IV

248 23 1
                                    

-Sehun, schodź! Taksówka już jest.- moich uszu dobiegł krzyk taty. Westchnąłem, ostatni raz omiatając wzrokiem puste pomieszczenie. To już nie był mój pokój. Odkąd spakowałem należącą do mnie ostatnią rzecz to miejsce umarło, wraz z uczuciami, które do niego żywiłem. Muszę zakochać się w innym widoku z okna, w innym zapachu i w innej osobie. Wczoraj widziałem się z Jonginem ostatni raz. Bardzo dużo o nas rozmawialiśmy. Oboje postanowiliśmy przez jakiś czas nie kontaktować się ze sobą, żeby móc dojrzeć do pewnego rodzaju samotności. Nie da się inaczej tego nazwać, bo tak będziemy się czuć. Samotnie. Nie wiem, czy nasz plan wyjdzie, bo chęć bycia bliżej tej drugiej osoby może być silniejsza. Jednak chciałbym, żeby to wyszło, dla nas. Oszczędzimy sobie wielu przykrych momentów i myśli. Bo podobno piękną rzeczą jest rozstać się z czystą kartą.
-Sehun!- mężczyzna zawołał jeszcze raz, a ja ubrałem trzymany w rękach płaszcz. Westchnąłem, po czym wyszedłem i udałem się na dół. Tam spojrzałem ostatni raz na ogród. Pani zima dalej go kokietowała swoją subtelnością. Pięknie.
Założyłem podręczną torbę na ramię, po czym oboje z tatą opuściliśmy nasze już nieaktualne miejsce zamieszkania. Jako, że szedłem pierwszy zauważyłem przez otworki w skrzynce jakiś list. Szybko go wyciągnąłem, od razu zauważając piękne, pochyłe pismo Jongina. Wypuściłem powietrze z ust, powoli otwierając kopertę. Myślałem, że jestem już przygotowany i nie będę reagował na takie rzeczy. Jednak nie. Moje serce tłukło się w piersi, niczym uwięzione w klatce. Tak bardzo pragnąłem być obojętny, jednak potrafiłem ubrać tylko maskę. W środku tak naprawdę zawsze będę prawdziwy ja, kochający tajemniczego Jongina, który czasem zachowuje się jak dziecko. Czy ta powłoka wystarczy abym przyzwyczaił się do nowego stanu rzeczy? Będę musiał ją naprawiać po paru chwilach dryfowania w pamięci? Czas pokaże. Pokaże czy w moim przypadku też leczy rany.
Delikatnie wysunąłem z koperty niewielką karteczkę i naszyjnik z wisiorkiem w kształcie diamentu. Najtwardszy kamień- pomyślałem od razu, łącząc już w głowie niektóre fakty. Rozłożyłem liścik, idąc do taksówki.
"Niby daleko, a jednak blisko, bo w sercu... Myślę, że kiedyś się jeszcze zobaczymy. J."
Zająłem miejsce pasażera, zaciskajac mocno powieki, czułem nadchodzącą falę niepewności i żalu, co do swojego losu.
-Co się dzieje?- poczułem dłoń na swoim kolanie, aż przeszedł mnie dreszcz na ten gest. Schowałem starannie zawartość do koperty, po czym znalazłem dla niej idealne miejsce między kartkami mojego notatnika. Spojrzałem na ojca, przypominając sobie, że nie powiedziałem mu bardzo ważnej rzeczy. Ostatnio był bardzo zajęty, a ja jeszcze nie byłem gotowy. Jednak w tej małej, samochodowej przestrzeni poczułem, że chcę to zrobić. Znów niespodziewana minifala odwagi.
-Tato, Jongin był, to znaczy jest kimś więcej w moim życiu.-spojrzałem tacie w oczy.
-Gdzie panowie sobie życzą?- wtrącił nagle taksówkarz.
-Na lotnisko proszę.- tata powiedział spokojnym głosem, po czym spojrzał na mnie z takim samym wyrazem twarzy.
-Jesteście ze sobą?
-Nie. To przez ten wyjazd... Nieważne.-westchnąłem, męcząc w palcach koniec szala.- Po prostu chciałem, żebyś wiedział. Tak na przyszłość.
Tata prztaknął skinieniem głowy, a ja przesunałem wzrok na widok za oknem. Bardzo dziwnie się czułem. Ogarnęła mnie niespodziewana obojetność na tę całą sytuację. Zupełna odwrotność od emocji sprzed chwili. Nie czułem nic, co powinna czuć osoba, którą odziela się od ukochanego czy ukochanej. Jakby to co było nie miało już znaczenia. Oczywiście jest Jongin i miłość, ale... Jakby rzeczywistość dała mi z liścia w twarz, uświadamiając mi, że tak musi być, a ja muszę się pogodzić z rozpoczynającym nowym życiem. Mimo to tęsknota siedziała we mnie, ale bardzo głęboko. W zasadzie sam nie rozumiałem swojego stanu. To wszystko było dla mnie bardzo dziwne. Tak też się czułem przez całą podróż.

Nowy Jork.

Kiedy skończyłem układać większość rzeczy w swoim nowym pokoju, był już wieczór. Mimo lotu, nie byłem bardzo zmęczony. Kiedy podłączałem ładowarkę do telefonu, przypomniałem sobie, że obiecałem chłopakom wysłać wiadomości, czy podróż minęła spokojnie. Zaraz po tym wyłączyłem telefon, gdyby któryś z nich nie umiał się powstrzymać, tak na wszelki wypadek. Nie mając, co dalej robić poszedłem wziąć prysznic. Przyjemnie gorąca woda lała się po moim ciele, wywołując falę przyjemnych dreszczy. Stałem tak dłuższą chwilę, po czym szybko się umyłem i wyszedłem z kabiny, szykując się do spontanicznego wyjścia. Miałem ochotę na szklankę dobrego trunku, między ludźmi, którzy mnie nie znają. Dziwna zachcianka. Ale tak czasem jest najlepiej. Bo pustka przytłacza, jest ci czegoś brak, a osoba, którą znasz robi to samo, tylko wydaje się, że jest czegoś za dużo. A osoby, których nie znamy są neutralne. Są jak linie, które można przekroczyć w jedną albo w drugą stronę. A dziś potrzebowałem właśnie tego punktu zero. Co prawda nie znałem tego miasta, ale nie przejmowałem się tym. Chciałem poszukać miejsc, które zadowolą mnie i moją duszę. Nie miałem ochoty myśleć o swoich uczuciach i wszystkim, co do tej pory przeżyłem. Chciałem poznać coś nowego, co da mi szansę na zapomnienie.
Szybko podkreśliłem oczy czarną kreską, sprawiając, że moje spojrzenie stało się jeszcze bardziej magnetyzujące. Włosy zostawiłem tak, jak same ułożyły się po wysuszeniu. A na siebie wsunąłem jedną z ulubionych biało-czarnych koszul i obcisłe rurki. Ostatecznie byłem zadowolony z efektu. Przed samym wyjściem zapytałem tatę o kilka wskazówek, co do miasta i wyszedłem, czekając na zamówioną taksówkę. Staruszek był już tu kilka razy i na pewno lepiej orientował się w terenie ode mnie. Jedynie z językiem nie miałem żadnego problemu, bo bardzo dobrze znałem angielski. Przynajmniej będę umiał się porozumieć.
Naszczęście nowojorski taksówkarz okazał się bardzo przyjemny i zawiózł mnie do centrum, gdzie mogłem znaleźć bardzo dużo lokali. Poprosiłem go o jakąś rekomendację, ale stwierdził, że lepiej samemu wypróbować.
Idąc tak wzdłuż ulicy, przeszywało mnie nieprzyjemne zimno. Zerwał się wiatr, a z nieba zaczął padać deszcz ze śniegiem. Okropność. Nie czułem się zbyt dobrze w tych okolicznościach. Trochę jak walczący z rzeczywistością chłopak na wygnaniu. Westchnąłem głęboko, pozbywając się tej bezsensownej myśli. Mój wzrok w końcu znalazł jakiś ciekawy szyld, a ze środka wydostawała się spokojniejsza i zdecydowanie cichsza muzyka. Szybko skierowałem się do wejścia, schodząc kilka stopni w dół. Od razu poczułem się lżej, wiedząc, że tu warunki atmosferyczne nie są tak dobijające i depresyjne, jak na zewnątrz. Chłopak z szatni posłał mi delikatny uśmiech, kiedy zostawiłem w jego rękach mój ulubiony płaszcz. Na pierwszy rzut oka był dość optymistyczną osobą, bez negatywnych emocji kierowanych do odbiorców.
-Jesteś tu nowy, prawda?- zagadnął blondyn zza lady.
-Tak. Aż tak to widać?- zapytałem, lekko unosząc kąciki ust.
-Nie, po prostu zapamiętuję wszystkich, którzy jakoś się wyróżniają.- uśmiech nie schodził mu z twarzy, a ja tylko przytaknąłem, po czym machnąłem i poszedłem na salę. Tam uderzyła we mnie pewnego rodzaju wolność ducha i spokój. Tu jakby wszystko żyło w swoim, zupełnie innym rytmie. Ludzie siedzieli przy stolikach, rozmawiali albo po prostu samotnie pili. W momencie poczułem, że pokochałem to miejsce od pierwszego kroku, przekraczającego próg. Usiadłem przy barze, zamawiając whisky. Z pierwszym łykiem, powrócił wir myśli i wspomnień. Obracałem szklankę w palcach zastanawiając się, co u chłopaków. Tak strasznie mi ich zabrakło, kiedy zorientowałem się, że nie mam się do kogo odezwać. Do baru czy klubu zawsze chodziliśmy razem. A teraz siedzę tu sam. Te cholerne przyzwyczajenia! A oprócz tego moje myśli i nastawienie do tego wszystkiego, które zmieniają się jak w kalejdoskopie. Irytowało mnie to. I tak zataczałem błędne koło. Zamówiłem trzeci raz to samo, kiedy moich nozdrzy doszedł cudowny zapach męskich perfum, jonginowych perfum. Spojrzałem na mężczyznę, który usiadł tuż obok. Był przystojny, na pewno starszy ode mnie. Na moje oko miał koło trzydziestki. Posłał mi któtki uśmiech, a ja odpowiedziałem tym samym. Nie wiem, dlaczego odpowiadałem na gesty nieznajomego faceta. To stało się jakby automatycznie, reakcja łańcuchowa. Koleś zamówił to samo, co ja, a mnie cholernie rozpraszał jego zapach. Ostatni raz czułem go, kiedy się żegnaliśmy i dziś był kolejny raz. Różne sytuacje i słowa przemieszczały się przez moją wyobraźnię, robiąc kompletny chaos. Strasznie korciło mnie, aby spojrzeć na nieznajomego jeszcze raz, ale powstrzymywałem się z całych sił. To było przerażające jak znajoma nuta zapachowa mogła przyciągać moją osobę. Nagle ogarnęła mnie ochota przytulenia się i poczucia bezpieczeństwa, które czułem, kiedy byłem w ramionach Jongina, zapamiętując wszystkie szczegóły z nim związane. Zerknąłem ukradkiem na mężczyznę, wziąłem łyk alkoholu, po czym ruszyłem do toalety. Potrzebowałem chwili bez niczego i nikogo. Na szczęscie pomieszczenie było puste i mogłem spokojnie ochłonąć. Oparłrm się rękami o blat z umywalkami, patrząc na swoje odbicie w ogromnym lustrze. Oddychałem powoli, starając się pozbyć uciążliwych myśli. Cały czas miałem przed oczani jasnowłosego, jego ciało podczas tańca. To wszystko było tak cholernie piękne, a jednocześnie tak dalekie. Zaczęło mi to przeszkadzać, że mogłem trwać w tym, być jednością z pięknem, którego doświadczyłem tak niewiele. Właśnie wbiła się we mnie malutka strzała, nasączona wyrzutami sumienia, które powoli się we mnie zadamawiały. Przecież mogłem zostać, walczyć o swoje. Nie rozumiem siebie, ani swojego postępowania. Dlaczego tak łatwo na to wszystko się zgodziłem?
Westchnąłem, hamując napływające łzy do oczu. Wtedy jakiś mężczyzna wszedł do toalety, a ja wyszedłem kierując się z powrotem do baru. Mój wzrok samoistnie powędrował do nieznajomego. Przyciągała mnie jego osoba. Przestałem czuć jakikolwiek opór przed jego osobą. Ten zapach sprawiał, że w pewien sposób on nie był już kompletnie obcy. Jakbym poznał jego jakąś część. Właśnie to popychało mnie do tego, aby nie zostać w tym miejscu i dowiedzieć się więcej. Zająłem swoje wcześniejsze miejsce, usadawiając się wygodnie. Wziąłem szklankę, obracając ją w palcach.
-Gorszy dzień?- usłyszałem nagle męski, głęboki, ale delikatny głos.
-Słucham?- odwróciłem się w stronę mężczyzny, patrząc na niego uważnie.
-Gorszy dzień?- powtórzył, wskazując na moją szklankę.
-Ah, przepraszam.-westchnąłem, uśmiechając się nieznacznie.-Tak, zdecydowanie. A pana?- wskazałem na jego kieliszek.
-Jestem Dave, a nie żaden pan.-wystawił dłoń w moją stronę, a ja podałem mu swoją. Miał bardzo delikatną skórę i zadbane paznokcie.
-Sehun.- usta samoistnie wykrzywiły się w uśmiechu.
-Ładne imię.-odpowiedział mi tym samym gestem.-Ale wracając do tematu, to nie był łatwy dzień.-westchnął biorąc kolejny łyk alkoholu.-Wiesz, nie powinniśmy pić.-spojrzał na swoją szklankę, odstawiając ją szybko.-Alkohol wprawia nas w jeszcze bardziej depresyjny nastrój.
-Zauważyłem.-potwierdziłem, odsuwając od siebie szklankę.
-To może masz ochotę na spacer?
-Jeżeli przestało padać, to czemu nie.- wzruszyłem ramionami, kompetnie nie myśląc o jakichkolwiek zagrożeniach. Nigdy nie byłem cnotką, która boi się poznawać nowych ludzi. A Dave nie wydawał mi się jakiś podejrzany, nawet jeżeli był starszy. Byłem bardzo ciekawy jego osoby.
-Nawet jeśli nie, to mam parasol.- zaśmiał się melodyjnym dźwiękiem. Zapłaciliśmy swoje rachunki, po czym poszliśmy do szatni i zabraliśmy swoje rzeczy. Na zewnątrz trochę się uspokoiło. Po deszczu ze śniegiem zostały tylko mokre ulice i lekki wiatr. Zapiąłem płaszcz, wsuwając dłonie do kieszeni.
-To gdzie idziemy?- zapytał, zerkając na mnie.
-Musisz prowadzić, bo nie znam miasta. Dziś się tu przeprowadziłem.- uśmiechnąłem się delikatnie, poprawiając rozwiane kosmyki włosów.
-Naprawdę? A co cię tu ściągnęło?- zaciekawienie malowało się na jego twarzy. A mnie coś zakuło w żołądku.
-Tata był zmuszony zmienić miejsce pracy, a ja będę za niedługo jego zastępcą, więc siłą rzeczy musiałem tu przyjechać.-streściłem szybko, bez emocji, co chwila poprawiając niesforne włosy.
-Nie chciałeś tego, prawda?- spojrzał na mnie z dość poważną miną, wręcz wgapiając się w moje oczy. Teraz stało przede mną podstawowe pytanie, czy mogę mu zaufać? Wtedy przez głowę przebiegło niczym stado koni wiele argumentów za i przeciw. Jednak postanowiłem zaryzykować. Nikt mnie tu nie zna, więc co mogłoby się stać? Wiem, że jeżeli odpowiem, to temat potoczy się dalej. Stąd moje rozważanie.
Westchnąłem cicho, patrząc na bliżej nieokreślone miejsce.
-Prawda. Mogę nawet stwierdzić, że bardzo nie chciałem.
-Chciałbyś o tym pogadać? Tak na luzie?- Dave zatrzymał się, kładąc rękę na moim ramieniu. Spuściłem wzrok, wzdychając głęboko. Wtedy przypomniałem sobie, jak mój brat namawiał mnie do rozmowy. Nie brał pod uwagę tego, że mógłbym nie chcieć rozmawiać. Zrobiłem to, żeby mi odpuścił. Mówił, że mi pomoże, a usłyszałem parę słów, które w zasadzie nic mi nie dały. Może powinienem porozmawiać z kimś, kto spojrzy na to obiektywnie i po prostu mnie wysłucha. Bo co prawda z Jihyunem bardzo dobrze się dogadujemy, jednak czasem trudno jest z nim o czymś dyskutować. Zdarza się, że ma specyficzny punkt widzenia niektórych rzeczy. Dlatego postanowiłem spróbować się otworzyć przed starszym. Nie miałem nic do stracenia.
-Możemy spróbować.- przytaknąłem patrząc na twarz bruneta.
-W takim razie mam propozycję, abyśmy poszli do mnie. Mieszkam niedaleko, nikt nie będzie nas rozpraszał, co ty na to?- przyjazny i czuły uśmiech na twarzy Dave'a sprawił, że poczułem się, jakbym znał go trochę dłużej niż te kilka chwil. Co prawda zgodzenie się na jego propozycję było skrajnie nieodpowiedzialne, jednak miałem wrażenie, że mogę mu zaufać. Wydawało mi się, że to był jeden z lepszych pomysłów, aby z nim pójść. Oczywiście nie biorąc pod uwagę ewentualnego zagrożenia. Pomyślałem, że klarowna rozmowa, w miejscu, gdzie nie ma rzeczy, z którymi ma się wspomnienia będzie czymś dobrym, innym niż do tej pory.
Zgodziłem się, pozwalając prowadzić się do mieszkania bruneta. W międzyczasie rozmawialiśmy o swoim codziennym życiu. Jak się okazało Dave jest lekarzem, neurologiem w jednym ze szpitali, ma trzydzieści jeden lat. Niedawno rozpadł się jego roczny związek z mężczyzną młodszym o cztery lata. Nie zdziwiłem się, kiedy to usłyszałem. Od samego początku domyślałem się, że jest gejem. Jestem dość spostrzegawczy jeśli chodzi o takie sprawy. Faktycznie, nie mieliśmy daleko do jego domu. Mieszkał w ogromnym wieżowcu, na ostatnim piętrze w dwupoziomowym mieszkanku. Było urządzone w kolorach głębokiego brązu oraz delikatnego beżu. Wszystko idealnie ze sobą współgrało.
Stanąłem przy kuchni, opierając się o filar. Brunet w skupieniu przygotowywał herbatę z sokiem malinowym i kardamonem. Po chwili zorientował się, że go obserwuję, na co posłał mi krótki uśmiech. W końcu udało mu się przygotować gorące napoje i mogliśmy usiąść na dużej, skórzanej kanapie. Brunet zajął miejsce niedaleko mnie, opierając się łokciem o oparcie mebla, uginając przy tym jedną z nóg. Sam przekręciłem się trochę w bok, tak żeby być na przeciwko niego. Wyluzowana pozycja mężczyzny potwierdzała to, że jest otwarty na świat. Mimo to teraz patrzył na mnie w skupieniu, a ja miałem wrażenie jakby przekraczał wrota mojego umysłu. Nie byłem onieśmielony, a jego przenikliwy wzrok mi nie przeszkadzał. Może dlatego, że w zasadzie był dla mnie obcy? Sam nie wiem.
-Czemu tak bardzo nie chciałeś tu przyjeżdżać?- zapytał spokojnym głosem, a ja zacząłem składać słowa w zdania.
-Bo pierwszy raz w życiu się zakochałem.
-Pierwszy raz?- lekkie zdziwienie malowało się na jego twarzy, a ja wcale nie byłem zaskoczony jego reakcją.
-Cały czas uważałem, że miłość jest niepotrzebna, aż do momentu, kiedy sam ją poczułem do jednego z przyjaciół z paczki. Nie miałem nadziei na cokolwiek, ale pewnego dnia zdecydowałem, że czas to zmienić.-mówiłem monotonnym głosem, bawiąc się nitką od spodni.
-I co wydarzyło się później?
-Postanowiłem się do niego jakoś zbliżyć, ponieważ jest osobą dość tajemniczą, ale zaraz po tym dowiedziałem się o tym przeklętym Nowym Jorku.-westchnąłem, robiąc chwilę przerwy na głęboki oddech.-Nieświadomy niczego Jongin, bo tak ma na imię, też zaczął się bardziej otwierać, wspólnie spędzany czas i tak dalej. Aż w końcu wyznał mi, co czuje, pocałował...-musiałem przerwać, bo coś odebrało mi mowę. Chciałem z siebie wydobyć choć słowo, lecz nie potrafiłem. To było okropne uczucie.
-I wtedy powiedziałeś mu, że wylatujesz?- zapytał spokojnie, a ja tylko pokiwałem głową na to pytanie.
-I przyjaciołom.-szepnąłem, już lekko drżącym głosem, na co w jednej sekundzie, podczas której nawet nie zdąrzyłem zareagować, zostałem czule przygarnięty do uścisku. Oprócz tego, że nie jestem sam, to nie poczułem nic szczególnego. Wiadomo, że zrobiło się lżej, jednak natłok całego dnia dał mi w kość i różnica nie była dla mnie długotrwała. Kiedy wypuścił mnie ze swoich męskich ramion, od razu chwyciłem za kubek z herbatą, wąchając jej aromat. Nie chciałem jeszcze bardziej dobijać się tymi perfumami.
-Nawet sobie nie wyobrażam, jak teraz musisz się czuć. Jest mi przykro, że w tak młodym wieku masz tak niemiłe doświadczenia.-odparł, po czym znów zamilkł na kilka chwil. Poprosiłem go, żeby mi opowiedział jakąś swoją miłosną historię. Dave zgodził się, bez zbędnych pytań, a ja po prostu słuchałem. Czasami się uśmiechałem albo potakiwałem. To pozwoliło choć na chwilę przestać myśleć o swoim życiu. Dzięki niemu oderwałem się od rzeczywistości i to było cudowne. Zasiedzieliśmy się do drugiej w nocy, nie wiedząc nawet jak czas szybko zleciał. Brunet zamówił dla mnie taksówkę, ubierając na siebie swój płaszcz.
-Odprowadzę cię.- uśmiechnął się, otwierając drzwi na klatkę schodową.
-Bardzo miło mi się z tobą rozmawiało, Dave.-uśmiechnąłem się delikatnie, wsiadając do windy.
-Mi z tobą też. Dlatego, może wymienimy się numerami?
-Jasne.- zgodziłem się bez zawahania. Mimo że brunet jest starszy, to bardzo dobrze się rozumiemy. Nie stara się grać mądrzejszego, tylko potraktował mnie na równi. Nie jest tak zwanym "wujkiem dobra rada", tylko normalnym facetem, który potrafi zrozumieć o dziesięć lat młodszego chłopaka i jego uczucia. To mi bardzo imponowało. Żywiłem nadzieję, co do kolejnego spotkania. Szybko się pożegnaliśmy, ponieważ padał deszcz i oboje byliśmy już zmęczeni. Ja odjechałem taksówką do domu, a Dave wrócił do swojego przytulnego mieszkanka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Jak widzicie udało mi się wstawić IV jeszcze przed końcem ferii, ale to graniczyło z cudem. Długo nie mogłam się uporać z tym rozdziałem, miałam jakąś wewnętrzną blokadę czy coś w tym stylu... Ale to już Wy ocenicie ogólny rezultat :)

Pozdrawiam i HWAITING dla wszystkich wracających do poferiowej rzeczywistości!

SilverAlex :*

First LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz