Rozdział 1

1.4K 107 8
                                    

- Nie jestem pewna, czy to najlepszy pomysł.

Miętoszę w dłoniach szorstką bransoletę, chowając się za plecami brata. Moje ciało okrywa jego duża bluza, a plecak wypełnia koc, który zabrałam dla podopiecznego. Jace stoi prosto, niczym kamień, nie zwracając uwagi nawet na mnie, co jest autentycznie dziwne. Jego oczy tkwią w dużych drzwiach, za którymi zniknął jeden z ochroniarzy, a mięśnie eksponują się przez skrzyżowane ramiona.

- Które z was będzie prawnym właścicielem?

Marszczę brwi słysząc obok siebie skrzeczący głos. Przenoszę tam swój wzrok, tym samym gubiąc moment, w którym ochroniarz wpycha do pomieszczenia blondyna, który ląduje na swoich kolanach i łokciach. Od razu chcę podbiec do niego i zapytać czy wszystko z nim w porządku, ale silna ręka brata konkretnie mi tego zabrania.

- Nie okazuj słabości. - szepcze, nie patrząc na nikogo w pomieszczeniu. Jego dłoń silnie trzyma biały długopis, gdy składa swój podpis na zgiętej kartce.

Moje serce wręcz krzyczy, gdy widzę jak ochroniarz szarpie za kajdany spinające nadgarstki chłopaka, aby podnieść go w górę. Po jego zaróżowionych policzkach spływają łzy a ciało trzęsie się, jakby dopiero co wrócił z zamieci śnieżnej.

- Poddany numer sześć tysięcy dwieście czterdzieści trzy, od tej chwili będący własnością rodzeństwa Thorne, pod opieką Lei Thorne. Za wszelkie nieposłuszeństwo względem właścicieli, będące przez nich nieuzasadnione, karany śmiercią.

Chłopak wzdryga się przez surowy ton muskularnego mężczyzny, ale nie wydaje się być zdziwiony jego słowami. Kajdany wydają cichy zgrzyt, gdy zostają zdjęte z jego nadgarstków, a ruda kobieta delikatnie kiwa na niego głową, utrzymując na mnie swój wzrok. Jace popycha mnie lekko do przodu, dając znak o moim udziale w wykupieniu. W kilku krokach podchodzę do chłopaka i zapinam bransoletę na jego wyciągniętym nadgarstku. Jego ręce są strasznie chude, więc mimo ostatniego oczka, o które zahaczam, szorstki materiał odstaje od jego skóry. Robi mi się autentycznie przykro, gdy ten ogląda jak wyciągam z kieszeni cienki łańcuch i zaczepiam go o metalową wstawkę w bransolecie. Ściskam mocno skórzaną rączkę, przesuwając się bliżej blondyna, gdy ochroniarz mija nas w drodze do drzwi. Patrzę w ziemię i wiem, że robi to samo, ale mimo to czuję od niego miłe poczucie bezpieczeństwa. Mężczyźni wychodzą, a zaraz po tym u mojego boku pojawia się Jace odciągający mnie od podopiecznego.

- Mówiłem ci o czymś. - warczy. Pociera moje ramię, więc wiem, że mówi tak tylko z troski o mnie.

- Jak masz na imię? - pytam nieśmiało, spoglądając na blondyna. Jego głowa nadal jest w dole a oczy wypuszczają łzy.

- Niall.. Mam na imię Niall.

- Jest nieśmiały i wrażliwy. - ruda kobieta przechodzi powoli obok nas. Jej wzrok utkwiony jest w drzwiach i stara się otwierać usta jak najlżej. - Ale niech to was nie zwiedzie.

Dragon | n.h.Where stories live. Discover now