Rozdział 2

814 99 6
                                    

- Nie pozwól mu uciec. Zginie w mniej niż godzinę, a ojciec poniesie konsekwencje.

Uśmiecham się niezręcznie do chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie, próbując dodać mu otuchy. Skulony zatapia się w kanapie, gdy mój brat wchodzi do salonu, niosąc w rękach tacę z trzema kubkami.

- Czy on w ogóle mówi? Wydaje mi się, że nie ma głosu tak samo jak własnej woli.

- Jace! - karcę go. - Odezwie się kiedy będzie chciał. Ta kobieta mówiła, że jest nieśmiały.

- Ale nie sądziłem, że będzie chciał schować się w kanapie jak jakaś mysz! - podnosi głos, a chłopak podskakuje wystraszony. W jego oczach zbiera się jeszcze więcej łez, które spływają w dół na puszysty, biały koc, którym jest okryty.

- Hej, nie płacz. - wstaję, chcąc do niego podejść, ale opadam spowrotem na swoje miejsce, gdy chowa swoją twarz za okryciem. Wzdycham cicho z rezygnacją, tak bardzo pragnąc go pocieszyć. - Jest w porządku, kochanie. Nikt cię tu nie skrzywdzi.

- Czy musieliśmy dostać beksę?

- Jace. - jęczę zirytowana, na co brunet tylko wzrusza ramionami, biorąc łyk herbaty, którą przygotował. - Niall, spójrz na mnie. - proszę cicho, pochylając się w stronę chłopaka.

Jego ręce drżą, zanim opuszcza koc, ukazując nam swoją zapłakaną twarz. Niepewnie spogląda w moje oczy, ale zaraz spuszcza wzrok na jasne panele.

- Wypijemy teraz herbatę, a później przygotuję ci kąpiel. Gdy będziesz ją brał ja i Jace zrobimy kolację. - tłumaczę powoli, cały czas szukając jego oczu. Biega nimi pomiędzy stopami wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu, jak wystraszona mysz. - Dobrze?

Chłopak rozchyla lekko usta i porusza nimi, jakby chciał coś powiedzieć, ale niestety rezygnuje, kiwając lekko głową, w potwierdzeniu zrozumienia moich słów.

Dragon | n.h.Where stories live. Discover now