To był Naruto.
Nie mogłem w to uwierzyć. Po tylu miesiącach on wreszcie jest. Chciałem skakać z radości ale zamiast tego jedynie zacząłem płakać jak małe dziecko. Szybko zbliżyłem się do niego i wtuliłem się w jego klatkę piersiową.
- Naruto! - wrzasnąłem najgłośniej jak tylko mogłem. Wydał z siebie cichy jęk, a po chwilę zaśmiał się cicho i ręce położył na moich plecach.
Minęły cholerne dwa lata! Opłacało się czekać. To jak zbawienie zesłane z niebios. To prawdziwy cud.
- Sasuke... Dlaczego płaczesz? - spytał łagodnie, był lekko zdezorientowany.
- Tęsniłem za tobą, Naru. Nawet nie wiesz jak się martwiłem - odparłem.
Usiadłem obok niego na krześle nadal, nie wierząc w swoje szczęście. Czułem, że od tego momentu wszytsko będzie dobrze. Że będziemy szczęśliwi.
Był tylko jeden problem. Męczyły mnie straszne wyrzuty sumienia. Mogłem temu wszystkiemu zapobiec. Mogłem go uchronić przed tym złem. Nie obchodzi mnie fakt, że lekarze twierdzą, że dostałby tego krwotoku i bez mojego udziału. Jednak przecież to przede mną uciekał. Ciekaw byłem jedynie co spowodowało, że podupadł na zdrowiu emocjonalnym. Co się nagle stało, że popadł w stan depresyjny? Teraz wszystko wyglądało normalnie. Jakby nigdy nic się nie stało. Dziwne...
- Wyspałem się przynajmniej - zażartował blondyn.
- Wiesz, po dwóch latach to wyspałeś się lepiej niż niedźwiedź. Haha... - skomemtowałem, śmiejąc się na co Uzumaki wytrzeszczył oczy.
- D-dwa lata?! Chyba se jaja robisz?!
- Naprawdę. Spytaj lekarza. Mamy już po dwadzieścia lat... Rocznikowo.
* Następnego dnia*
Lekarze nadal nie chcieli wypuścić Naru ze szpitala. Nie dziwię im się. Nie dawali mu szans na powrót do życia. Wmawiali mi, że zostanie w śpiączce na zawsze. Na szczęście tak się nie stało. Chyba bym się załamał.
Mniejsza o to co było. Ważne, że mamy szansę naprawić wszystko. Chciałem jak najwięcej czasu spedzić z nim. Porozmawiać o tym co się działo przez ostatnie parę lat. Tak dużo miałem do powiedzenia.
*NARUTO*
Byłem przytomny już drugi dzień. Nadal nie mogłem uświadomić, że minęły aż dwa lata. Nie wiele pamiętam z tego co wydarzyło się wcześniej. Może to i lepiej?
W każdej chwili miał do mnie przyjść Sasuke. Chciałem go wypytać o szczegóły. Chociaż nie raz go pytałem od wczoraj ale zbywał mnie albo zmieniał temat.
Rozmyślałem o tym co się wydarzyło przed moją śpiśczka kiedy do szpitalnego pomieszczenia wszedł Uchiha. Odruchowo uśmiechnąłem się do niego szeroko. Bardzo się ucieszyłem.
- Hej, Naru - przywitał się ze mną. - Jak się czujesz? - spytał, siadając na krześle obok łóżka, na którym siedziałem.
- Sasuke... - zacząłem.
- Tak?
- Kocham cie.
- Ja ciebie też - oparł, po czym pocałował mnie w czoło.
- Jak długo będą mnie tu jeszcze trzymać? Denerwuje mnie to wszystko.
- Do jutra, podobno. Mam nadzieje, że nigdy więcej nie będziemy musieli przez to przechodzić...
- Ja też - zaśmiałem się. - Em... Słuchaj... Bo... Tak się zastanawiam... Dlaczego Jiraiya nie przychodzi?
Nastała dziwną cisza. Sasuke odwrócił ode mnie wzrok. Coś musiało być na rzeczy. Wiem, że minęły dwa lata. Ale coś musiało się stać. Przecież Jiraiya napewno by mnie odwiedził.
- Sasuke?
- Słuchaj, Naruto... Wiele się wydarzyło. Strasznie mi przykro ale Jiraiya nieżyje. Był... Poważnie chory. A twój brak... Raczej nie pomagał... Przykro mi.
A ja zacząłem płakać...
_____________________
Kolejny rozdział za nami! ;D
Nie spodziewaliście się śmierci Jiraiyi, prawda? ;C Wybaczcie mi proszę...
Teraz już wszystko powinno się powoli układać... Prawda?
Zapraszam do czytania
Team 7 - Zawiłe uczucia na moim profilu! ;DGwiazdkujcie i komentujcie kochani x
Minimum 25 gwiazdek = następny rozdział.
![](https://img.wattpad.com/cover/62995026-288-k63304.jpg)