Rozdział 5

101 9 0
                                    


Mateusz rozsiadł się wygodnie na kanapie w moim pokoju. Wydawał się być rozluźniony. O co mu chodziło? Czy powiedziałam coś śmiesznego? Na to wskazywał rozbawiony wyraz jego twarzy.
– Posłuchaj mnie uważnie – zaczął rozmowę, a ja już obawiałam się usłyszeć najgorszego. Co mi przychodziło najpierw do głowy? To, że zakończy słowami "To, że się z nią spotykam, nie oznacza, że nie mogę spotykać się z tobą", "Ona nie musi o niczym wiedzieć", a przecież nawet nie byliśmy razem. Mój mózg stroił sobie ze mnie żarty. – To jest dość skomplikowana sytuacja. Rodzice Rosalii przyjaźnią się z moimi. – No tak, to wyjaśnia, dlaczego przyjechali razem z nią. Wcale nie w sprawie ustalenia terminu ślubu. – Prowadzą wspólnie interesy i twierdzą, że gdybyśmy... no wiesz... pobrali się, moglibyśmy złączyć ich biznes. – W takim razie odwołuję to, co wcześniej powiedziałam o ślubie. – Dla nich wydaje się to być takie proste. Bierzemy ślub, łączymy dwa rody, dwa biznesy, oni mają coraz więcej pieniędzy i sprawa kończy się happy-endem. – Przez cały czas patrzył mi w oczy, ale ja co chwilę uciekałam wzrokiem. Bałam się, jak rozwinie się jego opowieść, ale nie przerywałam mu. – Może wszystko byłoby tak piękne, jak oni planują, ale ja jej nie kocham. – To jego wyznanie niemal zwaliło mnie z nóg. On jednak kontynuował dalej. – Nie jesteśmy razem. Nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy. – Jego słowa mnie poniekąd uspokoiły. Nie spotykał się z nią. Zapewne też nie miał innej dziewczyny. Przypomniało mi się jednak to, co mówił na początku.
– Nie jesteście razem, nie chcecie być, ale wasi rodzice woleliby, gdybyście się związali ze sobą. Co w tym takiego skomplikowanego? Przecież często zdarzają się takie sytuacje. – Mateusz oparł łokcie na kolanach, jednak jego postawa nadal nie wskazywała na to, że był skrępowany. Dziwiło mnie to, że tak łatwo mu się ze mną rozmawiało. W końcu nie znaliśmy się zbyt dobrze, nie byliśmy z tej samej bajki. Nie byłam taka, jak osoby, z którymi on przebywał na co dzień.
– W tym nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że Rosalia wmówiła sobie, że jesteśmy parą. Nie przyjmuje do wiadomości, że w rzeczywistości jest inaczej. Przyjeżdża do mnie. Zaprasza mnie na wszystkie imprezy, a ja nie mogę odmówić. Takie panują u nas zasady. Nie pozwala mi rozmawiać z innymi dziewczynami. Tak, z tobą także. Całą ostatnią kolację patrzyła na mnie tak, jakby chciała mnie zabić. Kiedy próbowałem jej to wytłumaczyć odpowiadała coś w stylu "Oj nie wygłupiaj się" albo "To tylko kwestia czasu". – Nawet nie zauważyłam, kiedy przysunął się do mnie na odległość nie większą niż dwadzieścia centymetrów. Usłyszałam dzwonek do drzwi, jednak uznałam, że to zapewne listonosz i nie zawracałam sobie tym głowy. Nasze twarze przybliżyły się do siebie, a oddechy zrównały się ze sobą. I wtedy ktoś otworzył drzwi na oścież, mówiąc głośno:
– Klara, nie zgadniesz co Amanda znowu wygaduje o tobie i o... Oj. – Karolina w tym momencie zauważyła nas nachylonych do siebie.
Czułam się skrępowana, ale Mateusz, jak gdyby nigdy nic się nie stało, wstał i przywitał się ze zmieszaną i czerwoną na twarzy moją przyjaciółką.
– Ja może wpadnę kiedy indziej... – Język jej się plątał, a jej wzrok co chwilę przeskakiwał ze mnie na Mateusza i z powrotem. Popatrzyła na mnie podejrzliwie, ale ja tylko uniosłam ramiona do góry i lekko się uśmiechnęłam.
– Nie, daj spokój. Nie będę wam przeszkadzał – Mateusz spojrzał na zegarek – I tak na mnie już pora, trochę się zasiedziałem.
Zaproponowałam, że go odprowadzę, ale powiedział, że sam trafi.
– Jakbyś potrzebowała jutro podwózki do szkoły, to akurat się składa, że przed ósmą jadę w tamtym kierunku.
Odpowiedziałam tylko skinieniem głowy. Podszedł do mnie, złapał mnie delikatnie za rękę i pocałował w policzek.
– W takim razie do zobaczenia i dziękuję za gościnę. – Posłał mi jeszcze jeden uśmiech i zanim zdążyłam się otrząsnąć i cokolwiek odpowiedzieć, jego już tu nie było.
Stałam jak wmurowana. Nie mogłam uwierzyć w to, że naprawdę do mnie przyszedł, a później jeszcze ten gest z jego strony. Przecież moje sny i marzenia nigdy się jeszcze nie spełniły. Nie miałam pojęcia jak to się stało, że byłam w nim totalnie zakochana.
Karolina zdecydowanie zbyt szybko zaczęła krzyczeć z podekscytowania. Na pewno to słyszał, bo chwilę później z wielkim uśmiechem spojrzał w moje okno. Miałam nadzieję, że nie myślał, że to mogłam być ja.
– Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? – Karolina udawała oburzoną, ale jej uśmiech ukazujący wszystkie zęby, zdradzał ją – To już tak na poważnie? – Kiedy zauważyła, że wzruszam ramionami, dodała: – Och, daj spokój. Przecież on jest w tobie na zabój zakochany. – Opadłam na kanapę i z uśmiechem na twarzy wpatrywałam się w kwiatka, którego mi podarował. Miałam nadzieję, że moja przyjaciółka tym razem miała rację.

Jego księżniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz