Zamykam oczy, otwieram je i okazuje się, że nadszedł nowy dzień. Tylko czy to dobrze? Wydarzenia z wczorajszego wieczoru odebrały mi wszystkie siły i chęci do życia. Czułam się oszukana i bezradna. Najchętniej usnęłabym z powrotem i więcej się nie obudziła. Jedyny płomień nadziei na lepsze życie zgasnął i to w tak brutalny i niespodziewany sposób. Zegar wskazywał 7.37. Miałam jeszcze dużo czasu żeby pospać ale nie mogłam już zapaść w sen. Wsłuchiwałam się chwilę w panującą w całym mieszkaniu ciszę. Mama jeszcze spała więc tak jak miałam to w zwyczaju postanowiłam iść na cmentarz. Nie mogłam dłużej siedzieć w tym ciasnym pokoju sam na sam z własnymi myślami bo czułam się jak ptak zamknięty w klatce i to na dodatek ze złamanym skrzydłem. Ucichła we mnie rozpacz a na jej miejscu pojawił się strach. Strach o każdy następny dzień, o tę bliską i daleką przyszłość.
Przygotowałam się do wyjścia, zgarnęłam z komody telefon i słuchawki po czym cicho opuściłam moje więzienie. Na zewnątrz od razu ogarnął mnie przejmujący chłód a włosy rozwiał powiew zimnego powietrza. Magiczne brzmienie jednej z piosenek Nightwish przyprawiły mnie o ciarki i skierowało moje myśli choć przez chwilę na inny tor.
Na cmentarzu spędziłam sporo czasu. Ostatnimi czasy czułam się tam lepiej niż gdziekolwiek indziej. Nikt mnie tam nie oceniał, nie oskarżał i nie ranił. A mimo to nie czułam się sama. Całą sobą wierzyłam, że mój tata jakimś niewyjaśnionym sposobem jest przy mnie i wspiera mnie. Wygadałam mu się do woli, wypłakałam i wyżaliłam. Ulżyło mi. Nikomu innemu nie mogłabym tego powiedzieć. Nikt by nie zrozumiał. Mnie nigdy nikt nie rozumie. A tata zawsze rozumiał mnie bez słów. W głowie migały mi wspomnienia z dzieciństwa. Wszystkie miłe chwile były związane z tatą. Ognisko w lesie, nauka jazdy na rowerze i wspólne odgrywanie scen z ulubionych filmów i książek. Z nim każda chwila była pełna radości i spokoju. On cały był radością i spokojem. Nigdy nie zrozumiem dlaczego Bóg postanowił odebrać mi akurat jego. Czasami jestem bardzo zła na Boga i mam ochotę wykrzyczeć mu wszystkie swoje żale. Ale kiedy emocje opadną dociera do mnie, że to nic nie da. Mojego taty już nie ma i nic tego nie zmieni. Dziś czułam, że straciłam kolejną ważną osobę i byłam wściekła. Tym razem jednak nie Bóg był odpowiedzialny za krzywdę jaką mi wyrządzono. Na dobrą sprawę największą krzywdę wyrządziłam sobie ja, łudząc się i robiąc sobie nadzieje na lepsze życie. W moim przypadku nadzieja zawsze kończy się rozczarowaniem i chyba czas się do tego przyzwyczaić.
Ok 9.00 przechodziłam przez park. Lubiłam tędy wracać do domu. Zimą było tu niezwykle pięknie. Drzewa przykryte były pierzyną śniegu a polana pokryta śnieżnym puchem wyglądała niezwykle malowniczo. Nagle poczułam uderzenie w głowę a kula zbitego śniegu zaczęła topić się na moich ramionach i włosach. Rozejrzałam się ale nikogo nie zobaczyłam. Szłam dalej ale już po chwili dostałam śnieżką po raz kolejny, tym razem w plecy. Atakujący widocznie widząc moją złość i zdziwienie postanowił wyjść z ukrycia. Z za drzewa wyłoniła się Kalina śmiejąc się wrednie jak zawsze kiedy się na de mną znęca. Jak zwykle nie była sama. Jej koledzy otoczyli mnie tak, że nie miałam którędy się wydostać. Jeden z nich porwał mi z głowy czapkę. Rzucił ją do Kaliny a ta z kolei podała ją innemu. I tak zaczęli droczyć się ze mną. Chciałam tylko odzyskać tę czapkę i pójść do domu. Ale oni rzucali ją do siebie nawzajem kiedy ja wyrywałam się by im ją odebrać (oczywiście bez skutecznie bo wszyscy byli o wiele wyżsi ). W końcu poślizgnęłam się i upadłam z hukiem na ziemię. Próbowałam się podnieść gdy te bezlitosne istoty rechotały szyderczo mając całą sytuację za niezły ubaw. W końcu Kalina rzuciła moją czapkę o ziemię i przydeptała ją swoim ciężkim, brudnym buciorem, po czym odwróciła się i gestem dłoni nakazała swoim kolegom by za nią poszli. Czułam jak wzbiera we mnie złość ale po raz kolejny strach wygrał i kazał się wycofać. Podniosłam czapkę, otrzepałam ją, włożyłam na głowę i trzęsąc się jeszcze z nerwów i zimna ruszyłam dalej.
Kiedy weszłam do domu poczułam wspaniały zapach. Mama stała w kuchni przy kuchence.
-Smarze naleśniki na śniadanie. Będziesz jadła?- byłam pewna, że po wczorajszej sytuacji z Andrzejem będzie wściekła ale nie widziałam w niej ani krzty złości.
-Pewnie, jestem głodna jak wilk.-odpowiedziałam.- Tak na prawdę nie miałam apetytu ale nie chciałam sprawić jej przykrości. W sumie było mi trochę wstyd za moje wczorajsze zachowanie. Ten facet nie zrobił mi nic złego. Ale sam fakt, ze ma zająć miejsce mojego ojca sprawiał, że czułam do niego niechęć.
-Możemy porozmawiać o tym co wczoraj zaszło?- postawiła przede mną talerz z naleśnikiem i usiadła na przeciw mnie. Była dziwnie spokojna i....miła? Uspokoiło mnie to ale jednocześnie poczułam jak pocą mi się ręce. Bałam się tej rozmowy.
- Tak możemy.- spojrzałam na nią pytająco.
-Powiem wprost. Nie zmuszę Cię żebyś lubiła Andrzeja ale zrób to dla mnie i nie okazuj mu tego w tak ewidentny sposób. Nie oczekuję, że będziesz traktować go jak ojca ale nie traktuj go jak wroga.-mówiła spokojnie i grzecznie jakby bała się moje reakcji. Miałam wrażenie, że gadam z całkiem inną osobą. W sumie pierwszy raz od dawna rozmawiałyśmy normalnie. Na jej spokój odpowiedziałam moim spokojem i obiecałam traktować jej nowego partnera z większym szacunkiem i sympatią.
Dokończyłyśmy wspólnie śniadanie i co dziwne rozmawiałyśmy ze sobą jak matka z córką. Miałam okazję się jej przyjrzeć, spojrzeć jej w oczy. Zawsze unikałam jej wzroku bo się go bałam. Zawsze patrzyła na mnie albo z wyrzutem, albo ze złością, czy nienawiścią. Dziś jej wzrok był zmęczony i smutny. Cienie pod oczami sprawiały wrażenie jakby płakała przez całą noc. Miałam ochotę paść jej w ramiona, powiedzieć, że ją kocham a potem wygadać się ze wszystkiego co mnie boli. Ale czułam, że nie mogłam. Przepaść między nami była jeszcze zbyt głęboka. Ale miałam cichą nadzieję, że jej rany się zagoją a jeśli Andrzej ma jej w tym pomóc to nie tylko go zaakceptuję ale będę mu wdzięczna. Może znalazła na nowo kogoś kto pokaże jej co to znaczy kochać.
CZYTASZ
Jutro Rano
Short StoryZamykam oczy, otwieram je i okazuje się, że nadszedł nowy dzień. Tylko czy to dobrze...? Są osoby dla których każdy dzień jest wyzwaniem. Utrata ojca, złe relacje z matką, złe traktowanie w szkole i rozterki miłosne to dla Alicji za dużo. Co musi si...