„Nie. Nie, to niemożliwe. Tylko nie ona. Boże, co ja zrobiłam?"
- Mamo! – zrywam się biegiem z ziemi, klękam przy bladej, jak ściana kobiecie i kładę jej głowę na kolanach. – Mamo... Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego do cholery?! – moje ogromne łzy spadają na jej twarz.
- Brigitte, skarbie. – podnosi błagalny wzrok i patrzy się na mnie, swoimi niebieskimi oczyma. - Matka dla swojego dziecka zrobi wszystko. – drżącą ręką głaszcze mój policzek.
- Mamo, proszę...
- Zostało nam mało czasu. Musisz o czymś wiedzieć, posłuchaj mnie. – krew z jej rany zdąża już nasączyć ziemię, na której leży. – Bądź dzielna, nie płacz. Nigdy się nie poddawaj i nikomu nie ufaj. Czasami najlepsi przyjaciele mogą stać się twoimi największymi wrogami. Ta wojna to nie jest zwykły konflikt. To coś o wiele straszniejszego. Twój ojciec i przywódca Francji... Wiedz, że mają ze sobą bardzo dużo wspólnego. W ruinach naszego domu wszystko przygotowałam. – nagle zaczyna kaszleć gęstą, czerwoną mazią. – Ścia-ny ma-ją oczy... – wszystko cichnie.
Patrzę, jak z jej dłoni spływa gęsta krew, a usta zabarwiają się na mocno czerwony kolor. Patrzę, jak moja matka zwija się z bólu i powoli traci siły. Patrzę, jak jej twarz traci swój blask. Niczym gwiazda, która po wielu latach w końcu się zużywa i spada po ciemnym niebie przestając istnieć, zamieniając się w nicość.
Patrzę, jak moja matka umiera.
- Mamo? – jej niewinna twarz przygląda się czystemu światu nade mną. – Mamo. Mamo! – próbuję ją obudzić, lekko uderzając w policzek. – Nie rób mi tego, błagam... Błagam nie zostawiaj mnie... Przepraszam, słyszysz? Przepraszam!
Brak odpowiedzi.
Trzęsącą się ręką zamykam powieki rodzicielki. Wygląda tak niewinnie, niczym małe dziecko. Małe, piękne dziecko. Małe, piękne, martwe dziecko. Biorę jej głowę w ręce i delikatnie kładę na miękkiej poduszce z trawy. Opadam na plecy, zaraz obok martwego ciała i odwracam się do nieba. Wpatruję się w nocny nieboskłon, migające gwiazdy i pełny, okrągły księżyc. Kręci mi się w głowie, nie wiem co się ze mną dzieje. Gdzieś w oddali słyszę strzały, krzyki i wybuchy. A może to tylko moja wyobraźnia? Nic już nie jest takie samo. Nic już nie będzie takie samo.
Patrząc na tysiące błyszczących światełek, widzę tysiące istnień. Kiedy byłam mała mama mówiła mi, że jedna gwiazda świeci dla jednego człowieka.
„Ciekawe, gdzie jest moja gwiazda" – myślę.
Wtem,niebo przeszywa jasna, spadająca linia.
- Żegnaj, mamo. – szepczę zakrywając swoją twarz w rękach. Cichy szloch powoli przekształca się w głośny płacz oraz przeraźliwy krzyk i lament. Strach, brak powietrza w płucach, ból, smutek. Panika.
„Otwórz oczy."
Ściągam dłonie z twarzy. Przyglądam się ciału. Moje ręce odruchowo dotykają jej białej skóry. Zimna, jak lód. Jej twarz wygląda tak dziewczęco i niewinnie. Biała suknia idealnie opina jej obojczyki i talię, gdyby nie ta ogromna, czerwona plama krwi wydawałoby się, że mama wraca ze ślubu.
- Och, mamo. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiedziałam Ci, jak bardzo Cię kocham i jak bardzo jestem Ci wdzięczna. – uśmiecham się do trupa. – Miałam Ci tyle opowiedzieć. O Alexie, szkole, moich ocenach, treningach. Pewnie jak zawsze powiedziałabyś, że zawsze we mnie wierzyłaś i wiedziałaś, że mi się uda. Potem ty, opowiedziałabyś mi jak u ciebie, jak sobie radzisz. A teraz...
Uśmiech nie schodzi mi z twarzy pomimo łez, które prawie kompletnie wysuszyły moje oczy. Nie czując już kompletnie sił, skulam moją głowę i kładę na jej klatce piersiowej. Nagle wyczuwam, jakiś twardy przedmiot pod śnieżnym materiałem. Z zaciekawieniem podnoszę głowę i wkładam rękę między materiał, czując gładki, zimny przedmiot. Zaciskam palce na tworzywie i delikatnie go wyciągam. To pistolet.
„Ale zbieg okoliczności." – przyglądam się połyskującej, czarnej broni.
- Odłóż broń! – słyszę niski, gruby głos z francuskim akcentem za moimi plecami. Odwracając głowę widzę mężczyznę w kominiarce, celującego prosto we mnie.
- Dalej strzelaj, nie mam już nic do stracenia. – unoszę ręce w geście poddania się.
- Gdybym chciał to zrobić, już dawno dołączyłabyś do niej. – pokazuje gestem na miejsce, gdzie leży moja mama.
- Tak? A więc pozwól, że Cię wyręczę. – odbezpieczam pistolet, wkładam do buzi i naciskam spust.
~#~#~#~#~#~#~#~#~#~
Już tłumaczę, dlaczego taki krótki rozdział.
Po pierwsze - pracuję nad prologiem mojej drugiej opowieści, która ujrzy swoje światło dzienne już w tym tygodniu :D. Naturalnie serdecznie zapraszam.
Po drugie - jest to równocześnie WSTĘP do następnego rozdziału, w którym dowiemy się naprawdę wielu rzeczy.
Ale i tak mam nadzieję, że opowiadanie się spodoba. Zachęcam do komentowania i głosowania ;) Do zobaczenia w kolejnym dziale :*.