Rozdział 7

76 9 1
                                    


– A ty co? Zaspałaś? – usłyszałam za sobą głos mamy, która wchodząc do kuchni, zaczęła ziewać ze zmęczenia.
Zastanawiało mnie, czy miała jakieś problemy w pracy, ale kiedy o to wcześniej pytałam, zbywała to machnięciem ręki. Twierdziła, że to nie ja powinnam się tym przejmować i że da sobie radę. Czy kolejna nieprzespana noc była z tym jakoś związana?
– Nieee – odpowiedziałam przeciągle, bo wcale nie spieszyło mi się do wyjaśniania mojej relacji z Mateuszem. – Kolega mnie podwiezie – dokończyłam szybko i wyjrzałam przez kuchenne okno. – O! Muszę iść, wracam jak zwykle – dodałam, widząc wychodzącego przed dom Mateusza. Chwyciłam w rękę plecak i wybiegłam na zewnątrz, zarzucając go sobie na ramię.
– Cześć, Klara. – Mateusz pocałował mnie w policzek i odebrał torbę, którą schował do bagażnika. Powinnam czuć się skrępowana obecnością takiej osoby jak on? Bo czułam się tak, jakbym go znała od dzieciństwa.
W połowie drogi, poczułam ostre szarpnięcie i pisk opon od hamowania, i gdyby nie trzymające mnie pasy, zapewne wyleciałabym przez okno. Mateusz upewnił się, że nic mi nie jest i zdenerwowany wyszedł porozmawiać z napakowanym mężczyzną z drugiego samochodu, który nie patrząc na nikogo wyjechał z podporządkowanej. Ja nadal siedziałam w środku, ale dzięki otwartym drzwiom wszystko słyszałam.
– Jesteś nienormalny? Kto ci dał do cholery prawo jazdy? – Mateusz był wkurzony, ale nie wyprowadzony z równowagi tak, jak jego rozmówca, który wręcz kipiał ze złości.
– A ty co gówniarzu, myślisz, że jak masz takie auto, to jesteś ważniejszy na drodze?! Załatwiłbym tę sprawę inaczej – mówiąc to uderzył pięścią w otwartą dłoń – ale sądząc po twojej posturze chłopczyku, nie było by już czego zbierać. – Te słowa ugodził męską dumę Mateusza, ale nie zareagował. Spojrzał na zegarek i bez słowa wrócił do samochodu, ruszając z piskiem.
– Z kim masz pierwszą lekcję? – Unikał mojego wzroku. Zapewne wymiana zdań z tamtym mężczyzną w mojej obecności dotknęły go dużo bardziej, niż myślałam.
– Z Czaremką, to ta od matmy.
– Wiem, znam ją. Nie martw się załatwię wszystko.
Było pewne, że spóźnimy się minimum dziesięć minut. Kiedy wjechaliśmy na parking, Amanda akurat spoglądała przez okno. Widziałam błyszczące w jej oczach iskierki zazdrości.
Zapukałam do klasy i już zamierzałam się zacząć tłumaczyć, ale Mateusz mnie uprzedził.
– Przepraszamy za spóźnienie. To moja wina, wdałem się w niepotrzebną kłótnię. – Nauczycielka spojrzała na niego dziwnym i nieodgadnionym wzrokiem.
– Dobrze, nie wpiszę ci dzisiaj spóźnienia, ale żeby to był ostatni raz – zwróciła się w moją stronę, a zaraz potem powiedziała do mojego towarzysza: – A ty nie sprowadzaj jej na złą drogę. – Pierwszy raz widziałam, żeby ta kobieta uśmiechnęła się do kogokolwiek, a z nim tak po prostu sobie żartowała.
– Oczywiście, to nie było moim zamiarem.
Mateusz zniknął za drzwiami, wcześniej mrugając do mnie, a spojrzenia wszystkich w klasie były zwrócone w moją stronę.


Tym razem rozdział dość krótki, ale mam nadzieję, że całe opowiadanie Wam się podoba :) Dajcie koniecznie znać, co o nim myślicie, a każdy komentarz i gwiazdki są dla mnie wielką motywacją do częstszego pisania :)


Jego księżniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz