Rozdział 7

669 87 10
                                    

- Niall?

Kucam przy stole, znajdując się oko w oko z podopiecznym. Unosi głowę w górę, po wepchnięciu do ust dwóch truskawek. Uśmiecha się, wyciągając do mnie miskę z owocami ale odmawiam mu gestem dłoni. Przytula ją do siebie i robi kwaśną minę, gdy Jace pojawia się obok mnie.

- Dlaczego tam siedzi?

- Żebym nie zabrała mu owoców.

- Jest jeszcze głupszy niż myślałem. - kręci głową, wyrywając miskę z rąk blondyna. - Wyłaź.

Niall jęczy bezradnie, gdy ciągnę go za rękę, aby wstał razem ze mną. Uśmiecha się i szarpie, aby zabrać swoje jedzenie spowrotem, ale Jace powstrzymuje go skutecznie mocnym uderzeniem w twarz. Podopieczny piszczy głośno od razu klękając za mną i przytulając policzek do moich pleców.

- Jace. - szepczę bezradnie, głaszcząc dłonie Nialla na moim brzuchu.

- Uczę go pokory. Od jakiegokolwiek opiekuna dostanie za samo oddychanie.

- Pani jest moim opiekunem i nigdy mnie nie uderzy.

- Jest twoją właścicielką i w końcu ją do tego zmusisz.

- Nigdy! - krzyczy zaciekle, gwałtownie unosząc się do pionu. Odwracam się, gdy ten ściska mocno moją dłoń, warcząc pod nosem.

- Niall?

Wyciągam do niego wolną rękę, ale unika mojego dotyku, robiąc dwa kroki w tył. Jace chowa mnie za swoim ciałem, jednocześnie blokując mi jakikolwiek dostęp do podopiecznego.

- Nie zabierzesz jej ode mnie! - potężny ryk roznosi się po pomieszczeniu jakby trzęsąc wszystkim dookoła. Jace upada na kolana, aby za chwilę leżeć bez ruchu na jasnych płytkach. Nie zdążam zrobić choćby małego kroku w jego stronę, gdy silne ramiona w sekundzie sadzają mnie na skrzyżowanych nogach. Szarpię się, starając dotrzeć do brata, ale moje wysiłki nic nie dają.

- Spokojnie, kochanie. Żyje i oddycha. - twardy szept dociera do mojego ucha, zaraz po wciśnięciu mojej głowy w szorstką szyję. Wzdrygam się, odchylając ją i widząc przed sobą ostre rysy twarzy Nialla. - Nie bój się, miłości. Zawsze będę przy tobie, aby cię chronić.

Dragon | n.h.Where stories live. Discover now