Rozdział 8

802 59 5
                                    

FN-2187 obudził się na metalowym łóżku szpitalnym. Czuł się bardzo zdezorientowany, nie mógł przypomnieć sobie zupełnie nic, jego myśli wypełniała pustka. Gdy podniósł się do pozycji siedzącej, dopadły go silne zawroty głowy. Poczuł mdłości, pokuśtykał do toalety czując, że musi zwymiotować, jego żołądek był jednak pusty. Nie wszystkie informacje dochodziły do niego w całości, był otumaniony. Postarał się przypomnieć sobie cokolwiek. Ostatnim wspomnieniem, jakie wyłapał, była wyprawa na Jakku, razem z oddziałem szturmowym , dowodzonym przez kapitan Phasmę i Kylo Rena. Nie był w stanie nawet stwierdzić, czy misja się powiodła. Musiało stać się coś strasznego, być może Finn został postrzelony lub zraniony. Nie posiadał ani grama wspomnienia o przyjaciołach z Ruchu Oporu, o Rey, o swoich bohaterskich czynach, o nowej misji, schwytaniu grupy, o tym, że przez długie godziny lekarze eksperymentatorzy wykonywali na nim bolesne zabiegi i o tym, że w końcu nie wytrzymał i z bólu stracił przytomność. Dokładnie tak, jakby ktoś wymazał z jego umysłu ostatnie tygodnie życia, zresetował go jak robota. FN pokuśtykał z toalety z powrotem na łóżko i cieżko na nie opadł. Był wykończony, sam nie wiedział czym. To nie był jeszcze koniec, tego dnia przeszedł przez szereg - rożnego rodzaju badań -poczynając od zwykłego pobierania krwi, na skomplikowanych analizach pomiarowych kończąc. Nikt nie powiedział mu o tym, co się wydarzyło, uznano, że nie jest to odpowiednia chwila na wyjaśnienia, a jego, posłusznego ponad wszystko szturmowca, nie powinno to interesować. Miał ze spokojem poddać się wszystkim zabiegom i cieszyć się, że wciąż żyje. Faktycznie, cieszył się. Przełożeni mieli rację, jego los nie miał znaczenia, nie liczył się. Istniała tylko rola, jaką FN otrzymał w Najwyższym Porządku (a musiała być ona bardzo ważna, ponieważ po wszystkim odwiedził go sam Kylo Ren). Nie rozmawiali. Rycerz wspomniał jedynie, że jego wizyta nie będzie trwała długo, kazał mu usiąść i spokojnie przyłożył dłoń do jego głowy, po czym dostał się do jego myśli i zaczął brutalnie wygrzebywać je z dna umysłu. Dna tak głębokiego, że sam FN nie był w stanie ich zidentyfikować. Przez cały zabieg nie śmiał się poruszyć. Agresywna obecność Rena bolała, powodowała ogromny dyskomfort lecz szturmowiec musiał ją wytrzymać, takie było jego zadanie. Kylo długo przyglądał się swojemu znalezisku i nawet kiedy wyszedł, FN czuł się tak jakby przed chwilą zostało mu odebrane coś bardzo ważnego, coś czym nigdy nie chciał się z nikim dzielić.

Następnego dnia został skierowany na treningi, podczas których miał dojść do siebie i przygotować się do dalszej służby. Pomimo kiepskiej formy fizycznej, bardzo mu to pomogło. Dobrze było znów być częścią czegoś, wokół czego od zawsze opierało się całe jego życie.

***

Tej nocy Leia Organa nie mogła spać. Nie zmrużyła oka rownież poprzedniej, ani dwie noce wcześniej. Była dobrym, doświadczonym politykiem i za dnia bez zarzutu wywiązywała się ze swoich zadań, nocami jednak zostawała sama, a rebelia, Nowa Republika i dyplomacja, w przedziwny sposób odchodziły na dalszy plan. Nocami jej życie stawało się puste. Ben Hana, Luke'a, Bena, Chewbaccy, Rey, nie było w nim nic, poza sprawami państwa, planety, galaktyki. Jej myśli wciąż krążyły wokół najbliższych, lecz starała się unikać ich jak tylko mogła. Zasypiała dopiero nad ranem, gdy światło dzienne odganiało obawy, a ona mogła zaufać jasnej stronie Mocy i temu, że ciemna nigdy jej nie pokona.

Dopóki istnieje światło, jest nadzieja.

Czuła, że powinna być z nimi na pokładzie niszczyciela i rownież starać się działać. Sama nie wiedziała, czemu tak łatwo zgodziła się na pozostanie na D'Qar. Tłumaczyła to sobie obowiązkami, z których musiała się wywiązywać, lecz prawda była zupełnie inna. Być może, nie były to już te lata kiedy ciągnęło ją do szaleńczych akcji i niebezpiecznych przygód. Przede wszystkim jednak bała się, że zobaczy coś, co rozbije jej serce na milion kawałków. Wiedziała, że Ben nie zgodzi się, tak po prostu, wrócić na jasną stronę, że - prędzej czy później - dojdzie do starcia i była pewna, że tym razem ktoś w nim zginie, a śmierć któregokolwiek z bliskich, byłaby dla niej kolejnym ogromnym ciosem.

***

R2D2 bez problemu podłączył się do systemu i odnalazł cele Luke'a, Chewbaccy, Rey i Poe. Gdy tylko udało mu się ich namierzyć, wydał z siebie piski, pełne satysfakcji i z radości - aż zakręcił się w kółko z uciechy. 3PO podszedł do całej sprawy bardziej sceptycznie

- Oj R2, to jeszcze nic. Pomyśl, jakim cudem ich wydostaniemy? Przecież nie damy rady armii, nie zaprogramowano nas na walkę - powiedział. Na to jednak pękaty, zaradny droid, też miał przygotowaną odpowiedz. Kilkoma ostrymi słowami, wypowiedzianymi w swoim specyficznym języku, skarcił kompana, za tak ogromny brak wiary w jego możliwości. W skrócie też opowiedział mu cały plan.

- Chcesz wyłączyć zasilanie i wypuścić do bloku trujące gazy? Oszalałeś. Jesteś skończonym szaleńcem! - skarcił go złoty. Przyjaciel odpowiedział mu niecenzuralnym pisknięciem, po czym, bez wahania, ruszył przed siebie.

- Ojej - zmartwiony wyjęczał 3PO. Nie miał jednak wyboru, więc szybko podreptał za nim.

***

Chewbacca otworzył oczy, podniósł się do pozycji klęczącej i zawył zaniepokojony.

- Ja też to czuję, Chewy. Nie dzieje się tu nic dobrego - powiedział Luke i zaniepokojony rozejrzał się naokoło. Powietrze zaczęło się zmieniać. Było duszące, niemalże pozbawione tlenu. Szturmowcy - stojący przy drzwiach - zorientowali się zaraz po nich, popatrzyli po sobie i spróbowali skontaktować się z centrum dowodzenia. Z nadajników wydobył się jedynie szum. Światła zgasły. Zapaliło się błękitne oświetlenie awaryjne. Zatrzaski, unieruchamiające jego ręce i nogi puściły. Skywalker zaczął tracić oddech, a co za tym szło - przytomność. Przed jego oczami pojawiły się mroczki. Wookie pojękiwał cicho, żołnierze zaczęli padać jeden po drugim. Mężczyzna wstał, postawił kilka kroków, a pózniej świat zawirował. Nie było już nic.

Następnym wspomnieniem był Poe, wkładający mu na twarz maskę tlenową i BB-8, bojowo krążący naokoło. Wszystko zaczęło powoli wracać do rzeczywistości. Chłopak był zdenerwowany, działał w pośpiechu i wciąż oglądał się za siebie. Musieli się spieszyć. Całą piątką pognali korytarzami do sąsiedniego bloku. Tam też znaleźli Rey. Dziewczyna była poturbowana i słaba, ktoś musiał poważnie dać jej w kość. Poe wziął ją na ręce i ruszyli w stronę hangaru. Na całym niszczycielu zapanowało poruszenie. Wiedzieli, że już byli ścigani.

- A Finn? - wyszeptała. Mężczyźni spojrzeli po sobie. Nie było czasu na myślenie, co stało się z Finnem.

- W bazie nie było żadnych danych, proszę pani - odparł 3PO - szanse, że Finn przeżył i jest gdzieś na statku...

- Zamknij się - poprosił Poe - Wrócimy po niego, teraz mamy misję, musimy dolecieć do domu w takim składzie, w jakim jesteśmy.

- Nie lecę bez niego - dodała pewnie Rey. Chewy zawył z dezaprobatą.

- Szuka nas armia, uzbrojona w blastery, generał z kompleksem na punkcie władzy, wkurzony rycerz Ren, mechaniczne niszczyciele i dziwny twór, którego uważają za lidera. Jeśli się nie pospieszymy, zaraz nie będziemy mieli szans, by kiedykolwiek go jeszcze zobaczyć.

- Poe ma rację, Rey - stwierdził Luke i spojrzał na nią ze współczuciem. Jej uczucia do tego chłopca były silne, nie dało się tego ukryć. Zamknęła oczy i nic już nie odpowiedziała. Musiała być dzielna. Napotkali na swojej drodze kilku szturmowców, z którymi Skywalker bez problemu rozprawił się Mocą. Ukryli się przy wejściu do hangaru. Roiło się w nim od białych zbroi i hełmów, z daleka dostrzegli nawet generalski mundur. Spojrzeli po sobie zastanawiając się co robić.

- Dobrze - zaczął Poe - nie mamy wyjścia, gdy dam wam znak - biegnijcie. Cała grupa milczała. - Nie mamy wyjścia, teraz albo nigdy! - spojrzał po nich pewnie. - Oby nie nigdy - mruknął pod nosem i wydał komendę "teraz" po czym, bez wahania, rzucił się przed siebie.

Potomkowie Mocy • Star WarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz