VII

180 18 8
                                    

Biegiem przemierzałem jeden ze szpitalnych korytarzy, mając gdzieś protesty młodej pielęgniarki. Kiedy w końcu znalazłem odpowiednią salę, zatrzymałem się na moment i wziąłem głęboki oddech. Nie wiedziałem, jakiego widoku mam się spodziewać i stąd ta niepewność.
-To ja tutaj poczekam.- Chanyeol posłał mi krótkie spojrzenie, po czym zajął jedno z białych, nieskazitelnych krzesełek. Potwierdziłem tylko ruchem głowy i nacisnąłem srebrną klamkę, wchodząc powoli do środka. Okropna, blada zieleń ścian uderzyła moje oczy. Niby ma uspokajać, dawać nadzieję, ale nie taki odcień. Gdybym miał tutaj sam leżeć, prędzej nabawiłbym się depresji, niżeli bym wyzdrowiał. Jeżeli, delikatnie by ożywić ten kolor, byłoby o wiele lepiej, a przynajmniej znośniej. Chciałoby się wracać do zdrowia, a przy takich barwach miałbym pewne wątpliwości. Na środku tej zielonkawej beznadziejności stało równie mleczne i sterylne łóżko, co krzesełka na korytarzu, a w nim leżał Dougie. Nie wyglądał najlepiej. Duży plaster przykrywał prawie cały lewy policzek i mniejszy kawałek łuk brwiowy. Rurki przy nosie doprowadzały życiodajny tlen, a aparatura przypięta do jego nagiej persi piszczała miarowo, co trochę mnie uspokoiło. Chłopak miał zamknięte oczy i oddychał spokojnie. Podszedłem do niego powoli, łapiąc nieruchomą dłoń. W tym samym momencie uchylił powieki, a na jego usta wpłynął delikatny uśmiech.
-Sehun, jesteś.- szepnął trochę niewyraźnie, próbując szerzej się uśmiechnąć, jednak zraniony policzek mu przeszkadzał.
-Co się stało?- zapytałem, uważnie go obserwując.
-Moja była mnie celowo potrąciła. Mściwa suka...- aż szerzej otworzyłem oczy, słysząc jego słowa. To było dla mnie szokujące.
-Jak to?- pytałem dalej, nie mogąc sobie wyobrazić, że chłopak mógłby dać jej jakieś powody. Niby nie znaliśmy się bardzo długo, ale wystarczająco, żeby wiedzieć takie rzeczy.
-Nie zrozumiała, że po prostu już jej nie kocham.- mówił powoli trchę się przy tym męcząc.-Kolejna wariatka. Chyba zostanę gejem.- zażartował, prychając zabawnie, bo na tyle pozwalał mu opatrunek.
-Uwierz mi, nie ma nic gorszego niż urażona duma geja.- zaśmiałem się lekko, ale szczerze. Pierwszy raz od pewnego czasu. Właśnie w tamtym momencie uświadomiłem sobie, jak rzadko to robiłem, jak bardzo zmieniła mnie ta sytuacja. I tak naprawdę mi się to nie podobało. Chciałbym w końcu ogarnąć otaczającą mnie rzeczywistość.
Przecież nie jestem jedyny taki, który ma problemy. Zawsze myślimy, że jesteśmy w największym bagnie ze wszystkich. Jakbyśmy się znajdowali w takim pokoju bez drzwi, który jest zaaranżowany w zupełnie inny sposób, niż byśmy tego chcieli. Denerwuje nas to, bo nie ma wyjścia, przez które moglibyśmy uciec i przerwać tę farsę. A co, jeśli my ich po prostu nie widzimy albo nie chcemy ich dostrzec, zagłębiając się w poczuciu samotności i bezradności? Może wystarczy coś zmienić, przestawić kilka rzeczy, aby dostrzec szansę na wyjście i bycie szczęśliwym, a przynajmniej zadowolonym. Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, zrobić wszystko po swojemu, tak jak podpowiada nam nasze wnętrze. Wystarczy włożyć w to trochę siły i silnej woli, żeby poprawić stan, w jakim się znajdujemy. Ja właśnie zacząłem przemeblowanie pomieszczenia, w jakim się znalazłem przez zupełny przypadek. Życie jest jak ogromny pałac tych dobrych i złych pokoi oraz setek korytarzy, przedsionków. A my nieraz błądzimy, szukając tego odpowiedniego, które będzie nasze na do końca. Wystarczy walczyć i ja chcę to zrobić.
-Nad czym się tak zamyśliłeś, hm?- Dougie wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia, na co uśmiechnąłem się lekko.
-Nad życiem i moją sytuacją.-uśmiechnąłem się lekko.
-Wierzę, że będzie dobrze. Potrafisz walczyć.-jego słowa i delikatny uśmiech mnie jakoś pokrzepiły.
-Dzięki. Powiedz, długo tu poleżysz?
-Dokładnie to nie wiem. Lekarz był u mnie, ale nie do końca kontaktowałem. Jak tylko do mnie przyjdzie to z nim porozmawiam, a przy okazji upoważnię cię w papierach do informacji o mnie.
-Jasne, odwiedzę cię niedługo. Nie chcę cię już męczyć. Trzymaj się, Doug.- posłałem mu uśmiech, wychodząc z sali. Problemy chłopaków uświadomiły mi, że nie tylko ja cierpię ale są inni, którzy też potrzebują wsparcia. Myślę, że wystarczy, kiedy otworzymy umysły na ludzi, w podobnych wbrew pozorom sytuacjach.
Kiedy tylko znalazłem się na korytarzu, Chanyeol od razu wstał, łapiąc mnie za nadgarstek. -I jak?- patrzył na mnie dużymi oczami.
-Była go potrąciła, ale czuje się całkiem dobrze.
-Chociaż tyle... Ale wiesz co? Wiem, jak możemy się dowiedzieć się, co to są za leki, które znalazłem.
Potwierdziłem ruchem głowy, aby kontynuował, kierując się do wyjścia.
-Możemy dać je do badań laboratoryjnych.
-Fakt. Pogadamy z moim tatą, jak tylko wróci. Każdy sposób dowiedzenia się, co z Baekhyunem jest dobry.

First LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz