Rozdział 11

78 7 3
                                    

- Ej, zapomniałem zapytać się co ci się stało w głowę. – mówi Alex pokazując palcem na moją ranę.

- Sama nie wiem co się stało. To było coś w stylu jawnego snu. Kiedy ten żołnierz, którego zabiłam do mnie podszedł, początkowo sama popełniłam samobójstwo. Wtedy obudziłam się i zobaczyłam obok siebie własne ciało. Ten wróg podbiegł do niego krzycząc coś do krótkofalówki, że zniszczyłam całą ich misję, a potem... – przerywam na sekundę historię, przypominając sobie kolejne wydarzenia. – Potem pojawiłeś się ty. Próbowałam cię zatrzymać, żebyś tam nie biegł, ale ty chciałeś mi pomóc. Przenikłeś przeze mnie, jakbym była duchem, czy zjawą. Kiedy zauważyłeś moje martwe ciało, ruszyłeś na tego żołnierza, a on skręcił ci kark. Wtedy się obudziłam. Leżałam na ziemi. Wszystko było tak jak wcześniej, jeszcze przed tymi wydarzeniami. Jednak kiedy dotknęłam tyłu głowy okazało się, że mam tam wielką, krwawiącą dziurę. A wiesz co jest najdziwniejsze? Że wszystko to, co miałam w tym „śnie" zdarzyło się potem naprawdę. Ze wszystkimi, najmniejszymi szczegółami. – odruchowo kolejny raz unoszę rękę, aby dotknąć znamienia po tych wydarzeniach. Nagle stykając się ze skórą, zamieram. Czuję, że dziura jest o wiele mniejsza i już nie krwawi. Na jej miejscu jest teraz gładki płat skóry. Tak jakby sama się regenerowała i leczyłam.

- Gdybym nie widział tej rany to uznałbym, że łżesz jak pies. – chłopak zdaje się nie widzieć mojego zdenerwowania i przygotowuję się do lądowania.

Wychodzimy z helikoptera. Zwalniające swoje obroty śmigła, tworzą lekkie powiewy zimnego powietrza. Stąpamy po wysuszonej, żółtej trawie. Wokoło nas niegdyś wyplewiony i zadbany ogród wygląda niczym opuszczony busz. Chwasty zdają się kompletnie zasłaniać piękno przekwitłych, różnokolorowych róż. Huśtawka z opony, kiedyś służąca za moją miłość dzieciństwa teraz zaatakowana jest przez ciernie wijące się wzdłuż linek i czarnej gumy. W kostce wjazdowej zagnieździły się ciemnozielone, zeschłe zielska. Zaniedbany ogród okrąża stosy zakurzonych cegieł i szarego betonu. Gdzieniegdzie zauważyć można kwadratowe kształty pokoi, które zdołały przetrwać wybuch bomby. Widzę kuchnię, przedpokój, jadalnie. Po lewej stronie znajduje się dawny zarys sypialni rodziców. Podnosząc wysoko nogi przechodzę przez gruzy i idę w kierunku pokoju. Nagle nadeptuję na coś szklanego lewą stopą. Czuję, jak szkło pęka pod wpływem ciężaru. Spoglądam na zniszczony przedmiot i podnoszę z ziemi ramkę ze zdjęciem przedstawiającym mnie, mamę i tatę. -- -- - Nasze zdjęcie rodzinne. – pokazuję Alex'owi uśmiechając się pusto. – To ja, miałam wtedy z siedem lat, to mama, a to... To właśnie mój ojciec. – pokazuję po kolei postacie przez stłuczone szkło.

- Nie wygląda na takiego złego, jak w twoich opowieściach. – stwierdza chłopak ze zdziwieniem.

W sumie, w stu procentach bym się z tym zgodziła. Mój ojciec na pierwszy rzut oka wygląda niczym miły, dobry młody człowiek. Jest średniego wzrostu, ma może z metr osiemdziesiąt. Nie jest gruby, jednak tłuszczu gdzieniegdzie mu nie brakuje, ma ciemnobrązowe włosy i rubinowe oczy, które po nim odziedziczyłam. W naszym albumie na każdym zdjęciu ma uśmiech od ucha do ucha. Lubi, kiedy ludzie myślą, że jest bezbronny, zupełnie bez wpływowy i bezpieczny dla innych na rynku. To dla niego ogromny plus, ponieważ dzięki temu niszczy innych w najmniej oczekiwanym przez nich czasie. To jego strategia, sposób życia. Myślę, że jedynie ja to widziałam. W młodym wieku często podglądałam jego zebrania prasowe przez szczerbę w ścianie. Udawał szarą myszkę. Udało mu się wszystko zamaskować. Wszystko, prócz diabelskiego, pełnego zachłanności i złości wzroku. Diabelsko świecące, zielone oczy odzwierciedlały na wylot jego duszę. Dziwnie, że nikt inny tego nie zauważył tylko jego własna, rodzona córka. Czy aż tak bardzo go nienawidziłam? Czy aż taki duży miałam do niego żal? Do dziś zadaję sobie te pytania i dalej nie znam odpowiedzi.

...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz