Rozdział 4

176 22 6
                                    



Otwieram jak najciszej białe okno i wdrapuję się na zimny parapet. Obracam głowę, ostatni raz spoglądając na salę, w której zmarnowałam prawie pół roku życia. Lekko odpychając się od futryny, wyskakuję na wilgotną i zimną od rosy, wieczorną trawę.

„Nareszcie wolna" – myślę, stawiając kolejne kroki na miękkim podłożu. Postanowiłam, że wydostanę się z tego miejsca raz na zawsze. Nie będę czekać, aż wyzdrowieje, wrócę do nauki i ponownie padnę ofiarom wybuchu bomby lub krwawej strzelaniny. Przekroczę ogrodzenie, a potem zacznę nowe życie. Bez rodziców, bez problemów i bez przeszłości.

Omijając pawilon chłopców, kieruję się do muru, który otacza całą szkołę. Docieram do Akademii. W ogromnym, czteropiętrowym budynku pali się jeszcze kilka świateł. Ostrożnie kucam, przywieram do ściany i przesuwam się powoli ocierając plecami o szorstki gips. Nagle będąc przy końcu, słyszę dwa męskie głosy. Moje ciało zamiera.

- Stary, jeszcze nigdy w życiu nie miałem tylu zadań domowych ! Nie wiem jak się z tym wyrobię na czwartek.

- Chłopie, to ty jeszcze nie widziałeś, ile ja dostałem stron do napisania o broni z I Wojny Światowej.

Patrol. Jak mogłam być taka głupia i zapomnieć o patrolach?! Widzę, jak zbliżają się do mnie wirujące światła latarek. Ciekawe co by powiedzieli, widząc siedemnastoletnią dziewczynę w szpitalnej koszuli, rozczochranych włosach i bosych stopach, chowającą się za budynkiem szkoły. Wyobrażając sobie ich miny, nie mogę powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. Po chwili jednak szybko poważnieję. Szybko, przywieram do ściany i czekam nieruchomo pod budynkiem. Kiedy głosy cichną, wychylam się zza rogu ściany. Widzę mój cel, oddalony około kilometr ode mnie.

„Dam radę" – dodaję sobie otuchy. – „Wystarczy, że będę biegła jak najszybciej, aby nikt mnie nie zauważył, szybko przejdę przez ogrodzenie i zostanę niezauważona. Bułka z masłem."

Wymawiam w duchu szybką modlitwę i zrywam się do biegu. Ignorując ból, wywołany przez ostre kamyki i kawałki ziemi, które wbijają się w moje gołe stopy. Pędzę ile tchu w stronę muru. „Jestem tak blisko. Jeszcze tylko troszk..."

- Brigitte! – nie wierzę w to, co słyszę. Znaleźli mnie.

„Nie kurwa, teraz się nie poddam. Nie po tym, jak daleko zaszłam. Teraz wam pokażę." – z całej siły przyspieszam, ciężko oddychając. Lodowate kropelki potu, spływają po całym ciele, przyprawiając mnie o falę dreszczy. Nagle nogi same odmawiają posłuszeństwa i zmuszona odpocząć, staję na środku pola, nasłuchując głosu, który mnie wołał. Ku mojemu zdziwieniu, odpowiada mi tylko cichutki świst wiatru. Oddychając z ulgą łapię się za boki, dopiero teraz odczuwając, jak bardzo jestem zmęczona.

Nagle głuchą ciszę przerywa głośny strzał. Kula przeszywa powietrze obok mojego ucha i trafia w trawę, kilka centymetrów od mojej kostki. Odskakuję jak porażona prądem, potykając się o swoje nogi i z trudem utrzymując równowagę. Szybko, podążam wzrokiem za kierunkiem, skąd poleciała kula. Zauważam kilka ciemnych sylwetek, stojących na murze i celujących do mnie z karabinów. Gdy drugi strzał odpala w powietrze zrywam się do ucieczki.

- Brigitte! Gdzie jesteś! Brigitte! – znowu słyszę ten głos. Teraz poznaję kto to. Mama. – Brigitte! – słyszę coraz głośniej, aż w końcu zauważam ją wyłaniającą się z ciemności. Biegnie prosto na mnie.

- Mamo uciekaj! – krzyczę z całej swojej przepony – Ktoś nas atakuje! Uciekaj!

Słyszę kolejny szereg strzałów.

...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz