kolejne pytanie zakładając, że na poprzednie raczej nie uzyskam odpowiedzi.
-Wskazane by było powiedzieć "kogo". Louisa.-odpowiedział z tym swoim sztucznym, reklamowym uśmiechem, który wygląda jakby ktoś popsikał mu zęby lakierem i mocno przesadził. Podszedłem do i chwyciłem go za koszulkę rzucając na murek.

-Mój chłopak nie chce z Tobą nic do czynienia.- wysyczałem przez zaciśnięte zęby uwydatniając słowa "mój chłopak". Olaf przez chwilę nie wypowiedział ani słowa poza nikłym sykiem. Pragnąłem bardzo mocno mu wkopać, ale nie chciałem mieć żadnych problemów. Już ostatnio przesadziłem i tak na prawdę mógł iść na policję w sprawie poprzedniego pobicia.  

-Puść mnie chłopczyku.- odpadł wyrywając się z mojego ucisku i popychając mnie mocno na schody. Na tyle mocno abym zdarł sobie spodnie, a ręce pokryły się lekkimi zadrapaniami.- Żałosny jesteś.

Po tych słowach napluł na mnie i odszedł. Miałem ochotę polecieć za nim, ale z mojego nosa poleciała jeszcze mocniej krew niż poprzednio, więc postanowiłem wezwać Louisa. Chociaż było mi głupio. Czułem się bezradny. 

Potrzebuje go. 

                                                                                 Perspektywa Louisa

-Harry?- spytałem zachrypniętym głosem po raz ostatni przed postawieniem go na proste nogi i spojrzeniem mu w oczy. Z jego nosa sączyła się krew a brodę miał lekko siną. Oczy zeszklone od płaczu a mi momentalnie pękło serce na pół. 

-Kto?- wypowiedziałem jedynie oglądając go z każdej możliwej strony dzięki czemu dostrzegłem dodatkowych kilka zadrapań i zdarte spodnie. 

-To nie ma znaczenia.- odpowiedział chwytając mnie mocno za rękę lecz wyrwałem się mu. 

-Co nie ma znaczenia? To, że ktoś Cię tak urządził czy to, że jeszcze na twoje szczęście nie leżysz w szpitalu?- zapytałem zirytowany podnosząc głos. W jego oczach mogłem dostrzec ból i wstyd jednocześnie. Chciał mi powiedzieć, ale jego pierdolona duma...

-Więc?- zapytałem ponownie zbliżając się do niego. Ująłem jego rękę i poprowadziłem w stronę auta jednocześnie przekładając dzisiejszą, zaplanowaną kolację na za tydzień. Usiedliśmy koło siebie a on zamiast się zapiąć usiadł na moich kolanach okrakiem i wtulił się we mnie mocno. Był taki bezradny, nigdy w życiu nie widziałem go w takim stanie. Zazwyczaj to on mnie chronił przed społeczeństwem, życiem. 

-Słoneczko, kto Ci to zrobił, hm?- szepnąłem do jego ucha wplątując moją rękę w jego miękkie, pachnące brzoskwinią włosy.- Nie pozwolę aby ktoś Cię dotykał. 

Homeless Angel/ l.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz