Rozdział 11

34 5 2
                                    

Minęły już te straszne trzy dni, w których miałam udowodnić Amandzie moją bliższą znajomość z Mateuszem. Nie chciałam tego robić na siłę. Poza tym, prawie doszłoby do pocałunku, gdyby nie fakt, że nie potrafiłam tego zrobić, nie po tym, co mi powiedział.

Najchętniej nie przychodziłabym dzisiaj do szkoły. Ani jutro. Ani przez najbliższy czas. Może nawet w ogóle. Wiedziałam, do czego zdolna była Amanda i że miała poparcie u dużej części uczniów, także zdawałam sobie sprawę, że już byłam na przegranej pozycji. Ale musiałam tu dzisiaj przyjść, bo pisaliśmy sprawdzian z biologii, na którego zresztą nie byłam kompletnie przygotowana.

Stanęłam pod klasą i zauważyłam, jak w moją stronę zmierzała osoba, z którą z pewnością nie chciałam teraz rozmawiać.

– Twój czas minął. Nie dałaś mi żadnych dowodów. Nie wyparłaś się swoich kłamstw, więc pożegnaj się z dobrą reputacją – powiedziała wprost do mojego ucha melodyjnym głosem Amanda.

Postanowiłam nic jej nie odpowiadać, ale po wzroku kilku uczniów zdałam sobie sprawę, że już zaczęła wdrażać swój plan w życie.

– O, zobacz, kto tu idzie. Masz ostatnią szansę. – Zanim zdążyłam się obejrzeć, popchnęła mnie mocno. Chciałam zachować równowagę, ale byłam prawie pewna, że za chwilę wyląduję na podłodze. I wtedy poczułam jak podtrzymują mnie czyjeś silne ramiona.

Odwróciłam się i spojrzałam na mojego wybawiciela. Dostrzegłam zmartwioną twarz Mateusza.

– Wszystko w porządku? – Przytrzymał mnie za rękę i nerwowo rozejrzał się po korytarzu. – Co się dzieje? – spytał zdezorientowany, ale zbyłam to machnięciem ręki, nie chciałam sprawiać mu problemów. Wiedziałam, że jego sytuacja była skomplikowana i nie chciałam utrudniać mu tego jeszcze bardziej.

– Nie przejmuj się tym. Co ty tu właściwie robisz? – spytałam, gdy prowadził mnie w bardziej intymne miejsce. Tutaj było zdecydowanie zbyt wiele nadstawionych uszu.

– Piszę sprawdzian. Ty zresztą także, chyba o tym nie zapomniałaś? – Uśmiechnął się lekko, kiedy usiedliśmy na schodach.

Przyjrzałam mu się uważnie. Już na pierwszy rzut oka było widać, że zupełnie odstawał od innych uczniów. Może nie przyszedł tu pod krawatem, ale był ubrany dość elegancko. Przypomniało mi się, jak wtedy widziałam go w bluzie. Wyglądał tak normalnie. Te wszystkie garnitury zakrywały jego prawdziwą naturę. Nie wiedziałam, czy ktokolwiek znał go tak naprawdę. Czy on znał samego siebie.

– Jak tam Rozalia?

– Udało mi się na chwilę od niej wyrwać, chociaż nie bez problemów. Łukasz się za mną wstawił, że powinienem napisać ten sprawdzian dzisiaj.

– Kim jest Łukasz? – spytałam, po raz pierwszy słysząc to imię.

– Mój brat. On chyba jako jedyny mnie rozumie. Bo on też zna prawdziwą Rozalię.

Kiwnęłam głową, nie wiedząc, co mogłabym jeszcze dodać i wstałam, gdy tylko rozbrzmiał dzwonek. Wyszłam za narożnik, ale Mateusz nie pozwolił mi podejść pod klasę. Byliśmy jednak na widoku wszystkich, którzy tak usilnie się w nas wpatrywali. Na szczęście w tym gwarze, jaki panował, nikt nie był w stanie wychwycić żadnego naszego słowa.

– Klara, powiedz mi, o co chodzi? Przecież widzę, że coś się dzieje...

– Naprawdę to nic takiego. Po prostu Amanda sobie ubzdurała, że udajemy i kazała mi udowodnić, że jest inaczej.

– Albo... – nakłonił mnie do dalszego wyznania.

– Albo nastawi całą szkołę przeciwko mnie. Nie martw się, nie pierwszy raz już coś takiego słyszę z jej ust. Przejdzie jej.

– Mogłaś mi powiedzieć. Przecież to nie jest żaden problem, żeby jakoś jej udowodnić naszą szczerość, prawda? – Chciałam mu odpowiedzieć, że miłość nie jest na pokaz, chyba sam powinien o tym dobrze wiedzieć, ale nie dał mi dojść do słowa. – Na pewno by uwierzyli, gdybym zrobił coś takiego... – Delikatnie splótł swoje palce z moimi. – Albo takiego... – Drugą ręką odgarnął z mojego ramienia rozpuszczone włosy. – I sądzę, że nie byłoby już żadnych wątpliwości, gdyby zrobił to... – Przybliżył się do mnie, a ja tym samym oparłam się plecami o ścianę. W ostatnim momencie, kiedy nasze usta miały się spotkać ze sobą, obróciłam głową i delikatnie go odepchnęłam.

– Nie mam zamiaru robić tego dla niej. – Spojrzałam wymownie na wytrąconą z równowagi Amandę. Wiedziałam, że to już jej wystarczy, chociaż byłam niemal pewna, że za pięć minut znajdzie kolejny powód, żeby mi dogryźć.

– To zrób to dla nas. – Na twarzy Mateusza błądził frywolny uśmieszek, ale zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, pod klasę przyszła nauczycielka i ostatnie, co mu powiedziałam tego dnia, to: powodzenia.

Jego księżniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz