VI. Dziwne...

67 7 0
                                    

- Kate?
Stałam jak słup soli. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
Mark westchnął i wyjął coś z kieszeni, po czym rzucił w moim kierunku. To były klucze.
- Masz pół godziny.
Wyminął mnie i wyszedł. Tak po prostu! Zaczęłam się rozglądać szukając znaku, że Mark chce mnie przyłapać, ale nic nie znalazłam...
Włączyłam komputer i zaczęłam przeszukiwanie tajnych akt. Po raz kolejny wpisałam tajemniczy numer.
- Identyfikacja?! Znowu? - prychnęłam. Nie chętnie wpisałam numer identyfikatora i czekałam na ten sam dźwięk, co wcześniej w domu. Jednak nie doczekałam się. - Brak dostępu! - krzyknęłam i wściekła wbiegłam do biura Marka. Przeszukałam szafy, ale nic nie znalazłam. Byłam tak zirytowana. Zamknęłam Agencję i ruszyłam do domu szefa.
***
- Znalazłaś to, czego szukałaś? - Otworzył drzwi z uśmiechem na twarzy.
- Co to miało znaczyć? - Przeszłam obok niego i usiadłam na fotelu w salonie. - Dlaczego dałeś mi klucze, skoro wiedziałeś, że do akt się nie dostanę!
- Ehh... Chciałaś się zakraść, a wystarczyło zapytać. Myślałem, że mi ufasz, Kate.
- Mogłabym to samo powiedzieć o tobie, Mark. - Zaczęłam przechadzać się po pokoju. Westchnęłam. - Pomóż mi. Nie wiem co mam robić...
- Ohh... Katherine... Wiesz, że zawsze ci pomogę. Ale naprawdę, nie jestem pewien czy wiem więcej niż ty.
- Powiedz mi, co jest w tych aktach. Dlaczego nie mam do nich dostępu?
- Jestem pewien, że domyślasz się, co tam jest.

Wujek Mark usiadł w salonie, a ja patrzyłam na teczkę, którą trzymał w rękach.
- Co tam masz, wujku? - spytałam.
- Mam dla ciebie kolejną misję, Kate. Co ty na to?
Spojrzałam na mamę podekscytowana.
- Za dwa dni wracasz do szkoły...
Spojrzałam na tatę.
- Ja się nie mieszam. - Podniósł ręce w geście obronnym, a ja się zaśmiałam.
- Przejrzymy akta - powiedziała mama odbierając dokumenty od wujka.
***
- Mogę? - spytałam, gdy mama skończyła mi czytać akta. Zawsze robiła to wieczorem, jakby to była opowieść na dobranoc.
- No dobrze...
- Dziękuję!

- Chcesz mi powiedzieć, że to jego numer? Przecież wysadziliście jego kryjówkę!
- To prawda, ale wiesz, że jego szczątków nie znaleziono.
Zaśmiałam się nerwowo.
- Dlatego nie chciałem, żebyś zajmowała się sprawą. Ale znam cię i byłem pewien, że nie odpuścisz.
- Gdzie go znajdę? - Mark zaczął nerwowo się rozglądać. - Czego mi nie mówisz?
- Może chcesz herbaty?
- Nie zmieniaj tematu.
- Dobrze. Ale obiecaj mi, że nie pojedziesz tam sama. Wysłałem tam już trzech agentów i żaden nie wrócił. Obiecaj, że zabierzesz Jamesa.
- Mark...
- Obiecaj.
- Dobrze. Obiecuję.
Chwycił kartkę i długopis, po czym zapisał kilka adresów.
- Cztery miejsca?
- Tak. Nie jesteśmy pewni, czy właśnie tam się ukrywa, ale to zawsze jakiś trop.
- A miejsca, które odwiedziliśmy z Jamesem?
- Dzięki wam możemy je wykluczyć.
- Dziękuję.
- Zaczekaj. - Zatrzymał mnie zanim wyszłam. - Wróć do domu, wyśpij się. Ruszycie, gdy będzie jasno.
Spojrzałam na karteczkę.
- Dobrze. Na razie Mark.
***
Dopiero, gdy położyłam się we własnym łóżku poczułam, jak bardzo jestem zmęczona. Bardzo szybko zasnęłam.
***
- Mark! Nie możesz jej na to pozwolić! - Obudził mnie krzyk mamy. Spojrzałam na zegarek. Było już po dwunastej!
- Nie mogę też jej zabronić, Noro.
Zeszłam do kuchni. Tam zobaczyłam, że mama kłóci się z Markiem. Jak gdyby nigdy nic zaczęłam sobie robić śniadanie.
- Chyba nie zamierzasz tam jechać? - Dopiero po chwili dotarło do mnie, że pytanie mamy było skierowane do mnie.
- Nie przegapię takiej okazji.
- A co jeśli on rzeczywiście żyje?
- Nie mam już jedenastu lat, mamo. Muszę go znaleźć, rozumiesz?
- Może to zrobić ktoś inny...
- Nie. To muszę być ja. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym się nie zajęła tą sprawą.
- Dlaczego jesteś tak uparta?
Wzruszyłam ramionami wkładając kanapkę do ust, po czym wróciłam do pokoju. Wybrałam numer Jamesa.
- Mam nowe adresy. Gotów?
- A może by tak dzień dobry?
- Nie mam na to czasu.
- Za piętnaście minut przed Agencją.
Wymieniłam ubrania z torby na świeże i po chwili byłam gotowa. Przed budynkiem byłam pięć minut za wcześnie.
- Dzień dobry.
- Cześć, James.
Włożył torbę do bagażnika.
- Gdzie najpierw?
Pokazałam mu listę miejsc.
- Może zaczniemy tu? - pokazał ostatni adres. Chciałam zacząć od pierwszego, ale nie kłóciłam się. Żadne z miejsc nic mi nie mówiło, więc nie potrafiłam ich umiejscowić na mapie, co wiązało się z tym, że nie wiedziałam, gdzie zacząć, żeby nie nadrabiać drogi.
- W takim razie, ruszamy!

Akcja - moja miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz