Rozdział 12

41 4 3
                                    

Kilka dni po tym, co zdarzyło się w szkole, miałam odrobinę spokoju. Amanda wydawała się być rozłoszczona tym, co widziała, ale na całe szczęście nie wymyśliła jeszcze żadnego nowego tematu do dogryzania i zrobienia z tego afery.

Niestety od tamtego czasu słowa Mateusza się sprawdzały, bo ani do mnie nie pisał, ani nawet na chwilę się nie spotkaliśmy, żeby wymienić choć po jednym zdaniu.

Kiedy wracałam ze szkoły, przechodziłam akurat przez park koło mojego domu. I spotkałam tam kogoś, kogo z pewnością wolałabym nie spotykać. Nie. Nie była to Amanda. Przede mną stał nikt inny, jak właśnie Rozalia. Wydawało mi się dziwne, że siedziała sama na jednej z ławek parkowych, ale jeszcze bardziej oniemiałam, gdy wstała i podeszła do mnie.

– Chciałam z tobą porozmawiać. – Jej głos był oschły i już wiedziałam, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Przewróciłam tylko oczami i odwróciłam się w jej stronę.

– Słucham – zdobyłam się na życzliwy ton, chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby było w nim słychać moje zniecierpliwienie.

– Odczep się w końcu od niego. Całe dnie mi marudzi, jak bardzo jesteś uciążliwa i że nie da się od ciebie uwolnić. – Na jej słowa otworzyłam usta szeroko ze zdziwienia, bo zdecydowanie nie tego się spodziewałam po jej wypowiedzi. Miałam już ochotę spytać z oburzeniem, o co jej do diaska chodzi, ale nie pozwoliła mi na to, bo kontynuowała swoją przemowę. – Nie wiem, czy się z nim całowałaś, ale musisz wiedzieć jedno. – Zniżyła głos do szeptu, jakby chciała mi zdradzić pikantny sekret i w sumie wcale się z tym nie pomyliłam. – W łóżku jest jeszcze lepszy.

Po raz kolejny otworzyłam usta, tym razem jednak, żeby coś jej odpowiedzieć, ale byłam tak potwornie zazdrosna, że nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu.

– Ale nie pozwolę ci już na to, żebyś się o tym przekonała na własnej skórze. Biedaczek jest trochę mało asertywny, ale od czego ma mnie? Więc lepiej się do niego nie zbliżaj. Weź o nim zapomnij, wyrycz się w ramię przyjaciółki... Nie wiem, cokolwiek, bylebyś się do niego nie przystawiała. Zrozum, że on cię nie chce i już niedługo będzie moim mężem. Nie twoim. Pogódź się z tym. – Odrzuciła włosy do tyłu i z dumą odeszła w stronę jego domu. Ja stałam osłupiała na środku parku ze łzami cisnącymi się do oczu. Byłam rozdarta i nie potrafiłam logicznie myśleć, więc szybkim krokiem z nadal szeroko otwartymi oczami weszłam do domu, zamknęłam się w swoim pokoju, po czym zadzwoniłam po Karolinę. Była już po niecałych dziesięciu minutach.

– Co się stało? – Podbiegła do mnie, gdy tylko zobaczyła, jak bardzo zapłakana byłam i mocno mnie przytuliła.

Powiedziałam jej słowo w słowo to, co usłyszałam od Rozalii, chociaż z ledwością przechodziło mi to przez gardło.

– To niemożliwe, Klara. Przecież widziałam, jak na ciebie patrzył. Ta wariatka musiała sobie coś wymyślić. Po prostu czuła się zagrożona, to wszystko. – Próbowała mnie pocieszyć, ale ja i tak czułam się tak bardzo zagubiona.

– No nie wiem... To brzmiało dosyć szczerze. Ze słów wynikało, że to jakaś nawiedzona idiotka. Ale jeśli to, co powiedziała nie było prawdą, to nie mogła być taką idiotką. A skoro w tym mnie Mateusz okłamał, to dlaczego miałabym wierzyć w jego uczucia do mnie? Może faktycznie to samo, co mi mówił o Rozalii, jej powiedział o mnie? – wylewałam z siebie wszystkie kłębiące się w moim wnętrzu myśli, nie potrafiąc ich uporządkować.

– Nie wiem, co miałabym ci powiedzieć, ale myślę, że Mateusz nie zrobiłby ci takiego świństwa. Naprawdę się do ciebie ślinił, jak widziałam was razem w szkole.

Chciałam wierzyć w to, co mówiła moja przyjaciółka, ale wciąż pamiętałam, jak mówił o tym, że nie było tak łatwo zrezygnować z tego ślubu. Może wcale nie z powodu jego rodziców, a jego żywych uczuć do niej?

– Musisz z nim porozmawiać. Inaczej będziesz mogła tylko gdybać – poradziła mi Karolina, jednak ja wątpiłam, czy to faktycznie był taki dobry pomysł.

– A co, jeśli zaprzeczy? Skąd będę wiedziała, czy to prawda, czy jego kolejne kłamstwo?

Ja i Karolina miałyśmy odmienne zdania i choć potwierdziłam jej stwierdzenia, kiedy tylko wyszła, ponownie zaczęłam rozmyślać nad słusznością moich. Było w nich dość dużo prawdopodobieństwa, więc w końcu postanowiłam uwierzyć Rozalii. Mówiła to zbyt płynnie, żeby było to kłamstwem. A Mateusz? Gdy mówił o Rozalii, gubił się w słowach. Zatem nie miałam wątpliwości, komu powinnam w tej sprawie zaufać, choć moje serce krwawiło.

Jednak zdecydowanie powinnam się spotkać w najbliższym czasie z Mateuszem i powiedzieć mu, co o tym wszystkim myślę. Karolina będzie się cieszyła, że z nim porozmawiałam, a ja, że nie dam się ponownie oszukać. Wilk syty i owca cała. Został tylko jeden problem. Jak dostać się do Mateusza, gdy ten definitywnie mi powiedział, że na czas pobytu Rozalii nie będzie się ze mną spotykał?

Jego księżniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz