Rozdział 18

10 2 0
                                    

Kiedy otworzyłam ciężkie powieki, zobaczyłam nad sobą lekarza i kilka pielęgniarek. Chwilę potem pojawił się tępy ból promieniujący z każdej cząstki mojego ciała. Zagryzłam zęby, a kobieta stojąca obok mnie zapewne to zauważyła, bo zabrała się za podłączanie kroplówki.

– Spokojnie, za chwilę podamy ci coś przeciwbólowego. – Ale jak tu być spokojnym, kiedy ledwo wytrzymujesz ten cały ból?

Lekarz uznał w końcu, że wyglądam całkiem nieźle, na co cicho prychnęłam, bo byłam w stu procentach pewna, że w rzeczywistości jest inaczej. Dotknęłam palcami obolałego policzka, czując, że znajduje się na nim wielki siniak. Najwyraźniej według doktora mój stan był na tyle dobry, żeby wpuścić do środka wszystkich, którzy zapewne cały ten czas czekali na korytarzu. Jak długo byłam nieprzytomna? Jak na zawołanie odezwała się moja mama:

– Trochę sobie pospałaś. – Zmarszczyłam brwi, chcąc dać do zrozumienia, że kompletnie zgubiłam rachubę czasu.

– Dwa tygodnie – szepnął cicho tata, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że nadal z nimi byłam. Widziałam, jak bardzo się cieszył, ale chyba także się bał, że mój stan nie jest na tyle dobry, na ile ocenił go mój lekarz.

Nie miałam pojęcia, jak to się stało, że tak po prostu przespałam dwa tygodnie. Że wydawało mi się, jakby minęło co najwyżej kilka godzin...

Moja przyjaciółka wydawała się niemniej wzruszona niż moi rodzice, ale szczerze mówiąc jedyne, co teraz chciałam, to chwilę odpocząć. Może i brzmi to absurdalnie, zwłaszcza, że dopiero co obudziłam się z długiego snu.

Nie było mi to jednak dane, bo jak się okazało, czekało więcej osób, niż się spodziewałam. Na samym końcu wszedł Mateusz. I chociaż wcześniej pamiętałam cały wypadek jak przez mgłę, nagle wszystko do mnie wróciło. Pamiętałam także, dlaczego do niego poszłam. I dlaczego byłam na niego zła. A on, pomimo tego, jak zabawiał się moimi uczuciami, teraz miał śmiałość tak po prostu tu przyjść i udawać, że nic się nie stało?

Zanim zaczął cokolwiek mówić, poprosiłam, żeby wyszedł. Nie miałam ochoty teraz roztrząsać tego tematu, choć spodziewałam się, że mnie to nie ominie. Zdziwiły mnie jednak jego słowa, które wręcz wykrzyczał, gdy pielęgniarka wyprowadzała go na korytarz:

– Przepraszam, ja nie chciałem. Naprawdę...

Oburzyło mnie to. Skoro nie chciał, po co to robił? Dlaczego spotykał się równocześnie ze mną i z nią, wmawiając mi, że tamto nie ma dla niego najmniejszego znaczenia? Dlaczego byłam tak głupia, żeby mu zaufać. Byłam tylko kolejną zabawką w jego rękach, która jeszcze cieszyła się tym, że może spędzić z nim kilka chwil. Teraz dałabym wszystko, żeby w ogóle do tego nie dopuścić.

--------------------------------------------------------------------------------

Po dwóch tygodniach od mojego wybudzenia lekarze postanowili wypuścić mnie do domu. Prawą rękę nadal miałam w gipsie, a już w szpitalu zapowiedzieli mi, że czeka mnie długa rehabilitacja aż nie odzyskam sprawności, jeśli w ogóle ją odzyskam. Na chwilę obecną przez gips nie byłam w stanie stwierdzić, czy potrafię poruszyć palcami, podobno oprócz połamanych kości miałam także pozrywane nerwy i ścięgna.

Pomimo tego, że powinnam odpoczywać, ślęczałam właśnie nad książkami, próbując zaznaczyć lewą ręką najważniejsze zagadnienia, które musiałam nadrobić. Nie szło mi to jednak zbyt dobrze, dlatego, kiedy kolejny raz wyjechałam zakreślaczem pod odpowiednią linijkę, zamknęłam zirytowana książkę i rzuciłam się na łóżko.

Mateusz próbował się ze mną spotkać. Kilka razy przychodził do mojego domu i wciąż dzwonił, jednak nie reagowałam na to. Rodzice nie mieli pojęcia dlaczego byłam na niego taka wściekła, ale ja nie miałam najmniejszej ochoty im tego tłumaczyć.

Zamknęłam oczy, powstrzymując łzy bezradności. Już nie chodziło o Mateusza. Niech sobie robi co chce. To nie było najważniejsze. Mogłam stracić życie przez takie głupstwo... czym ja się wtedy w ogóle przejmowałam? Skoro nie chce ze mną być to trudno. Wcześniej sobie radziłam bez niego, to i teraz sobie poradzę.

Usiadłam na łóżku i tępo wpatrywałam się w skrzypce, stojące w kącie pokoju. Na chwilę obecną nie wiedziałam, w jakim stanie jest moja ręka. Wątpiłam jednak, żebym jeszcze kiedyś mogła grać tak jak kiedyś. Nadgarstek był cały pogruchotany. To on musiał pierwszy spotkać się z samochodem. Nawet jeśli go złożyli, nie będzie już idealnie taki jaki był. A ja będę musiała od nowa uczyć się jak układać rękę podczas gry. Szczerze mówiąc, nie miałam na to najmniejszej ochoty. Wzięłam instrument do ręki i cisnęłam nim na dno szafy, nie kontrolując już łez. To wszystko tak bardzo się skomplikowało.

Usłyszałam nagle pukanie do drzwi. I o ile kiedyś wstydziłam się przed rodzicami swoich łez, tak teraz mi to spowszechniało. Co za różnica. I tak je już widzieli niejednokrotnie przez ostatnie kilkanaście dni. Odwróciłam się, ale w progu nie stał nikt z moich rodziców, a... Mateusz. Otarłam szybko twarz z łez i odwróciłam się do niego tyłem. Miałam dość krzyków. Stałam teraz przy oknie i ze spokojem czekałam na to, co powie. On jednak milczał.

- Po co przyszedłeś? - mruknęłam pod nosem. Naprawdę nie potrzebuję od niego litości. To w sumie nie była jego wina. Ja wlazłam pod ten samochód. Ja nie rozejrzałam się dookoła.

- Słyszałem, że musisz nadrobić zaległości ze szkoły i pomyślałem, że... może chociaż tak ci pomogę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 04, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Jego księżniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz