Rozdział 6

87 11 0
                                    

Oczami Mateusza:

Siedziałem przy stole z rodzicami i moim bratem jak zwykle w porze kolacji. Dwie kobiety sprawnie przynosiły różne potrawy na dość duży stół jadalniany. Nie mogłem przestać myśleć o Klarze. Nie mogłem zapomnieć o tym, że brakowało kilku sekund, żeby nasze usta się ze sobą spotkały. Chcąc posypać pięknie wyglądającą kanapkę z pomidorem, która została nam podana jako przystawka podczas oczekiwania na inne dania solą, chwyciłem za solniczkę, ale w między czasie na myśl przyszła mi uśmiechnięta Klara. Była taka szczęśliwa i beztroska. Jak ja jej zazdrościłem tego, że nie musiała żyć tak, jak ja, chociaż zapewne od dziecka o tym marzyła. Granulki soli zamiast trafić na plasterki pomidora, znalazły się w filiżance z herbatą. Zanim się zorientowałem, cała rodzina patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.

- Mateusz! Co ty jesteś taki rozkojarzony? - jej spojrzenie wyrażało jej zaniepokojenie. - Zdecydowanie za dużo czasu spędzasz poza domem. Co cię tak rozprasza? - moja herbata została natychmiast zastąpiona świeżą, tym razem zrezygnowałem już z przyprawiania potraw.

- Nic mnie nie rozprasza. Po prostu się zamyśliłem... - nie mogłem jej powiedzieć o Klarze. Nie zrozumiałaby mnie. Takie osoby jak ja nie mają prawa do głosu, jeśli chodzi o związki. Mój brat miał szczęście, że zakochał się z wzajemnością w kimś naszego pokroju. Ja od początku byłem na przegranej pozycji. Musiałem jednak spróbować przełamać tę nietolerancję. Ale jeszcze nie teraz. Musiałem się upewnić, że Klara również czuje do mnie to, co ja do niej.

- Pan od nauki jeździectwa będzie przychodził dwa razy częściej. Zbliżają się zawody i masz się na nich pokazać i nie ośmieszyć się - oznajmiła mama, jednak ja postanowiłem się sprzeciwić. Miałem już tak dużo obowiązków. Wiedziałem, że jest to nie po to, żebym dobrze wypadł na zawodach, ale żebym nie miał czasu na wyjścia do Klary.

- Nie - odpowiedziałem krótko, jednak stanowczym głosem.

- Co ty powiedziałeś? - spytała mama głosem nieznoszącym sprzeciwu. Nie odpuści. Mogę się założyć, że Klara nawet jeśli nie może robić wszystkiego, co chce, nie jest zmuszana do rzeczy, na które nie ma ochoty. Uwielbiałem jazdę konną, ale osiem godzin tygodniowo to była duża przesada. Do tego dochodzą wszystkie przedmioty, które normalnie ma się w szkole, nauka gry na pianinie, sport, w tym dodatkowe godziny na szermierkę, lekcje z savoir-vivre, lekcje tańca towarzyskiego. Naprawdę brakowało mi się na większość z tych rzeczy. Niektórych kompletnie nie cierpiałem, ale nic nie mogłem zrobić. Moje życie w żadnym z aspektów nie należało do mnie. Ja nie miałem prawa o niczym decydować. Mogłem to robić dopiero po ślubie. Jedyną kandydatką, którą w tej chwili moi rodzice aprobują jest Rosalia. Wolałem jednak do końca życia być kontrolowany i uzależniony, niż wziąć ją za żonę. Kochałem tylko Klarę, choć znaliśmy się stosunkowo krótko.

- Dobrze, mamo - odpowiedziałem skruszonym głosem, jak szczeniak, który właśnie otrzymał reprymendę na temat swojego karygodnego zachowania. Nie mogłem jednak zrobić nic innego. Odmowa mogła równać się temu, że zostałbym wydziedziczony i wykluczony z rodziny, może nawet wygnany z miasta, żeby nie przynosić wstydu moim rodzicom. W sumie... wtedy mógłbym być z Klarą, nic by nie stało na przeszkodzie, ale nie chciałem tracić rodziny. Mimo wszystko ich kochałem, nie byli w końcu tacy źli. Po prostu tego wymaga od nas nasza klasa społeczna. Myślałem, że takie historie zdarzają się tylko w książkach Szekspira, nie podejrzewałem, że doznam tego na własnej skórze. Miałem jednak nadzieję, że nasza historia skończy się inaczej, niż ta Romea i Julii. Zrobię wszystko, co tylko będę mógł, żebyśmy w końcu mogli się sobą cieszyć, nie obawiając się opinii innych.

Jego księżniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz