"- Nie mamy wyjścia, teraz albo nigdy! - Poe pewnie spojrzał na swoją grupę. - Oby nie nigdy - mruknął pod nosem i wydał komendę "teraz" po czym, bez wahania, rzucił się przed siebie."
Pilot uścisnął Rey i ruszył biegiem. Tuż za nim, Luke i Chewy, a z tyłu droidy. Za cel został obrany niewielki prom kosmiczny typu Mu-2. Był to pojazd średniej wielkości, model mniej zwrotny, niż jakiekolwiek myśliwce (przede wszystkim ze względu na wielkość) lecz posiadający zdecydowanie więcej przestrzeni (mieścił aż do 14 pasażerów, a jego wnętrze wyposażone było w cztery oddzielne kajuty) oraz odznaczał się nieporównywalnie dobrą jakością hipernapendu, co przy ucieczce było niezmiernie ważne. Rey wtuliła się w przyjaciela, bojąc się upadku. Szturmowcy, po kilku sekundach, zorientowali się w sytuacji i rozpoczęli zmasowany atak. Luke odepchnął pierwszą falę pocisków, które zawróciły jak bumerang, pozbawiając życia tych wszystkich, którzy nie zdążyli zrobić uniku na czas. Chewbacca, niepostrzeżenie, podbiegł do zwłok, zabrał blaster i rozpoczął kontratak, co dało grupie króciutką chwilę bezpieczeństwa. Cała akcja trwała nie więcej, niż czterdzieści sekund. Gdy rebelianci zniknęli na pokładzie, celem ostrzału stał się statek.
- Chewy, włącz osłony! - krzyknął Poe, jednocześnie pracując nad uruchomieniem aparatury. Wookie momentalnie znalazł się na miejscu drugiego pilota. Śluza została szczelnie zamknięta, strzały stały się o wiele słabiej słyszalne. Rey pokuśtykała do działa i zaczęła strzelać praktycznie na oślep.
- Trzymajcie się, od razu wchodzimy w nadświetlną - wszyscy mocno wcisnęli się w swoje miejsca. Rozumieli, że trzeba było przebić się przez promienie, ściągające niszczyciela. Statek pracował na najwyższych obrotach, hangar zaczął ociężale się zamykać.
- Za trzy, dwa, jeden... - maszyna zniknęła, zostawiając za sobą jedynie zabójczo silny podmuch, który wysłał szturmowców na drugi koniec pomieszczenia. Wszystko umilkło i trwało w złowrogiej ciszy, aż samej górze, na mostku , pojawiła się czarna postać, odziana w ciasno zapiętą koszulę i wojskowy płaszcz. Na miejsce, z opóźnieniem o kilka sekund, przybył generał Hux. W milczeniu zatrzymał się i zaczął przyglądać się śluzom hangaru. Huknęły o siebie. Mężczyzna wyczekał, aż dźwięk metalu wybrzmi.
- Natychmiast się podnieść! - krzyknął na całe gardło, gdy tylko tak się stało. Szturmowcy zaczęli pospiesznie, ze strachem, podnosić się z ziemi. Twarz generała pobladła ze złości, kostki na jego dłoniach, zaciskających się na ramie, rownież zbielały. Spiorunował żołnierzy wzrokiem. - Nie stójcie tak. Do. Roboty! Wydał rozkaz. Po kilku chwilach został sam.
- Ren - wycedził przez zaciśnięte zęby - znowu Ren i jego chorobliwe przecenianie samego siebie - pokręcił głową i skierował się do wyjścia, mrucząc pod nosem - oczywiście, Naczelny Wodzu, odpowiem za wszystko, naprawię szkody i obiecuję, że to się już nigdy nie powtórzy. Moja wina, moja wina, moja wina.
***
- Tak, wiem że oberwaliśmy, zaraz się tym zajmę - Powiedział Poe. Jak zawsze, był opanowany i dawał po sobie poznać, że dobrze wie, co robi. Chewbacca zawył, dając mu pozwolenie na odejście ze stanowiska. Kilka pocisków zdołało trafić w maszynę, jednak nie stało się nic, czego nie można by było szybko naprawić.
- Kurs na zewnętrzne rubieże, lecimy do Landa odebrać Sokoła, a pózniej prosto na D'Qar - rzucił, przebierając w niewielkiej skrzynce z narzędziami.
- Bo przecież bez problemu odda go nam, w zamian za stracenie dwóch jego myśliwców - burknęła Rey. Chewy zaryczał, dając im do zrozumienia, że jeśli tylko przemytnik stworzy jakiekolwiek problemy, gorzko tego pożałuje. Każdy mieszkaniec Galaktyki wiedział, że człowiek, w starciu z rozwścieczonym Wookiem, nie ma najmniejszych szans. Luke spojrzał na nich z niedowierzaniem.
CZYTASZ
Potomkowie Mocy • Star Wars
Fanfiction(Pisane przed powstaniem Ostatniego Jedi. Alternatywna wersja wydarzeń.) Baza Starkiller została zniszczona, a Han Solo zabity przez własnego syna, który przeszedł na ciemną stronę Mocy. Luke Skywalker decyduje się wrócić z wyspy, na której samotnie...