,
3 LATA WCZEŚNIEJ
31 lipca 2013 rok. Godzina 14:00
Kolejny raz ojciec mnie zawiódł. Nawet w moje urodziny nie raczył pojawić się u mojego boku na tak ważnym dla mnie przyjęciu, przecież powinnam się do tego przyzwyczaić, wziąć to na klatę. Każdy powtarza mi, że muszę zrozumieć jego sytuację w pracy. W końcu jest on ministrem spraw wojennych. Ciągłe nagłe wyzwania i rozkazy potrafiły pojawić się, nawet w trakcie jedzenia niedzielnego obiadu z całą rodziną. Potem tylko narzucenie płaszcza, włożenie czarnych, błyszczących od polerowania butów, warkot silnika i już go nie ma. Patrzenie w puste krzesło na przeciwko, na którym jeszcze kilka sekund temu siedział i jadł obiad, za każdym razem przeszywa mnie jeszcze większym uczuciem pustki...
- Wszystkiego najlepszego, Bri. – Z myśli odrywa mnie ciepły, dziewczęcy głos. Podnosząc wzrok, widzę Su. Wyciąga ręce z prezentem w kształcie kwadratu, owiniętym różowym papierem i niebieską kokardą, uśmiecha się do tym dobrze przeze mnie znanym, szczerym uśmiechem. Jak zwykle, aby spojrzeć jej prosto w oczy muszę lekko unieść głowę do góry. Jest to wysoka, brązowooka brunetka. Jej skóra przypomina mi odcień kawy z mlekiem, która idealnie pasuje do jej brązowych, przenikliwych oczu. Ma okrągłą twarz, śmiesznie mały nos, przez co przypomina trochę eskimoskę oraz szerokie, pełne usta o nienagannym, mocno różowym kolorze. Włosy związała w schludny kok i wypuściła dwa kosmyki, aby lekko falowały na jej wąskich ramionach. Ubrana jest jak zawsze bardzo elegancko. Jej granatowa sukienka, sięgająca do kolan bardzo uwydatniała jej piękne, długie nogi. Wzdłuż ramion okrywa ją czarna, delikatna chusta, przez co wygląda jak prawdziwa biznesmenka. Rodzice Su, ciocia i wujek McJayowie, mają własną sieć sklepów z biżuterią. Złoty, okrągły naszyjnik jaki ich córka ma na szyi, zapewne pochodził właśnie stamtąd. Su jest jedną z nielicznych osób, którym naprawdę ufam. Kocham ją jako kuzynkę, ale też i przyjaciółkę. Pomimo tego, że różni nas prawie 2 lata różnicy czuję, jakby była ze mną od zawsze, prawie jakbyśmy urodziły się w tym samym czasie, na tej samej sali. Za każdym razem wie kiedy mnie pocieszyć, wesprzeć, przytulić. Pomimo tego, że mieszkamy od siebie setki kilometrów, miała czas dziś przyjechać, złożyć mi życzenia i dać prezent. Nawet ona nie zapomniała, nie zabrakło jej przy mnie, nie olała mnie tak, jak mój własny ojciec.
- Matko, dziękuję Su, naprawdę nie trzeba było. – przyjmuję małą, różową paczuszkę i przytulam kuzynkę, w geście podziękowań.
- No, na co czekasz ? Otwieraj ten prezent. Muszę zobaczyć, czy dobrze wybrałam. – jest też jedną z najbardziej niecierpliwych i nadpobudliwych osób jakie znam. Za każdym razem, jeżeli musi na coś lub kogoś za długo czekać, wpada w panikę i nie może ustać w miejscu. Jest bardzo żywiołowa, momentami aż za bardzo... Z miną podekscytowania stąpa raz prawą, a raz lewą nogą po białej podłodze, nie mogąc doczekać się otworzenia podarunku. Wiem, że nawet jeżeli nie trafi w mój gust i tak się nie zasmucę, ani nie zdenerwuję, ponieważ już swoją obecnością dała mi to, czego najbardziej w ten dzień pragnęłam.
- Okej, ale najpierw przestań człapać jak kaczka i się uspokój. Nie widzę sensu, żeby tak się zachowywać przez jeden, mały prezencik. – mówię z lekkim uśmiechem przekąsu na twarzy.
Jak proszę, tak przestaje. W jej minie zauważam lekkie rozczarowanie, ale nie za bardzo się tym przejmuje. Zachowanie Su można by porównać do charakteru dziecka. Jeżeli coś bardzo chce, robi wszystkim takie humory, aż w końcu to dostaje. To samo idzie w drugą stronę, kiedy chce coś komuś podarować to dopiero, kiedy zobaczy zadowoloną minę adresata może spać spokojnie i nie mieć do siebie wyrzutów sumienia, że kupiła nieodpowiedni prezent. Chcąc uratować sytuację, jak najszybciej zaczynam odpakowywać prezent.