29. You're her knight

248 14 1
                                    

Wczorajszy dzień miałem wolny. Dzisiaj mamy kolejny koncert. Tym razem Seattle. Rozmawiałem z komisarzem, ale nie mają nic nowego w sprawie odnalezienia mojej dziewczyny. Mike dzwoni codziennie tak jak i nasi rodzice. Wszyscy są gotowi na jej powrót. Nikt nie umie siedzieć spokojnie i czekać. Wiem, że to może już lekka obsesja, ale za każdym razem, kiedy dzwoni mój telefon mam wrażenie, że ją znaleźli. Tak samo jak nie rozpakowuje walizek w hotelach, aby na wszelki wypadek szybciej lecieć. Dzisiaj przed koncertem pierwszy raz od dawna zostanie zorganizowane Meet&Great. Będę musiał chociaż poudawać, że jestem zadowolony. Moje ranne rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.

-Proszę.- powiedziałem nie podnosząc się z łóżka.

-Mogę wejść?- spytał Lou wychylając się zza drzwi.

-Tak, jasne.- podniosłem się do siadu na łóżku.- Co tam?- dodałem.

-Masz ochotę zagrać w Fifę?- zapytał mnie ze słyszalną nadzieją w głosie.

-Nie pamiętam kiedy ostatnio grałem.- mruknąłem.- Włączaj.

Na moje słowa Tomlinson się uśmiechnął. Po włączeniu gry, usiedliśmy z kontrolerami w rękach.

-Napilibyśmy się piwa, ale koncert.- mruknąłem lekko niezadowolony.

-Odbijemy sobie po koncercie. Hazz z Liam'em na pewno dołączą.- odparł i rozpoczęliśmy grę.

Graliśmy w miarę spokojnie (jak na nas) do pewnego momentu.

-Nie fauluj!- krzyknął, a raczej pisnął Tommo, co o dziwo wywołało mój głośmy śmiech.- Niall zaskakujesz mnie.- teraz jego głos zmienił się w zdziwiony.

-Dlaczego?- spytałem odrywając wzrok na chwilę od ekranu.

-Śmiejesz się.- odpowiedział również z uśmiechem.

-To pierwszy raz od 101 dni.- westchnąłem.

-Liczysz dni?- zapytał, a ja skinąłem głową.

-Wolałbym nie, ale jakoś samo tak wyszło.- dodałem po chwili ciszy.

Wróciliśmy do gry, a przez zdekoncentrowanie Louis'a strzeliłem gola, co doprowadziło do mojej wygranej.

-Ej!

-Trzeba było się skupić, a nie bujać w obłokach.

Oboje wybuchliśmy śmiechem. Kiedy ja się opanowałem Louis nadal się śmiał. W końcu stwierdził, że trzeba iść coś zjeść.

-Dziękuje.- powiedziałem, kiedy schodziliśmy na dół do reszty.

-Za co?- zapytał.

-Za miłe popołudnie. Od czasu zniknięcia mojej Abigail nie śmiałem się tak jak z Tobą.- wyjaśniłem, a on skinął głową.

Przy obiedzie również czas przeleciał w świetnej atmosferze. Kiedy skończyliśmy jeść obiad, nasz szef trasy poinformował o tym, że musimy jechać.

-Idę na górę po portfel i telefon.- mruknąłem i zostawiłem resztę na dole.

Już miałem wychodzić, ale wróciłem się. W walizce wygrzebałem paszport i chowając go do portfela wyszedłem. Podczas jazdy windą zastanawiałem się, kiedy Abigail znajdziemy. Miałem nadzieję, że szybko.

-Tęskniłem za M&G.- powiedział Hazz, kiedy wsiadłem do samochodu.

-Chyba za obczajaniem lasek.- zaśmiał się Tomlinson, co wszyscy odwzajemniliśmy.

-Spadajcie.- założył ręcę i chyba miał „focha".

Do końca drogi nic nie powiedział, siedział tylko i gapił się w szybę, a my śmialiśmy się z jej naburmuszonej miny. Na stadionie toczyło się wielkie zamieszanie. Już dawno nie widziałem takiego szumu.

-Co tu się dzieje?- spytał Liam.

-To tylko wasze fanki.- odrzekł Paul.

-Szalone jak ich cudowni i niepowtarzalni idole.- skomentował Louis, na co skinęliśmy porozumiewawczo głowami.

Kiedy wysiadaliśmy pomachaliśmy do tych, które znajdowały się w pobliżu. Wydawało się, że to co działo się przed było masakrą, ale w środku było większe zamieszanie. Po drodze spotkałem małą Lux, która szła zupełnie sama.

-Gdzie idziesz kochanie?- spytałem biorąc ją na ręce.

-Szukam mamy.- mruknęła.- Nigdzie jej nie ma.

-Zaraz ją znajdziemy.- powiedziałem i kierowałem się w stronę garderób, gdzie przypuszczalnie mogła się znajdować.- Nie oddalaj się dzisiaj nigdzie, bo to co się dzieje to istny chaos.- westchnąłem, a on skinęła głową i wtuliła się w moją szyję, a ja cmoknąłem jej czoło.

Można powiedzieć, że w miarę szybko znalazłem Louise i oddałem jej małą.

-Prosiłam, żebyś nigdzie nie chodziła.- przytuliła ją.- Co by było jakbyś się zgubiła?

-Mój rycerz i tak by mnie znalazł. Dziękuję.- odparła, a ja tylko posłałam leciutki uśmiech Lou i Lux.

Później w ekspresowym tempie zostaliśmy przygotowani do spotkania z fanami. Takiego tempa to dawno nie było. Wszyscy biegali jak szaleni.

-Idziemy?- spytałem, a oni skinęli głowami i weszliśmy do pomieszczenia.

Standardowo powitały nas piski. W następnej kolejności było podpisywanie płyt, książek i oczywiście robienie zdjęć.

-Jak się trzymasz, Niall?- spytała mnie jedna z obecnych dziewczyn.

-Nadal mam nadzieję.- odpowiedziałam, a ona lekko się uśmiechnęła.

-Jesteś jej rycerzem.- dodała i odeszła w stronę Harry'ego.

To już druga osoba, która to dzisiaj powiedziała. Nie przestawałem o tym myśleć nawet kiedy rozmawiałem z innymi fanami. Jestem wdzięczny za dzisiejszy dzień, bo od bardzo dawna nie śmiałem się tyle co dzisiaj. Po prostu czuję się względnie szczęśliwy. Względnie dlatego, że bezwzględne szczęście jest obok mojej ukochanej Abigail.Czas naszego spotkania z fanami dobiegł końca. Nasz dzisiejszy suport także skończył grać, co oznaczało, że czas na nasze wyjście. Tak samo jak w garderobie zaraz po naszym wyjściu, a nawet wcześniej na intro, pojawiło się wiele niezidentyfikowanych pisków. W Seattle dzisiaj było naprawdę gorąco, więc wszyscy byliśmy dość luźno ubrani. Ja byłem dosłownie luźno ubrany, bo wszystko nadal na mnie wisiało, ale nie zależało mi. Po zaśpiewaniu Clouds przywitaliśmy tłum. I graliśmy nadal. Wszystko trwało nieprzerwanie aż do piosenki Strong. Wtedy zadzwonił mój telefon.

-Muszę wyjść.- szepnąłem do Liam'a i zszedłem na backstage po drodze odbierając.-Halo?

-Słuchaj mnie uważnie.- zaczął komisarz.- Prawdopodobnie znaleźliśmy Abigail. Jeżeli możesz wracaj.- tyle mi wystarczyło.

-Zaraz jadę na lotnisko.- odpowiedziałem i wróciłem szybko na scenę, żeby powiedzieć chłopakom.

-Chyba ją znaleźli.- powiedziałem Liam'owi.- Dacie radę?

-Jedź nie przejmuj się. Zadzwoń jak dolecisz.- przytulił mnie i biegiem wpadłem do garderoby.

-Paul, musimy lecieć do Anglii.- powiedziałem.

-Dlaczego?- wtrącił się siedzący menadżer.

-Znaleźli moją dziewczynę.- Paul na te słowa zabrał swoje rzeczy, a ja nawet nie przebierając się razem z nim wybiegłem do samochodu.

W szybkim tempie byliśmy na lotnisku. Pilot naszego prywatnego samolotu już czekał. Przed startem zadzwoniłem jeszcze do Mike'a.

-Wiesz już?- spytałem.

-Tak, szukamy biletów, bo jak na złość jestem w Irlandii. Najprawdopodobniej będziemy jutro popołudniu razem z rodzicami twoimi i moimi.- był lekko zdenerwowany.

-Ok.- rozłączyłem się.

-Zabrałeś walizkę?- spytał mnie Paul.

-Cholera, została w pokoju.

-Powiem chłopakom, żeby ją zabrali.- skinąłem głową.

Dzisiejszy dzień w całości sprawił, że byłem szczęśliwy, ale jednak ten telefon sprawił, że mógłbym skakać pod niebiosa. Jedyną nie dobrą rzeczą była długość lotu do Anglii.

Bad Side of Career (Niall Horan)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz