Perspektywa Louisa
-Tu jest wszystko tak piękne!- zapiszczał Harry ściskając mnie w pasie po raz tysięczny dzisiejszego dnia. Dojechaliśmy niecałą godzinę temu i zaraz po oddaniu lokajowi naszych bagaży pobiegliśmy zwiedzać okolicę. Idąc wzdłuż plaży trzymałem Harrego mocno za rękę. Momentami tak mocno, że czułem jak moje knykcie zaczynają boleć, ale nie chciałem go puszczać, nigdy.
-Louis..- szepnął Harry jakby lekko załamanym głosem w moją stronę. Spojrzałem na niego a gdy zobaczyłem jego bladą twarz odskoczyłem jak oparzony.
-Boli?- spytałem widząc jego krwawiącą i bladą dłoń.
Kurwa wbiłem mu paznokcie w rękę.
Do krwi.
Ja pierdole.
-Ni-e.. Nic mi nie jest, ale to bolało.- uśmiechnął się pokrzepiająco chodź wiedziałem, że to śmiechu mu nie było. Bliżej raczej do płaczu. Lecz to Harry. Ten co zawsze chce dobra dla innych, tylko nie dla siebie.
-Przepraszam Harry. Wiesz, że bym Cię nigdy nie skrzywdził. Nigdy nie celowo.- powiedziałem półgłosem wpatrując się w jego wciąż krwawiącą dłoń, którą właśnie zakrył chusteczką.-Wiesz, prawda?
Czemu nie odpowiada??
Czemu???
-Harry?- odezwałem się tym razem ja bliski płaczu, ponieważ świadomość, że Harry myśli inaczej nie mieściła się w mojej głowie. Brunet popatrzył na mnie siadając na murku i mocno trzymając przemokniętą już od krwi chusteczkę w miejscu rany. Usiadłem obok niego i objąłem go ramieniem, chcąc aby wiedział, że może czuć się przy mnie bezpiecznie.
-Wiem.- szepnął spoglądając na mnie. Na moich ustach pojawił się szczery, promienny uśmiech wywołany jego słowami.
-Louuu..- przeciągnął słodko układając głowę na moim ramieniu. Oho.
-Co chce moje bubu?- spytałem całując go w sam czubek czoła.
-Nie jestem twoim bubu!- oburzył się siadając dalej ode mnie i zakładając ręce na piersi.
-Właśnie widzę.- zaśmiałem się pokazując na jego postawę godną co najwyżej pięciolatka.
-A odwal ty się!- powiedział głosem jakiegoś przerośniętego bobasa.
-Jak ty się do ojca odzywasz, co?!- tym razem to ja się "zdenerwowałem" wymachując rękami na wszystkie strony. Przez dłuższą chwilę prowadziliśmy dialog Ojciec-Syn, ale później zorientowaliśmy się, że jesteśmy w centrum zainteresowania, więc umilkliśmy i zwialiśmy z tamtego miejsca jak najszybciej się dało do najbliższej budki z lodami. Nie musiałem pytać nawet Harrego co tak naprawdę chciał wtedy na murku. Wiadomo, że sorbet ananasowy.
-Jak ty mnie dobrze znasz!- zaśmiał się kiedy podawałem mu sorbet w białym kubku z logiem firmy. -Więc.. Gdzie dokładnie będzie odbywać się ta trasa?- spytał kiedy usiedliśmy na piasku, mocząc nasze stopy w ciepłej, czystej wodzie.
-A czemu pytasz?
-Chce wiedzieć jak długo będę daleko.- odpowiedział obojętnie zajadając swoje lody.
Chwila.. Od kogo?!
Od Nialla??
Tego pieprzonego Irlandczyka?
-Co masz na myśli?- spytałem nie dając po sobie poznać jak bardzo mnie wytrącił z równowagi.
-Od rodziny, przyjaciół.. No wiesz, ogólnie domu.- powiedział wpatrując się przed siebie. Byłem zdenerwowany.
CZYTASZ
Homeless Angel/ l.s.
FanfictionHarry Styles to 16-letni syn założyciela najlepiej prosperującej firmy urzędowej w Oslo oraz aktorki i modelki. Pewnego dnia napotyka na swojej drodze przemarzniętego i głodnego, młodego mężczyznę. Chce mu pomóc jednak nie jest świadomy, że znajomoś...