Rozdział 6

821 77 26
                                    

-Ale jak to możliwe. Przecież nie żyjesz. Chyba, że Slender coś by o tym wiedział.
Po tych namysłach zasnęłam.

Jestem w lesie, uciekam przed czymś lub kimś. Wybiegłam z lasu, trafiłam na cmentarz. Ruszyłam spokojnym krokiem w stronę gdzie spoczywa Jack. Poczułam na sobie wzrok kogoś. Idąc do celu mijałam grób rodziny Jeffa. Zauważyłam, że pokrywa grobu zapewne jego brata była otwarta. Lekko zaniepokojona ruszyłam dalej. Po kilku minutach dotarłam na miejsce. Przyglądałam się kilku świeczkom, gdy poczułam jak ktoś mnie trzyma za ramie. To był pewny chwyt.
-Przykro mi Lili z powodu Jacka.-powiedział nieznajomy
-Kim jesteś?
-Jestem Liu, brat Jeffa. Co ciebie tu sprowadza?-zapytał
-Chciałabym poznać odpowiedzi na te wszystkie listy i wskazówki.
-Ah rozumiem. Zapewne Jack chce się z tobą kontaktować.
-Tak ale nie wiem co do tego ma uczucie bycia obiektem obserwacji cały czas.
-Może sama go o to zapytaj. Jeśli daje ci znak, że jest z tobą to na pewno ciebie usłyszy.
-Spróbuję.
-Dzielna dziewczynka. Gdy skończysz odprowadzę ciebie do villy.
-Dzięki Liu.
-Zostawię was samych. Do zobaczenia później.
-Pa.
Pożegnałam się z Liu jest nawet miły. Coś tam słyszałam od Jeffa jak opowiadał. Odwróciłam się w stronę grobu Jacka i klęknęłam.
-Jack może mnie słyszysz. Chce ci powiedzieć, że......

Sen się urywa.

Następnego dnia rano.
Obudziłam się i gwałtownie usiadłam na łóżku. Rozglądałam się chwilę, spojrzałam na zegarek było już południe. Okno było zamknięte szukałam kolejnego listu. Sprawdziłam wszędzie, zajrzałam pod łóżko i bingo. Schowałam do pamiętnika, ubrałam się i zeszłam na dół na śniadanie.
-Znowu nikogo nie ma to się robi dziwne. Pewnie Jane im nagadała by mnie nie złościli.-pomyślałam, zerknęłam na blat stołu była kartka
Jesteśmy na łowach, jedzenie masz w lodówce. Miłego dnia. Toby.

Wyjęłam kilka nerek i zabrałam do pokoju. Po posiłku ubrałam się w bluzę Jacka i czarne spodnie do tego granatowe trampki. Usiadłam przed TV, oglądałam jakieś seriale i nudne filmy. Po kilku godzinach usłyszałam kroki na schodach.
-Lili gdzie jesteś?!-krzyczała Sally
-Tu w salonie!-odkrzyknęłam, po chwili dziewczynka stała przede mną była wystraszona
-Lili tam ktoś jest w twoim pokoju.
-Jak to?! Zaraz sprawdzimy.
Ruszyłyśmy do pokoju, zielono oka trzymała się z tyłu. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam jak coś ciemnego wylatuje przez okno. Na łóżku leżała kartka, szybko wyjrzałam przez okno postaci nigdzie nie było. Spojrzałam na dziewczynkę trzymającą list. Wzięłam od niej i przeczytałam.

Witaj skarbie. Dziś kolejny piękny dzień, ale nie piękniejszy od ciebie. Przyjdź dziś o północy na cmentarz. Wiem co ci dolega kochanie.

-Ja już nic nie rozumiem.-powiedziałam
-Lili co się dzieje? Trzeba chyba Pape zawiadomić.
-Nie! Słuchaj Sally, zrobimy obiad dla reszty i trochę ogarniemy dom.
-Dobrze.
Zeszłyśmy na dół ogarnąć dom. Gdyby były tu dziewczyny pewnie by się załamały. Wszędzie walały się pudełka po pizzy i butelki po piwie. Po kilkunastu minutach ogarnęłyśmy śmieci. Wstawiłyśmy potem naczynia do zmywarki, ogarnęłyśmy potem kuchnie. Gdy skończyłyśmy zrobiłam obiad a Sally nakryła do stołu. Gdy Sally skończyła, usłyszałam trzask drzwi. Do salonu wbiegli domownicy rozsiadając się na kanapie. Przykręciłam trochę palnik gdzie gotował się obiad. Zajrzałam do salonu, siedzieli tam domownicy oraz nasi goście. Stanęłam w przejściu a obok mnie proxy i powiedziałam.

 Stanęłam w przejściu a obok mnie proxy i powiedziałam

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Moja prawdziwa historia: Ostatnia Nadzieja  [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz