Rozdział 17

40 6 2
                                    

Po dwóch tygodniach byłem już wykończony ciągłym siedzeniem w szpitalu, ciągłym patrzeniem na to, jak jej stan ani trochę się nie poprawiał, poza delikatnym schodzeniem siniaków, ciągłym przyglądaniem się jej uśpionemu ciału, które w żaden sposób nie reagowało ani na moje słowa, ani na mój dotyk.

Z moimi rodzicami o dziwo mój kontakt odrobinę się polepszył. Nie napierali już tak na moją naukę. Dali mi trochę odpocząć, ale jednak nie pozwolili całkowicie jej sobie odpuścić. Sami także powiedzieli Rozalii, że to nie najlepszy moment, żeby nas teraz odwiedzała, za co byłem im ogromnie wdzięczny. Czyżby wreszcie zaczynali rozumieć, co czułem do Klary? A może chociaż zrozumieli to, że nic nie czułem do Rozalii?

Kolejny dzień, zaraz po skróconych lekcjach indywidualnych, pojawiłem się w szpitalu. Zdziwiło mnie, że o tej porze przebywali tam oboje jej rodziców. Zazwyczaj jeden z nich przychodził od rana, a drugi popołudniem, żeby spędzić przy niej cały dzień. Ponadto... byli jacyś dziwnie zdenerwowani.

– Wybudzają ją dzisiaj – odezwał się jej tata, zanim zdążyłem o cokolwiek spytać. Nie wierzyłem w to, co mówił. Nie miałem pojęcia, co powinienem ze sobą teraz zrobić. Bałem się, że coś może pójść nie tak. Ale lekarze powinni wiedzieć, co robić. W końcu są profesjonalistami. Nie wybudzaliby jej, gdyby mieli jakieś wątpliwości, prawda?

Kiedy Klara się obudziła, najpierw poszli do niej rodzice. To oni mieli pierwszeństwo. Musieli się nacieszyć tym, że znowu mają koło siebie córkę, choć zapewne jeszcze dość dużo czasu spędzi w szpitalu. Teraz była jednak o wiele bardziej żywa niż wczoraj, pomimo tego, że oprócz cichego szeptu i delikatnego ruchu ręką, na nic więcej nie miała jeszcze siły. Po chwili do szpitala przyszła również jej przyjaciółka – Karolina. Czasami tu zaglądała, cały czas z uśmiechem na twarzy, jakby doskonale wiedziała, że to się dobrze skończy. Jakby w ogóle nie dopuszczała do siebie innej myśli. Ją także wpuściłem przed siebie. Chciałem z nią szczerze porozmawiać, choć zapewne nie był teraz na to najlepszy moment. Czy w ogóle pamiętała tę chwilę przed wypadkiem? Czy nadal wiedziała, po co wtedy do mnie przyszła? Była tak bardzo zdenerwowana. Uderzyła mnie... Czy pamiętała o tym wszystkim?

– Klara... – szepnąłem cicho, wchodząc do środka, patrzyła na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Może mnie nie poznawała? – Klara, tak bardzo się cieszę, że cię widzę... – Podszedłem do niej i delikatnie ująłem jej lewą dłoń. Prawą cały czas miała całą zabandażowaną. Czy odzyska w niej pełną sprawność? Czy w ogóle będzie mogła nią poruszać? Tak wiele pytań kłębiło się w mojej głowie, a tylko upływający czas mógł mi na nie odpowiedzieć.

– Wyjdź stąd, proszę. – Jej cichy głosik sprawił, że poczułem odrobinę szczęścia. Przez te dni, kiedy była w śpiączce codziennie zadawałem sobie pytanie, czy jeszcze kiedyś ją usłyszę. Czy będę mógł z nią jeszcze kiedykolwiek porozmawiać.

– Klara, wszystko będzie dobrze, zobaczysz...

– Idź sobie. Błagam... – Zobaczyłem na jej policzku pojedynczą łzę. Nie docierało do mnie to, co mówiła, dopóki pielęgniarka nie złapała mnie za ramię.

– Proszę wyjść, skoro pacjentka sobie tego życzy.

Tym razem już się nie opierałem. Cały czas wpatrywałem się w leżącą dziewczynę, choć ona jakby mnie nie zauważała. Patrzyła w zupełnie inną stronę.

– Przepraszam, ja nie chciałem. Naprawdę... – powtarzałem, dopóki nie zamknęły się za mną drzwi.

– Pamięta – rzuciłem pod nosem, niby sam do siebie, jednak każdy słuchał tego, co chciałem powiedzieć. – Pamięta, że to moja wina.


Tym razem rozdział nieco krótki, ale wreszcie do akcji wróciła Klara. Kto się za nią stęsknił? Jak myślicie? Jak się potoczą losy tej dwójki?

Jego księżniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz