Rozdział 3

244 31 8
                                    



- Dzień dobry, Brigette. Witamy wśród żywych. – podchodzi do mnie brązowowłosa, młoda lekarka. Może mieć nie więcej, niż dwadzieścia pięć lat. Zdaje mi się, jakbym gdzieś już ją widziała.

Rzuca okiem na ekran, który pokazuje moje ciśnienie oraz akcje serca. Zapisuje coś w swoim notatniku, potem uśmiecha się do mnie i siada na krześle, obok łóżka. Rozglądając się po pokoju, mam wrażenie, jakbym już kiedyś tu była. Pokój jest dosyć mały. Na suficie, zamontowane są dwie, prostokątne lampy ledowe. W rogu, tuż pod sufitem wisi mały telewizor plazmowy, a obok niego na ścianie zamontowne jest ogromne okno. Morskie zasłony, lekko przyciemniają jasne promienie wpadające do wnętrza.

- Muszę przyznać, że kiedy Cię do nas przywieźli, nie było za ciekawie. – kobieta łapie mnie za rękę i z miną współczucia, zaczyna streszczać całą historię. - Po wybuchu bomby, wszyscy byli święcie przekonani, że już po tobie. Gdy Cię znaleziono, byłaś w stanie krytycznym. Okazało się, że przeżyłaś tylko dzięki uderzeniu swoim ciałem, w jeden z pustych wagonów, które za tobą stały. Gdyby ich tam nie było, poleciałabyś na tory, prawdopodobnie skręcając sobie kark. Do Szkolnego Szpitala przywieziono cię, piętnaście minut po znalezieniu.

„Wiedziałam, że skądś rozpoznaje to miejsce". – pomyślałam w duchu.

- Z poparzeniami 2 i 3 stopnia, złamanymi trzema żebrami, zmiażdżoną nogą i zwichniętym barkiem, błyskawicznie znalazłaś się na sali operacyjnej. Zabieg trwał 10 godzin, przez co dwa razy twoje serce stanęło i musieliśmy pobudzać je do pracy, przez defibrylację serca. Po udanej operacji, zapadłaś w 3 miesięczną śpiączkę. Nazajutrz mieliśmy Ci odłączać aparat, bo nie widzieliśmy sensu dalszego trzymania cię przy życiu. Na szczęście się obudziłaś. To wielki cud, że żyjesz. – podsumowuje, a w jej oczach pojawiają się łzy. Po chwili nie wytrzymuje, wstaje i ocierając łzę, która spłynęła po jej policzku szybko wychodzi.

- Myślałam, że na zawsze Cię stracę. – słyszę spokojny, dobrze znajomy mi głos. Mój wzrok napotyka zmęczoną i odmienioną twarz mamy. Ma wielkie, fioletowe wory pod oczami, kilka nowych zmarszczek i przekrwione oczy.

Od wybuchu wojny po tym, jak wraz z ojcem wysłała mnie do Szkoły Wojskowej, nie widziałam jej ani razu. Nikt z rodziny nie utrzymywał ze mną kontaktu. Nikt mnie nie odwiedził, nie napisał listu, nie zadzwonił. Pogodziłam się z myślą, że wszyscy zginęli i nigdy już ich nie zobaczę. Jedyną wspierającą mnie rodziną była Su, która przyjechała tutaj razem ze mną. Teraz jednak po tym, jak rodzice mnie potraktowali mam ochotę splunąć mamie w twarz. Zdradziła mnie. Zostawiła jak odludka i zerwała wszelki kontakt, jakby nigdy nie miała córki.

„Jak mogłaś ?" – rzucam jej wzrok pełen nienawiści i pogardy, czując dopiero teraz, że nie mogę mówić.

- Przepraszam – zdaje się, jakby czytała mi w myślach. – Na prawdę przepraszam... Kiedy dowiedziałam się o twoim wypadku, od razu przyjechałam. Gdy cię zobaczyłam...- zaczyna płakać - To najstraszniejsza rzecz, jaką może zobaczyć matka. Dziecko podłączone do dzisiątki aparatów, utrzymujących je przy życiu. Wyglądałaś, jak mały aniołek.

„Aniołek, to wprost idealne określenie dla umierającej dziewczyny, z poparzoną w 2/3 całością ciała. Naprawdę kreatywnie..." – myślę.

Próbuję coś powiedzieć, ale z moich ust słychać tylko głuchy, świszczący dźwięk. Czując, że moje gardło jest suche niczym wiór, rozglądam się po pomieszczeniu w nadziei, że znajdę coś do picia. Mama zauważając o co mi chodzi, wyciąga z torebki butelkę wody mineralnej, nalewa do kubka i daje mi do picia, przez cienką słomkę. Dopiero biorąc pierwszy łyk uświadamiam sobie, jak bardzo chciało mi się pić. W kilka sekund opróżniam cały kubek, po czym ta odkłada go na lada i czeka na moją odpowiedź.

...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz