Rozdział 4

817 93 10
                                    

- Powinienem już wracać. Samuel nadal nie zdobył mojego zaufania.

Przenoszę swój wzrok na Jacea, gdy ten powoli wstaje od stołu. Przełykam kawałek truskawki, odchrząkując zanim odzywam się do niego.

- Nie zostaniesz na noc?

- Wiesz, że musiałbym wrócić z tym małym nieudacznikiem, albo załatwić mu opiekę. - brunet krzywi się na wspomnienie swojego podopiecznego. Samuel jest młodszy od niego o siedem lat, więc w żaden sposób nie potrafią znaleźć wspólnego języka. Jace próbował wszelkich działań na przekonanie się do niego, ale zawsze kończyło się to karą za uniesienie głosu na właściciela. Nawet w tych cholernych czasach nastolatkowie przechodzą okres buntu, za co często płacą swoim życiem.

- Odprowadzić cię?

- Nie. Pilnuj go. - wskazuje głową na Nialla, powoli żującego mały kawałek nadal pierwszego naleśnika. Blondyn nie podnosi wzroku, ale przełyka ciężko zawartość swoich ust.

Jace przytula mnie mocno na pożegnanie i rzuca Niallowi ostatnie, wrogie spojrzenie, po czym wychodzi z domu, głośno zamykając za sobą drzwi. Spoglądam na mojego jedynego towarzysza, wzdychając przeciągle, gdy ten nadal nie ruszył reszty pierwszej porcji swojej kolacji.

- Niall? - zwracam na siebie jego uwagę. Podnosi na mnie wzrok, nie unosząc swojej głowy. Jego dłonie zaczynają się trząść, a oddech delikatnie przyspiesza. - Nie smakuje ci?

- Nie.. znaczy, tak.. znaczy.. - gubi się we własnych słowach, coraz bardziej się denerwując. Sztućce w jego palcach uderzają o powierzchnię białego talerza, zanim wypadają z jego rąk na jasne drewno. Jego klatka piersiowa zaczyna unosić się gwałtownie, gdy stara się złapać oddech.

- Niall, uspokój się.

Chłopak szalenie szuka mojego wzroku, utrzymując swoje oczy szeroko otwarte. W panice łapie moją dłoń, wciskając palce w skórę na niej. Krzywię się lekko na siłę, z którą to robi, ale widząc jak jego oddech powoli zwalnia, staram się ją zignorować.

- Boli. - jęk ucieka z jego ust, gdy zaciska swoje oczy, zakrywając je wolną dłonią. Marszczę brwi na jego zachowanie, ale zanim zdążam zapytać co z nim nie tak, wszystkie dolegliwości jakby magicznie znikają, zostawiając go wyprostowanego, bez cienia wcześniejszego bólu.

- Niall?

Przenosi na mnie swoje niebieskie spojrzenie, nie mrugając ani razu. Gdy w końcu to robi, otrząsa się, gwałtownie odsuwając od jakiegokolwiek dotyku i pada przede mną na kolana z głową zwisającą w dole, jak urwana z jego karku.

- Proszę o wybaczenie za napad histerii, ośmielenie dotknięcia i sprawienie ci krzywdy, pani. Ukarz mnie dla nauki.

Dragon | n.h.Where stories live. Discover now