-Poszłaś na cmentarz?-dawno nie widziałam mamy tak zaskoczonej.
-Tak poszłam.-co mogłam więcej powiedzieć?- Ona już nic więcej nie odpowiedziała. Wstała i poszła do swojego pokoju. Tak jak zawsze kiedy uważa rozmowę za skończoną. Ja powlokłam się do kuchni. Sięgnęłam do szafki po miskę, wsypałam do niej płatki i zalałam mlekiem. Obracając się przypadkowo trąciłam łokciem miskę z , która w ułamku sekundy zachwiała się , spadła z blatu i z trzaskiem uderzyła o podłogę. Stałam w kałuży mleka między odłamkami szkła i rozsypanymi płatkami. Sparaliżowało mnie. Niby zwykły wypadek, każdemu mogło się zdarzyć. Ale nie mnie. Mama przywołana dźwiękiem tłuczonego szkła stanęła w progu kuchni i groźnym wzrokiem zmierzyła mnie a potem spojrzała na podłogę. Widziałam jak wzbiera w niej złość. Chciałam zerwać się i przynieść szmatę, posprzątać i zapomnieć o sprawie ale nie mogłam oderwać stóp od ziemi. -I coś Ty zrobiła?! Matko jaka kaleka z Ciebie nawet pieprzonego śniadanie nie umiesz sobie zrobić! Zawsze wszystko psujesz!-stałam ze spuszczoną głową i słucham jej uważnie.- I co tak stoisz?! Bierz szmatę i ścieraj to natychmiast. Podłoga ma lśnić ty ofermo!- dopiero gdy wyszła wróciłam do siebie i zabrałam się do roboty. Posprzątałam w 10 min, o co tyle hałasu. Czy to lęk przed złością mamy wyprowadza mnie z równowagi nawet w tak błahych sytuacjach? Poczułam się jak wrak. Jak można spanikować przez wylane mleko. No ale cóż. Nad rozlanym mlekiem nie ma co płakać.
Dni spędzane w domu mijały mi szybko i w sumie każdy był taki sam. Mama chodziła do pracy więc przynajmniej byłam spokojna. Codziennie przychodził do mnie Adam i to po dwa razy. Najpierw po szkole, by pożyczyć mi zeszyty. Potem wieczorem by je odebrać. Miałam jednak wrażenie, że zeszyty są tylko pretekstem do spotkań a przy okazji nie wzbudzały podejrzeń mamy. Zawsze jednak zamienialiśmy kilka słów a on za każdym razem przytulał mnie na pożegnanie. W sumie nie wiedziałam tak na prawdę kim dla siebie jesteśmy ale nie miałam odwagi zapytać.
Kilka razy odwiedziła mnie też Amelka. Pewnego dnia przyszła cała zapłakana. Opowiadała jak ojciec wrócił pijany do domu i bił jej matkę. Nigdy nie rozumiałam kobiet, które na to sobie pozwalają. Ja na miejscu mamy Amelki spakowałabym jego rzeczy, wystawiła za drzwi i wniosła pozew o rozwód. Ale jej mama była na to za słaba. Tego oczywiście nie mogłam Amelce powiedzieć. Sama nie wiedziałam co jej poradzić więc upierałam się żeby pogadała z mamą. Nie wiem czemu Amelka tak bardzo tego nie chciała. Przecież miała z nią dobry kontakt. Stanęło na tym , że czekamy co czas przyniesie. Byłam beznadziejną przyjaciółką. Dobrze wiedziałam co czas przyniesie a kłamałam, że wszystko się ułoży. Gówno prawda, przeklinałam w myślach. Będzie coraz gorzej. Nie miałam jednak serca jej tego powiedzieć. Zastanawiałam się jak można jej pomóc.
Całkiem często chodziłam też na cmentarz. Za każdym razem czułam się tam coraz lepiej. Opowiadałam tacie wszystko co się u mnie dzieje. Kilka razy spotkałam nawet tego tajemniczego pana. Okazał się bardzo sympatyczny. Lubiłam z nim rozmawiać. Opowiadał mi dużo o czasach kiedy był młody. O tym jak poznał jego żonę Marysię i o ich wspólnych podróżach. Raz nawet powiedział, że jestem do niej bardzo podobna. Nie znałam jej ale nie wiedzieć czemu bardzo mi to schlebiło. Pan Stefan był przemiłym staruszkiem. Tak pięknie opowiadał. Uwielbiałam jego historie. Czasem spacerowaliśmy między alejkami i rozmawialiśmy. Bardzo lubiłam te spacery, zawsze poprawiały mi humor.
W piątek kiedy wróciłam z cmentarza mama czekała na mnie w kuchni. Była jakaś spięta i widziałam, że chce mi coś powiedzieć. W trakcie robienia sobie herbaty w końcu spytałam ,,Coś się stało?'' Nastąpiła chwila ciszy po czym w końcu się odezwała.
-Dziś będziemy miały gościa. Przyjdzie na kolacje mój kolega z pracy.-myślałam, że padnę. Mama sie umawia z jakimś facetem. No bo inaczej po co przychodziłby do nas na kolacje.
-Kolega?
-Tak. Andrzej będzie u nas o 18.00 więc proszę Cię, ubierz się jakoś normalnie i uczesz te kudły. No i zachowuj się jak należy.To spotkanie jest dla mnie bardzo ważne.
Czyli wszystko jasne. Boi się, że spłoszę jej kandydata na partnera. Jeszcze go nigdy nie spotkałam a już go nie lubiłam. Nie chciałam by w naszym życiu pojawiał sie ktoś nowy. A na pewno nie ktoś kto ma zająć miejsce mojego taty. Chciało mi się krzyczeć i płakać ale nie mogłam. To przecież jej życie niech robi z nim co chce a mną się nie przejmuje , z resztą jak zawsze.
-A nie mogę wyjść gdzieś na ten czas albo przesiedzieć u siebie w pokoju?.-spytałam z nadzieją, ze uda mi się wymigać od spotkania z tym mężczyzną.
- A możesz chociaż raz zachować się jak normalne, grzeczne, pogodne dziecko i zrobić to o co Cię proszę?!- to raczej nie było pytanie. Decyzja była podjęta ale oczywiście nie przeze mnie.
-Widzę, że nie mam wyboru.-powiedziałam i wyszłam zostawiając ją samą.
Byłam tak wściekła a jednocześnie się bałam. Bałam się , ze znowu coś złego powiem albo na przykład wyleję na siebie zupę. Żeby zagłuszyć własne myśli słuchałam muzyki. Potem przebrałam się i tak jak kazała mama rozczesałam włosy. Czułam roznoszący się w mieszkaniu zapach jedzenia. Pachniało pięknie i po chwili zrobiłam się strasznie głodna. Nie pamiętam kiedy mama tyle czasu spędziła na gotowaniu obiadu dla mnie. Kiedy wskazówki wiszącego na ścianie zegara wskazywały 17.48 zaczęłam się denerwować. Zupełnie nie wiedziałam czego mam się spodziewać. W końcu zadzwonił dzwonek do drzwi. Pan Andrzej (bo tak nazywał się nasz gość) był szczupłym mężczyzną, średniego wzrostu. Był elegancko ubrany i pachniał dobrymi perfumami. Powitał nas uśmiechem już od progu. Wręczył mamie kwiaty a mi dużą czekoladę. Mama zaprosiła go do salonu i poszła do kuchni nakładać jedzenie. Ja i Pan Andrzej usiedliśmy przy stole i przez chwilę zostaliśmy sami ale żadne z nas nie odezwało się ani słowem. On rozglądał się ciekawie po pomieszczeniu a ja wgapiałam się w blat stołu i bawiłam sztućcami. W końcu mama weszła do pokoju i podała jedzenie. . Czułam sie niesamowicie spięta więc zamiast cieszyć się smakiem wytrawnego dania grzebałam widelcem w talerzu. Panowała niezręczna cisza, którą w końcu przerwał nasz gość
-To jak Ci na imię?-to pytanie było kierowane do mnie. Niechętnie podniosłam wzrok z nad talerza.
-Alicja-mruknęłam.
-Alicja... bardzo ładne imię-próbował być miły. Ja nie zamierzałam.
-Imię jak imię. Z resztą to i tak nie ma znaczenia.
Zatkało go i nic już nie odpowiedział. Mama tylko zgromiła mnie morderczym spojrzeniem. Później zagadali się i właściwie byłam tam zbędna. Nikt do mnie nic nie mówił, o nic nie pytał. Siedziałam tam i czułam się jakbym to ja była kimś obcym. Mama podawała kolejne dania a ja i tak prawie nic nie zjadłam. Słuchałam jeszcze chwilę jak rozmawiają o jakimś tam filmie aż w końcu wstałam podziękowałam za kolację i życzyłam im miłego wieczoru. A potem tak po prostu wyszłam trzaskając drzwiami. Nie miałam zamiaru marnować czasu na udawanie grzecznej dziewczynki. Nikt mnie z resztą nie zatrzymywał. I choć wiedziałam co czeka mnie gdy ta szopka się skończy ubrałam sie i wyszłam z domu. Mroźne powietrze wypełniło moje płuca. Wyciągnęłam telefon i napisałam do Adama ,,Gdzie jesteś? Masz czas się spotkać?''. Czekałam chwilę aż dostałam odpowiedź: ,,Będę na boisku pod szkołą za 15 min''.
CZYTASZ
Jutro Rano
Short StoryZamykam oczy, otwieram je i okazuje się, że nadszedł nowy dzień. Tylko czy to dobrze...? Są osoby dla których każdy dzień jest wyzwaniem. Utrata ojca, złe relacje z matką, złe traktowanie w szkole i rozterki miłosne to dla Alicji za dużo. Co musi si...