- Chewy, to naprawdę ty! - stary, ciemnoskóry mężczyzna z szerokim uśmiechem, poklepał wookiego po ramieniu. Ten ryknął z niezadowoleniem, ale nie odsunął się, ani nie wycofał. Sprawa była zbyt poważna, by już na przywitaniu wywoływać niepotrzebne spięcia. - Niech zgadnę - Finn, Poe... - spojrzał po chłopcach - i Rey - uśmiechnął się nonszalancko, po czym złożył dziewczynie soczystego całusa na dłoni - oraz mój statek - wskazał na Sokoła.
- A pan to Lando. Lando Calrissian - odpowiedziała i odsunęła się na bezpieczną, od fizycznego kontaktu, odległość - przejdźmy do konkretów. Musi nam pan jak najszybciej pomóc.
- Moja droga, po co ten pośpiech? Księżniczka Leia o wszystkim mnie powiadomiła, ale liczyłem na to, że dacie się chociaż zaprosić na przyjacielską partyjkę sabaka - Chewbacca jęknął z niezadowoleniem - No co ty, futrzaku. Na to nigdy nie można być zbyt starym - z ust mężczyzny wydobył się pogodny, rubaszny śmiech. Wszyscy obecni stali w milczeniu.
- No dobrze już, dobrze. Więc potrzebujecie statku. Chodźmy w jakieś bardziej ustronne miejsce, nigdy nie wiadomo, kto dla kogo szpieguje - skinął ręką, po czym - nie oglądając się na nich - ruszył przed siebie. Załoga Sokoła udała się za nim. Po minucie marszu weszli do obskurnego, ukrytego w potężnej skale, baru. Rey od razu skojarzyła go z zamkiem Maz Kanaty, w którym zaledwie kilka tygodni wcześniej doświadczyła wizji związanej z mieczem świetlnym Luke'a oraz obok którego wpadła w ręce Kylo Rena i Najwyższego Porządku. Miejsce, w którym się znaleźli, było jednak w o wiele gorszym stanie i przede wszystkim sprawiało wrażenie czającego się naokoło zagrożenia.
- I to ma być to bardziej ustronne miejsce? - zapytał z niezadowoleniem Finn. Lando jedynie znów skinął na nich ręką. Młodzi ruszyli dalej przed siebie. Przebrnęli przez opary wszechobecnego dymu i tłoczących się na parkiecie klientów przeróżnych ras. Wreszcie dotarli do tylnych, otwieranych w obie strony drzwi. Za nimi ukazał im się ciasny korytarz, a na jego końcu, zza zakrętu, wyłoniło się niewielkie, skromne pomieszczenie. Calrissian wskazał im trzyosobową kanapę, stojącą przy ścianie. Młodzi usiedli, natomiast Chewy - wyjąc - zabrał Landowi jego jedyne krzesło. Mężczyzna westchnął z niezadowoleniem, ale pozostawił komentarze dla siebie.
- Księżniczka twierdzi, że ci z Porządku porwali Skywalkera. Brzmi nieciekawie - zaczął. Twierdząco pokiwali głowami.
- Musimy mieć czym dostać się do niszczyciela, z Sokołem jesteśmy zgubieni - Powiedziała Rey.
- Rozumiem i nie ma problemu. Mam dla was dwa TIE, a tu - położył przed nimi kartkę - są kody. Strzeżcie ich jak oka w głowie - w pokoju panowało milczenie. Cała czwórka patrzyła na niego sceptycznie.
- No co? - zapytał z niezadowoleniem - mało?
- A co z ceną? Nie mamy wiele na miejscu. Ta cześć planu była dość... jakby to ująć... niespodziewana - stwierdził Poe. Chewy powiedział coś po swojemu. Znał Landa najdłużej ze wszystkich i wiedział najlepiej, że jeśli chodzi o robienie interesów, pieniądze są najważniejszą kwestią do omówienia. Mężczyzna znów rubasznie się zaśmiał.
- Leia mnie uprzedziła - zapewnił - a wiec zrobimy tak. Po pierwsze zostawiacie mi Sokoła, stęskniłem się za tą dziecinką i chętnie polecę nim na wycieczkę. Po drugie - będziecie mi winni przysługę. Po trzecie , westchnął - miałem u staruszka Solo spory dług, ale nie poczekał i umarł, a ja nie lubię nie załatwionych spraw. Zgoda? - wyciągnął przed siebie rękę - a za urodę młodej pani dostaniecie ode mnie trzy zbroje szturmowców w gratisie.

CZYTASZ
Potomkowie Mocy • Star Wars
Fanfiction(Pisane przed powstaniem Ostatniego Jedi. Alternatywna wersja wydarzeń.) Baza Starkiller została zniszczona, a Han Solo zabity przez własnego syna, który przeszedł na ciemną stronę Mocy. Luke Skywalker decyduje się wrócić z wyspy, na której samotnie...