XIX. Mój ruch

67 6 1
                                    

- Zostanie pani u nas jeszcze do jutra - powiedział lekarz, gdy pielęgniarce w końcu udało się mnie zaciągnąć do sali.
Josh wyjechał!
Zrobił to dla ciebie!
Zostawił mnie!
Bo chce ci pomóc! Chce, żebyś żyła!
Wolałabym, żeby był tu ze mną...
Wtedy przyszedł mi do głowy zwariowany pomysł. Wybrałam numer Josha... I się rozłączyłam. Stchórzyłam, bo napewno się nie zgodzi. Próbowałam do niego dzwonić jeszcze kilka razy, ale zawsze rozłączałam się jeszcze przed pierwszym sygnałem.
Weź się w garść!
- Kate? Coś się stało? - kiedy usłyszałam jego głos natychmiast się rozpłakałam.
- Nie możesz mnie zostawić. Josh... Wróć. - Wiem, jak to żałośnie brzmi...
- Nie mogę... Nie mogę pozwolić ci umrzeć.
- W takim razie jadę z tobą. - Podniosłam się z łóżka, a pielęgniarka spojrzała na mnie złowrogo.
- Nie...
- Josh!
- W takim stanie, to dla ciebie zbyt niebezpieczne. Takie ataki będą się nasilać.
- Nie obchodzi mnie to. - Przecież i tak mam umrzeć - dodałam w myślach.
- Nie pozwolę ci. Obiecałem ci, że wrócę. Musisz mi zaufać.
- Ufam ci, ale Jamesowi nie. Myślisz, że pojawisz się, poprosisz, a on po prostu zmięknie i ci pomoże?
- Będzie musiał. - Powstrzymałam prychnięcie.
- Josh... Błagam...
- Podjąłem decyzję.
- Może jednak zmienisz zdanie?
- Kate...
- Napewno jest coś, co cię przekona.
- Katherine... - Gdy wymówił moje imię postanowiłam podjąć najbardziej desperacką próbę.
- Zrobię wszystko, co chcesz.
- Kate...
- Wszystko...
- Wszystko? - Czułam, że się uśmiecha. Byłam pewna, że już zawraca.
- Tak, wszystko.
- Cóż... Wszystko będzie musiało poczekać, aż wrócę z antidotum. - Rozłączył się...
- Co?! - Jeszcze kilka razy dzwoniłam do Josha, ale nie odebrał. Po chwili bezczynności postanowiłam napisać do niego.
- Pomyślałeś, co będzie jeśli James nie da Ci antidotum? Ile czasu stracimy? Mamy sześć miesięcy! Tylko sześć, a ty chcesz je zmarnować na szukanie Jamesa? Chcesz je spędzić z dala ode mnie? Jeśli nie chcesz widzieć tych ataków, na które jestem skazana, to powiedz. Ale musisz wiedzieć, że więcej cierpienia sprawił mi twój wyjazd...
Po kilku poprawkach wcisnęłam wyślij i czekając na odpowiedź zasnęłam.
Obudziłam się, gdy promienie słońca oświetliły salę. Szybko chwyciłam telefon. Jedno nieodebrane połączenie od Josha i jeden sms.
- Wyjechałem dla ciebie. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie spróbował ci pomóc. Nie uciekam od ciebie, zrozum. Ja po prostu nie mogę pogodzić się z tym, co mówią lekarze. Nie potrafię tego przyjąć, jak ty. Nie mogę żyć bez ciebie, więc nie mogę pozwolić ci umrzeć. Obiecałem, że wrócę i tak zrobię. Będę przy tobie, cokolwiek się wydarzy. Kocham Cię.
Nie zdążyłam odłożyć telefonu na szafkę, gdy poczułam kolejny atak. Jednak tym razem dobrze widziałam co się dzieje. Teraz już wiem, dlaczego Josh nie chce tego oglądać...
***
Wieczorem byłam już w domu. Od razu skuliłam się we własnym łóżku i ignorowałam wszystko i wszystkich. Włożyłam do uszu słuchawki, a głośność ustawiłam na maksymalną. Patrzyłam to na okno, to na strzykawki leżące obok mojego łóżka... Zawsze ktoś musiał przy mnie być, bo sama w życiu bym sobie tego nie wstrzyknęła...
Kiedy rodzice już spali zeszłam do kuchni i zaczęłam robić kolację.
- Kate. - Moja mama stała w progu. - Porozmawiaj ze mną.
- Nie ma o czym - powiedziałam chwytając talerz i kierując się do mojego pokoju.
- Blanca o ciebie pytała - usłyszałam zanim zamknęłam drzwi.
- Spotkajmy się jutro - wysłałam do przyjaciółki.
- Ok. Będę o 14.
- Nie u mnie. Ja przyjdę do ciebie. Bez dyskusji.
Miałam już dość tego, że wszyscy obchodzili się ze mną jak z jajkiem. Chcę żyć tak, jakbym nie miała umrzeć za pół roku... Tak jak kiedyś. Czy proszę o zbyt wiele?
***
Weszłam do pokoju przyjaciółki. Gdy zobaczyłam jej minę zaczęłam monolog...
- Tak, dobrze się czuję. Nie potrzebuję litości. Tak, mam umrzeć za pół roku. Przestań o tym myśleć. Chcę żyć, jak wcześniej. Pociesz mnie. Josh wyjechał do Jamesa po antidotum, a ja nie wierzę, że mu się uda i myślę, że marnuje czas. A może on nie chce widzieć moich ataków?
- Nie tak szybko... Josh wyjechał? Zostawił cię? - Otworzyła szeroko oczy. - Ale to dobrze, że chce ci pomóc.
- Blanca... Myślisz, że James tak po prostu da mu antidotum?
- Mogłaś pojechać z nim.
- Chciałam, ale mi nie pozwolił... Co jeśli nie wróci? Co jeśli nie chce wracać?
- Przestań. Jestem pewna, że wróci. Widzę jak na ciebie patrzy. On cię naprawdę kocha, dziewczyno.
- Co nie zmienia faktu, że te niekontrolowane ataki są okropne. Myślisz, że wróci tu, tylko po to, żeby mnie taką oglądać? Ostatnie miesiące mają być najgorsze...
- A czy ty sądzisz, że wyjechał po to, żeby cię nie oglądać? Nie obraź się, ale jesteś głupia, jeśli tak myślisz.
- Nie chcę spędzać tego czasu bez niego.
- To co tu jeszcze robisz? - Spojrzałam zdziwiona na przyjaciółkę. - Znajdź go.
- Ale...
- Żadnych ale. Pakuj się i spadaj - uśmiechnęła się szeroko.
- Jesteś najlepsza. Co ja bym bez ciebie zrobiła. - Przytuliłam ją.
- Idź już.

Wybaczcie... Brak weny...

Akcja - moja miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz