Naciskam spust. Wystrzał. Ciemność.
Leniwie przecieram oczy i budzę się ze snu. Moje nogi łaskoczą miękkie źdźbła trawy. Wilgotna ziemia, zdąża ochłodzić materiał mojej koszuli. Podnoszę wzrok do góry i patruję się w przjerzystą, gwieździstą noc. „Kolejny sen?" Wytężam słuch i nasłuchuję wszystkiego dookoła. Wszystko jest takie spokojne. Wiatr wieje z cichym świstem, poruszając lekko moimi włosami. Gwiazdy pięknie migoczą na niebie, oświetlając ziemię pod sobą. Jest cicho, aż za cicho.
„Coś jest nie tak."
Podpierając się rękami o podłoże, podnoszę się z zadziwiającą lekkością. Przede mną rozpościera się widok ośrodka. W pewnym momencie, wyczuwam coś dziwnego. Spoglądam na moje ręce i szpitalną koszulę. Krew. Krew, która spływa po całej mojej ręce. Krew, która zdążyła nasączyć połowę mojej koszuli. Krew, która kapie mozolnie na ziemię, malując na niej, ciemnoczerwone plamy. Czuję jak po twarzy spływa mi coś zimnego i gęstego. Dotykam palcem skroni i wyczuwam mokrą substancję. Wyciągam palec przed siebie i patrzę jak powoli spływa po nim strużka krwi.
„Co do cholery..."
Oglądam się za siebie, na miejsce gdzie wcześniej „spałam".
- O kurwa. – mówię z niedowierzaniem, wpatrując się na swoje ciało, leżące na trawie z dziurą w tylnej części głowy. – Przecież to niemożliwe.
- Nie, nie, nie! – mężczyznaszybko podbiega do mojego ciała. – Cholera, dziewczyno...
Zdaje się, że mnie nie widzi.
- Ekhem, tutaj jestem. Halo! – podnoszę rękę do góry i nachylam się nad nim. On nie reaguje. Nie widzi mnie. Zupełnie, jakbym nie istniała.
*szczęk* Szefie, meldujemy, że nasi ludzie walczą w tym momencie z uczniami i nauczycielami w szkole. Udało nam się zająć Akademię i Rząd. Złapał ją pan? *szczęk* - odzywa się krótkofalówka, przyczepiona do paska plecaka mężczyzny.
- Przyjąłem. Dziewczyna nie żyje, całą misję diabli wzięli. Za trzy minuty u was będę, bez odbioru. – naciska guziczek od krótkofalówki. – Kurwa! – rzuca małym sprzętem, prosto w moją stronę. Urządzenia przelatuję przez moje ciało, powodując lekkie mrowienie w moim brzuchu i ląduje metr za mną. Odwracam się w stronę, gdzie wylądował przedmiot i przyglądam mu się z niedowierzaniem.
„Jak? Co? Gdzie?"
- Brigette! – nagle słyszę krzyk nad moją głową. To Alex, biegnie w moją stronę, znaczy w stronę mojego ciała, z pistoletem w ręce i łzami w oczach. – Coś ty jej sukinsynie zrobił?! – oddaje serię strzałów w stronę wroga, ani trochę nie zwalniając.
Ten sprawnie kilkoma ruchami, omija każdy z kul i z chytrym uśmieszkiem kieruję się w stronę chłopaka.
- Alex, uciekaj słyszysz?! Uciekaj! – staję mu na drodze. Ten przenika mnie, jak powietrze i z całą swoją szybkością, biegnie na mężczyznę.
Mija sekunda, może dwie, kiedy Francuz zwinnie wykonuje kopnięcie z półobrotu, nogą wyrzuca pistolet Alexa w powietrze i dwoma rękami łapie go za głowę.
- Jakieś ostatnie słowa?
- Brigitte... – chłopak cicho szepcze, kiedy po chwili wróg skręca mu kark.
Ciało, jak szmaciana lalka opada na ziemię z głuchym uderzeniem. Francuz otrzepuje ręce z niewidzialnego kurzu i rusza ku Akademii. Kiedy próbuję do niego ruszyć, zaczyna kręcić mi się w głowie. Świat wiruje i nie mogę ustać na nogach. Przewracam się na plecy i mdleję.
„Otwórz oczy."
Otwieram oczy. Leżę na trawie obok szkoły. Jest tak, jak poprzednim razem, gdy się obudziłam. Ta sama wilgotna ziemia, to samo gwiaździste niebo i... Dotykam palcem mojej skroni. Krew pozostała na nim, wolno spływa na dół. A więc to nie był sen... Ale jak? Ręką próbuję znaleźć miejsce postrzału. Macam moją tylną część głowy i po chwili wyczuwam głębokie zagłębienie. „To nie był sen."
Słyszę kroki żołnierza. Skoro ma się stać to, co widziałam, muszę temu zapobiec. Szybko zamykam oczy i nieruchomieje.
- Nie, nie, nie! – mówi to samo. - Coś ty dziewczyno najlepszego zrobiła?!
Słyszę go, zaraz przed moją twarzą. „Teraz." Otwieram oczy i z całej siły uderzam go głową w czoło. Szybko wstaję, po drodze zabierając pistolet mamy i ruszam na niego. Ten oszołomiony, próbuje ściągnąć karabin z pleców, jednak broń nieszczęśliwie zaplątuje mu się na szyi. Ja korzystając z sytuacji, wyrabiam mu porządnego kopa w samo centrum brzucha. Mężczyzna zgina się w pół. Powolnym krokiem podchodzę do niego i przykładam pistolet prosto do skroni.
- Jakieś ostatnie słowa? – cytuję jego poprzedni tekst.
- Ja... –nie daję mu dokończyć i naciskam spust. Kula przeszywając jego czaszkę, obryzguję mnie lekką mżawką krwi.
- O przepraszam, coś mówiłeś? – pytam się leżącego obok mnie trupa.
***
- Brigitte! – Alex biegnie do mnie ze łzami w oczach. Siedzę obok bladego ciała mojej matki, bawiąc się jej pistoletem. Zdążyłam spleść warkocz z jej rozczochranych włosów, dzięki czemu wyglądała teraz o wiele ładniej. Jak na trupa. Przyozdobiłam fryzurę w kilka stokrotek rosnących nieopodal i liści spadających z jesiennych drzew. Doznałam wrażenia, jakby jej twarz, lekko się rozpromieniła.
- Hej Al. – mówię bez emocji, nie podnosząc wzroku.
- Brigette co ci się stało?! – zatrzymuję się i przygląda mojej mamie. – Jezu, Bri przecież to twoja... Boże, Bri tak mi przyk...
- Przestań! - uciszam go jednym słowem. Nie chcę płakać. Mama powiedziała, że muszę być twarda. Nie mogę. – Nie... Mogę... – czuję jak załamuje mi się głos.
„Jesteś słaba." – przypominają mi się słowa dziewczynki z mojego snu. – „Słaba..."
- Nie jestem słaba! Nie jestem, rozumiecie!?– łapię się za głowę i mocno nią potrząsam, aby odgonić te słowa. - Nie... Jestem... – pierwsze mokre krople, wtapiają się w moją zakrwawioną koszulę.
„Jesteś."
Dlaczego ten świat musi być tak okrutny? Zabiera nam kogoś kogo kochamy, kto jest dobrym człowiekiem, zostawiając na Ziemi najgorszych ludzi i przestępców, którzy powinni palić się w piekle. Dlaczego mówimy, że kochamy deszcz, ale otwieramy parasolkę, kiedy zobaczymy pierwszą kroplę, modląc się, aby przestało padać? Dlaczego patrzymy krzywym wzrokiem na ludzi niekulturalnych, a sami nie ustępujemy miejsca starszym osobom w autobusie? Dlaczego skarżymy się na rząd, a sami nie próbujemy niczego zmienić? Ludzie tylko oceniają innych, nie widzą siebie. Nie widzą tego samego człowieka, kiedy patrzą w lustro. Jesteśmy dwiema zupełnie innymi osobami, złączonymi w całość. To jest nasz problem. Dostrzegamy to co najgorsze w drugim człowieku, a nie widzimy nawet źdźbła zła w samych sobie.
Wtulam się w ciepły rękaw bluzy Alexa. Jego mocne mięśnie zaciskają się na moich barkach, dając mi do zrozumienia, że jestem bezpieczna. Po opowiedzieniu mu całej historii, lekko niedowierza. Zdaje się zbity z tropu. Jednak po chwili, przytula mnie jeszcze bardziej.
- Teraz obiecuję, że nigdy Cię nie opuszczę.
- Nigdy?
- Nigdy.
- Będziesz zawsze?
- Będę.
- Wierzę.
~#~##~#~##~#~#~#~##~#~##~#~#~##~#~##~##~#~#
Rozdział dedykuję najlepszej, naJukochańszej, najśmieszniejszej i naj, naj, naj osobie, jaką kiedykolwiek w moim życiu spotkałam <3