Arena była wielka. Na samym środku stał róg obfitości, a wokół niego stały 24 plansze na których stali trybuci. Nigdzie nie widziałem ani Cato ani Rei'a. Zostało 10 sekund do wystartowania. - START- rozległ się głos. Wszyscy ruszyli do rogu obfitości ( łącznie ze mną) to co zobaczyłem po chwili - istne piekło. Krew latała wszędzie i wtedy zobaczyłem Cato jak zabijał dziewczynę chyba z 6 dystryktu. Podbiegłem do najbliższego plecaku, chłopak za mną zamachnął się na mnie ale nagle zaczął dusić się krwią. Okazało się że dziewczyna za nim wbiła mu nóż w plecy po czym pobiegła dalej zabijać. "dzięki za nóż"- pomyślałem, co prawda nie był to ten sam nóż który spodobał mi się w ośrodku, ale nie był zły. Gdy już biegłem w stronę lasu obejrzałem się i zobaczyłem na skrzyni ten nóż. "podbiec nie podbiec"- wiedziałem że jak tam pobiegnę, stracę życie. "biegnę do lasu"- nie chciałem zdychać zaraz po rozpoczęciu igrzysk. Pobiegłem jak najdalej od walki, znalazłem dość dużą jaskinię i tam rozpakowałem moje rzeczy. W plecaku znalazłem : wodę i jedzenie, nóż, oraz nieduży koc i miałem ze sobą jeszcze nóż od tej dziewczyny. Zapadła noc czekałem na wystrzał z armaty który obwieszcza śmierć. Godło kapitolu i pokazały się zdjęcia : dziewczyna z 3, chłopak z 8, dziewczyna i chłopak z 9, 2 chłopaki z 11 i dziewczyna z 6. Jedzenie i wodę postanowiłem oszczędzić na później więc bez kolacji poszedłem spać. W środku nocy obudził mnie jakiś wrzask, podszedłem do "okienka" w jaskini i zobaczyłem że kilka metrów ode mnie ktoś zabija jakąś dziewczynę. Ostrzał armaty. Powoli wczołgałem się z powrotem do jaskini lecz przypadkowo nadepnąłem na gałązkę i "ktoś" mnie usłyszał.
- O, kogo my tu mamy.- nie wiem czy to było pytanie czy zabawa w " dwie ofiary w mniej niż godzinę".- Słuchaj, zrób to szybko i najlepiej bezboleśnie.- powiedziałem i rzuciłem mu nóż pod nogi- Ty niezły jesteś, nie boisz się śmierci?- Zapytał- A czego mam się bać? I tak bym nie wygrał.- rzuciłem jakby to była zwykła rozmowa.- Hmm, a może sojusz? Fajnie by było mieć w drużynie kogoś kto nie boi się śmierci.- zaproponował- Sojusz? Ty i ja mamy współpracować?- niezbyt wierzyłem w jego słowa- A tak, skoro zawodowcy mają sojusz to my nie możemy?- jego słowa zabrzmiały dość przyjaźnie- Jesteś w parze z Rei'em?- Jesteśmy z tego samego dystryktu, ale nie lubimy się.- powiedziałem i zaczęliśmy "prawdziwą" rozmowę. Gadaliśmy chyba koło 3 godzin.Mój "kumpel" nazywał się Shen i był z 6 dystryktu. - To co?- w końcu zapytał- Jak co?- nie zrozumiałem- No będziemy sojusznikami?- No dobra- powiedziałem po chwili namysłu- a tak właściwie to kogo zabiłeś wcześniej?- Dziewczynę z 8.- odpowiedział.
Nastał ranek. Nie spaliśmy pół nocy bo gadaliśmy. Cicho zakradłem się do wyjścia (Shen jeszcze spał) chciałem pójść na zwiady. - A ty dokąd?- sennym głosem zapytał Shen- A idę zobaczyć co w okolicy.- po wczorajszej kilkugodzinnej gadaninie zaufałem mu.- Tylko nie daj się zabić- zaśmiał się cicho- Bardzo śmieszne- Powiedziałem i wyszedłem. W okolicy nikogo nie było więc postanowiłem poszukać jedzenia gdyby nam zabrakło. Szedłem i nagle usłyszałem jakiś trzask. Coś walnęło mnie z ogromną siłą w bok a miejsce po uderzeniu momentalnie zaczęło piec. To elektro-miotacz. Zza drzewa wyskoczył... Cato. Podbiegł do mnie i... - UCIEKAJ, UCIEKAJ, UCIEKAJ ONI TU IDĄ, ZABIJĄ CIĘ. BŁAGAM CIĘ UCIEKAJ!- krzyczał, ale połowa słów do mnie nie docierała a świat był coraz bardziej zamazany. Lecz jednak kawałek z "uciekaj" usłyszałem i pobiegłem jak najszybciej mogłem do naszej jaskini. Gdy tam dobiegłem ledwo trzymałem się na nogach. - CO CI SIĘ STAŁO?!- krzyknął przerażony Shen- Elektro-miotacz.- tylko to udało mi się wydusić a chwilę po tym zasnąłem. Obudził mnie hymn kapitolu.- C-c-co się stało?- to bardziej brzmiało jak jęk niż jak słowo- Dostałeś elektro-miotaczem.-wyjaśnił mi Shen-Ledwo tu przybiegłeś, a kto cię trafił?- Cato, powiedział żebym uciekał bo ONI chcą mnie zabić.- gdy wspomniałem jego imię zrobiło mi się zimno.- Ile spałem?- 12 godzin, a jacy ONI?- dopytywał się- Cato... ma sojusz ze zwiadowcami.- Od razu przyszło mi to do głowy.
- Pójdę na zwiady, ty jeszcze odpocznij.- rzucił Shen przez ramię wybiegając z jaskini.- Pocze...kaj.- nie zdążyłem nawet dokończyć. " trudno wstanę"- pomyślałem. Jednak od razu przekonałem się że to nie był dobry pomysł. Gdy tylko wstałem miejsce w które uderzył pocisk zaczęło piec jak ogień i do tego ledwo mogłem stać. Po 2 godzinach siedzenia przybiegł Shen.- Co tak długo? ledwo tu wytrzymałem.- powiedziałem zaraz po tym jak wszedł do jaskini- A co tęskniłeś?- zapytał z uśmiechem- Co się tak cieszysz?- zapytałem- A bo znalazłem... obóz zawodowców.- teraz to był zupełnie szczęśliwy.- Aha, i co masz zamiar zrobić? podkraść się w nocy i zabić wszystkich?- Niezbyt się tym przejąłem- No moglibyśmy spróbo- nie dokończył bo mu przerwałem- Czy ty masz mózg?! I co jak już uda ci się zakraść, to co, zabijesz ich tym nożykiem?!- Eeee- niezbyt wiedział co powiedzieć- Oni mają miecze, siekiery, łuki, noże i Bóg wie co jeszcze- trochę się uspokoiłem- A poza tym, oni nie dadzą się tak łatwo zabić.- No ok. Ale musimy w końcu jutro gdzieś iść.- wzruszył ramionami- Ta, jutro idziemy zapolować na trybutów.- powiedziałem- Że co przepraszam?! Dopiero powiedziałeś że nie mamy szans z zawodowcami!- wykrzyknął- Z zawodowcami nie, ale z innymi tak.- powiedziałem po czym poszedłem spać. Rano zjedliśmy resztki jedzenia i poszliśmy szukać innych trybutów.
- Mówiłem ci że nikogo nie znajdziemy.- skarżył się Shen i ledwo po tym usłyszeliśmy jak ktoś ładuje elektro-miotacz. Dziewczyna z 7 celowała w nas elektro-miotaczem. - Gotowy?- szepnąłem do Shena- No jasne.- odpowiedział też szeptem. Nagle rozbiegliśmy się w prawo i lewo i zaatakowaliśmy dziewczynę. Trafiłem ją w szyję nożem, a ona momentalnie runęła na ziemię.- O matko- tylko to wydusiłem- zabiłem ją.- A ty myślałeś że ona zaprosi cię na herbatkę?!- zezłościł się Shen- Na tym to polega, sam chciałeś wczoraj zabijać innych.- No tak, ale tak nagle...- OMG, jesteś chłopem, jesteś maszyną do zabijania, każdy tutaj jest nią. Inni się tylko cieszą że o jednego mniej.- powiedział sarkastycznie.- W sumie masz rację.- przyznałem- A poza tym mamy elektro-miotacz, elektro-miotacz z tym już nikt nam nie podskoczy poza zawodowcami. Zabito 9 zostało 14 w tym ja i shen, Cato, i 5 zawodowców. Potem rozległ się wystrzał, i kolejny.- O, zabito jeszcze kogoś.- Shen najwyraźniej był zadowolony- I ty się cieszysz?- zapytałem- Znów to samo. Już mnie wkurzasz! I pewnie zaraz powiesz " a jakby to był twój brat albo siostra" więc od razu Ci powiem : nie mam rodziny. Moja mama, tata i brat zginęli przygnieceni przez budynek który zawalił się w czasie budowy. I zostałem sam. A miałem tylko 5 lat.- wyglądało na to że nie lubił o tym gadać- Ja moich rodziców nawet nie znałem. Żyłem w wiosce z moimi kumplami. Pamiętam że trafiłem tam w wieku 2 lat.- postanowiłem powiedzieć mu- Jak to naprawdę ? I jak było?- dopytywał się - Koszmarnie. Najpierw zajmowała się mną jakaś pani która opiekowała się Cato i innymi kumplami. W wieku 4 lat mieszkałem już sam w małej chatce. Z Cato polubiłem się jeszcze jak mieliśmy po 2 lata. Więc chatkę dzieliliśmy na dwóch. Lecz poza chatką byliśmy zwykłymi dzidziusiami które powinny jeszcze leżeć w kołysce. Była taka banda debili którzy uwielbiali nam dokuczać. W wieku 6 lat Ci idioci zawsze nam dokuczali. Byłem wtedy bardzo chudy więc... to było mniej więcej tak:
- Te chudzielec stoisz mi na drodze.- zaczynał lider paczki Tor- Właśnie złaź chyba że chcesz mieć złamane żebra.- mówił drugi Race- Won stąd patyczaku.- zazwyczaj kończył Ortas.- Dlaczego mam was słuchać wy bydlaki?- pierwszy raz im tak odpowiedziałem- Oooo, patrzcie no, nasz dzieciak udaje twardziela. Ha, wybacz słonko, ale jeśli chcesz być w naszej bandzie to poczekaj jeszcze z 10 lat.- powiedział sarkastycznie Tor - Ale wiesz łomocik za słowo " bydlaki" bedzie bolesny. I już mieli się na mnie rzucić gdy zza krzaków wyskoczył Cato z innym chłopakiem.- Te pan wielka dupa- odezwał się Cato- zostaw naszego kumpla w spokoju.- O kolejni 2 się znaleźli.- zaśmiał się Race- Te krzywa morda- zaczął ten drugi obok Cato- albo zostawisz moich kumpli, albo dziś będziesz się tłumaczył mamie dlaczego pobiłeś 2 dzieciaki 6-letnie.- Masz szczęście Finnick.- powiedział z niesmakiem Tor- Dobra ferajna idziemy.
- Tak było w wiosce. Potem gdy ja miałem swoją paczkę poszliśmy zgodnie z umową po 10 latach do Tora i jego gangu. Tak ich zbiliśmy że każdemu z nas wybudowali duże chaty.- opowiadałem Shenowi- Łał fajnie, naprawdę miałeś swój gang?- dopytywał się - Ta nas było 8 a tamtych tylko 3 więc jedno uderzenie oni padli. Byłem już zmęczony podobnie jak Shen. Znaleźliśmy drzewo które nadaje się do spania, wdrapaliśmy się i poszliśmy spać, ale przed tym powiedziałem Shenowi:
- Shen-No?- Już od kilku dni myślę czy to prawda, ale ja... jestem... poparzeńcem...
CZYTASZ
Więzień śmierci
Bilim KurguGłodowe igrzyska w których jako broń jest używany elektro-miotacz. Kapitol współpracuje z DRESZCZEM ( Departament rozwoju eksperymentów strefa zamknięta : czas zagłady) i oboje chcą wynaleźć lek na pożogę oraz rozpocząć igrzyska. Wybierają trybutów...