Rozdział 6

141 19 2
                                    


„Co za dupek! Jak można być takim hipokrytą?!" – pokonuję kolejne zakręty korytarzy tajemniczego budynku, cały czas mając w głowie wydarzenia sprzed 5 minut. Zatrzymuję się, aby złapać trochę oddechu. Patrzę, jak moja klatka piersiowa gwałtownie unosi się i opada. Słyszę ciężki oddech i świst w płucach, a w gardle pojawia się niespodziewany ucisk. Widzę powoli napływające do oczu łzy. Zawsze tak jest, kiedy się zdenerwuję. Jeżeli nie mam się na czym, lub na kimś wyżyć po prostu płaczę. Zaciskam dłonie w pięści, próbując powtrzymać narastającą frustrację.

- Boże... – nie wytrzymuję i odpuszczam, wyczuwając pierwsze, mokre ślady na policzkach. Osuwając się na ziemię, czuję powoli ustające emocje. Wraz z krzykami, łkaniem i szlochaniem moje ciało się odpręża, czuję ulgę, wolność. Opieram się o gładką ścianę korytarza, wpatrując się w jego wnętrze. Nie myślę o niczym. Moje myśli są puste, jak wysuszona studnia.

„Dobra Bri, ogarnij się. Wstawaj już." – wreszcie mobilizuję samą siebie do uspokojenia się i wstania. Nie wiem ile czasu mija, kilka sekund, a może minut. Straciłam rahubę czasu, odciełam się od rzeczywistości. Podnoszę się z ziemi i zerkam na godzinę. „20:02. Mam jeszcze godzinę do kary". Nie mam pojęcia, gdzie się podziać. Pokój odpada, stołówka jest dawno zamknięta, a może Plac Zabaw? Nagle przypomina mi się tajemniczy las, na planie ośrodka. Dotykam palcami tylnej kieszonki spodni mając nadzieję, że po drodze nigdzie go nie zgubiłam. Słyszę cichy szelest i moje obawy znikają. Wkładam rękę do kieszonki i wyciągam pomięty papier.

- Na początku muszę zobaczyć, gdzie ja w ogóle jestem. – wodząc wzrokiem po kartce, skanuję każdy szczegół, budynek i napis. Wreszcie znajduję, napisany najmniejszą czcionką budynek, którego naprawdę trudno dostrzeć. Znajduje się on w prawym dolnym rogu kartki. – Zarząd Ośrodka.

***

Wychodząc pod lekko stromą górkę, widzę powiększający się zarys ustawionych obok siebie sosen i świerków. Po ciemku las wygląda naprawdę strasznie. Im bliżej podchodzę, tym większy strach odczuwam. Kiedy docieram do wejścia, zamieram. Ciemność wydaje się ukrywać tysiące wpatrujących się we mnie par oczu. Wyciągając komórkę z wojskowych spodni, włączam flesza, służącego też za latarkę. Moim oczom ukazuję się wąska dróżka posłana liśćmi, ziemią i zeschłymi igłami. Wchodzę do środka, wymachując telefonem w każdą możliwą stronę. Wraz z kolejnym krokiem, niepokój się zmniejsza, aż w końcu w ogóle go nie odczuwam. Przemierzam kolejne metry małego lasku. Wtem na drodze, napotykam olbrzymie drzewo z jakąś budowlą na gałęziach. Kieruję światło latarki na pień rośliny, na której zawieszone są połamane, drewniane schodki.

„Domek na drzewie? Wypadałoby to sprawdzić." – chowam telefon do kieszeni i zaczynam wdrapywać się na drzewo. Rękami łapię za jeden z górnych schodków, a nogą odbijam się od podłoża, zahaczając o kolejny kawałek drewna. Tę czynność powtarzam jeszcze kilka razy, aż wreszcie wdrapuję się na ganek małego, drewnianego domku. Kolejny raz włączając światło, przyglądam mu się uważnie. Ma śliczny, brzozowy dach, dębowe ściany i boazerię, chroniącą przed upadkiem. Jego drewniane, podniszczone drzwi i zardzewiały dzwoneczek obok nich świadczą, że ma już swoje lata i wypadałoby go odnowić.

Chcąc wejść do środka, popycham drzwi, które otwierają się z głośnym skrzypnięciem.

- Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie wejdziesz. – wita mnie mała, uśmiechnięta dziewczynka w białej sukience i długich, jasnych włosach.

Czuję, jak krew odpływa mi z całej twarzy, a serce zaczyna walić, jak szalone. Całe moje ciało ulega paraliżowi, stojąc w środku pomieszczenia i patrząc w czarne oczy dziewczynki.

...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz