Kiedy jesteśmy na miejscu zachodzi już słońce. Ostatnie jego promyki, żegnają się z widokiem dnia i znikają za horyzontem. Stoimy razem z Alex'em przed śnieżnobiałymi drzwiami domu z numerem 144.
- Pukać, czy zadzwonić dzwonkiem? – pyta się Alex.
- Ja zapukam, a ty zadzwoń. – podsuwam pomysł.
Oboje podchodzimy do wybranych miejsc.
- Okej. Na trzy, cztery. – przykładam rękę, ułożoną w pięść do drewna. - Trzy... Cztery!
Na pewno nie brzmiało to tak, jak chcieliśmy. Myślałam, że będzie to dość cichy dźwięk, a tu cholera, boję się, że nawet nas we Francji usłyszeli. Brzmiało jak zmieszanie dzwonów kościelnych i walenia młotkiem w gwóźdź. Kiedy cofamy nasze ręce, odpowiada nam cisza. Po kilku sekundach słyszymy szybkie szuranie butów o podłogę i odsuwamy się na bezpieczną odległość od wejścia, na wszelki wypadek dostania drzwiami w nos.
- Co się tutaj do jasnej cholery dzieje?! W dupie się im poprzewracało, czy co?! – słyszymy nasilające się kroki i wściekły, kobiecy głos. Zamek się otwiera, a zza drzwi ukazuje nam się starsza, niska kobieta. Ma długie blond włosy, które związała w warkocza na bok. Jej czekoladowe oczy wpatrują się w nas bez emocji. - Kim jesteście? – pyta, podstawiając mi pistolet pod brodę.
Przełykam nerwowo ślinę.
- D-dzień dobry, pani Paylot. Jestem Brigette Simmon. – kobieta słysząc moje nazwisko, łagodnieje i opuszcza pistolet.
- Niech was szlak. – pociera palcami oczy. - A więc to już czas? – uśmiecha się kpiąco i gestem ręki zaprasza nas do mieszkania.
- Czas na co? - pytam zbita z tropu.
- Na wojnę, skarbie.
- Co do wojny, to musimy poważnie porozmawiać. – wtrąca się Alex z obojętnym wyrazem twarzy.
- No dobrze, wejdźcie. Pewnie jesteście głodni. – pani Paylot gestem dłoni zaprasza nas do środka.
-
Siedzimy we trójkę przy stole kuchennym. Anastazja, bo tak ma na imię pani Paylot, zaparzyła nam herbatę i usiadła na przeciwko, wsłuchując się w naszą historię. Na początku opowiadamy o ośrodku, jak się tam dostaliśmy, jakie były treningi oraz ile umiemy. Potem temat spada na napad w szkole, wybuch bomby w katakumbach kolejowych i naszą ucieczkę z ośrodka. Kiedy kończymy, kubki z herbatą są do połowy wypite.
- Wiedziałam, że to się zbliża. Po prostu to czułam. Dobrze, że zdążyliście się wytrenować i umiecie naprawdę sporo. Zastanawia mnie tylko ile ludzi ocalało i jaką będą siłą, dla naszej Armii. – Kobieta cały czas wpatruje mi się w twarz. Czuję się co najmniej skrępowana – Jesteś taka podobna do matki... A powiedz mi, co z nią? Co z Megan? Skoro zbierasz Armię sama, to musiało stać się coś poważnego. – Popija łyk naparu i czeka na odpowiedź.
Problem w tym, że nie wiem, czy usłyszy tą odpowiedź, ponieważ wielka kulka zatyka mi gardło, a oczy zalewają się łzami. Czuję mocny uścisk mojej dłoni pod stołem. Alex. Dla niego nie mogę płakać. Muszę się uspokoić. Obiecywałam jej...
- Mama nie żyje. – mówię te słowa ściśniętym głosem, aby jak najszybciej wyleciał z moich ust. Wsłuchuję się w ciszę, przez którą atmosfera robi się coraz gęstsza. Mój wzrok pierwszy raz od wypowiedzenia tych słów pada na Anastazję. Patrzy się na swój kubek pieszcząc go w dłoniach i uśmiechając się ze łzami w oczach.
- Jak umarła? – słyszę bezemocjonalny głos kobiety.
- Została postrzelona, umarła na moich rękach. – kolejne słowa opuszczają moją przeponę. Nie czuję nic.
- Dobra i poczciwa Megan. Nie zasłużyła sobie na to. Nie zdążyłam się nawet z nią pożegnać... Była za młoda, stanowczo za młoda...
- Przestań! Błagam Cię, przestań! – uderzam ręką w stół, a moje krzesło opada z hukiem na podłogę. Moje łzy kapią na drewniany blat. Patrzę się na kobietę, która teraz płacze rzewnymi łzami.
- Bri... Ja nie chciałam. – kobieta wyciąga do mnie rękę. – Chodź zaprowadzę was do swojego pokoju, wszyscy musimy ochłonąć.
Całą drogę wpatruje się w podłogę. Nie wiem nawet gdzie idę. Kiedy słyszę trzask drzwi za sobą, podnoszę wzrok. Jestem w ciemnym pokoju. Po mojej lewej stronie, pod ścianą, stoi podwójne łóżko, na którym położona jest karteczka, ubrania i dwie, czarne kosmetyczki. Podchodzę do mebla, biorę karteczkę do ręki.
„Łazienka jest w lewym korytarzu, drugie drzwi po prawej. Na miejscu są żele i szampony. Nie musicie się spieszyć. Odświeżcie się. Jutro pogadamy. „
Anastazja.
- Już lepiej? – pyta się Alex, łapiąc mnie za ramię.
- Tak. – uśmiecham się pusto do ściany. – Kto idzie się pierwszy kąpać? – odwracam się do niego z pytającym wzrokiem.
- Zawsze możemy to zrobić razem. – porusza znacząco brwiami, a ja śmiejąc się, daje mu łokciem w tors.
- Dobra, idź pierwszy. – mówię szczerząc się, jak głupi do sera.
- To nasza pierwsza noc razem. – rzuca przekraczając próg.
- Dlatego będziesz spał na podłodze. – wołam, kiedy jest już prawie na korytarzu. – Albo ze mną. – dodaję sama do siebie i opadam na miękkie łóżko, myśląc o chłopaku, który cały czas zmienia moje życie.
~#~##~#~#~##~#~###~#~#~#~##~#~#~#~#~#~#~
Elo loloolo!!!
Krótkie wiadomości.
1. Rozdziały będą krótsze, ale częściej dodawane. Powodem jest to, że postanowiłam nie zanudzać was tak długimi rozdziałami, ponieważ sama kiedy to nie raz czytam, naprawdę zasypiam...
2. Rozdział z powodu długości będzie dodawany, co kilka dni. Przez moje lenistwo opowiadanie straciło trochę na statystykach.
3. Dzisiaj dodaję moje nowe opowiadanie, na które was serdecznie zapraszam, ponieważ jeszcze nigdy nie pisałam "Romansów". <3333 To będzie nowe doświadczenie i mam nadzieję, że mi się uda :D
4. Dziękuję tym, którzy mnie nie zostawili przez tę obecność. Mowa oczywiście o kilku czytelniczkach ( pozdrawiam Clizona_fanfic_jelly i _Aikoo_ <3 no po prostu miśki kocham iksdeeeee.
NO i tylu, głosować, komentować i nabijać wyświetlenia :D
No i co tu po mnie, do zobaczenia dzisiaj, w nowym opowiadaniu <3
Ciao laviestaaa ;ppp;p;plolololololo <M3 kfoekgo