4 miesięce wcześniej
Minęło kilka miesięcy odkąd ja i Alex staliśmy się... przyjaciółmi. Tak, przyjaciele to chyba dobre określenie. Wspieramy się razem, dbamy o siebie i pomagamy w trudnych chwilach. Ja pomagam mu w ćwiczeniach, on pomaga mi w karach, których z resztą od pewnego czasu mi nie brakuje. Nie ze względu na to, że specjalnie i dobrowolnie robię rzeczy, za które mi się oberwie, tylko ze względu na to, że ja po prostu nie chcę tutaj być. Nikt z tutejszych ludzi nie może zrozumieć, czego ja tak naprawdę pragnę. Nie narzekam na dobre jedzenie, dach nad głową, świetne przyjaciółki czy nawet edukację. Tutaj nie chodzi o rzeczy materialne. Tu chodzi o rodzinę. Każdy dzieciak z tego ośrodka kogoś stracił, jak nie wszystkich. Każdy tutaj ma swoją historię. Jedni kryją to głęboko w sobie, nie chcąc, aby ktokolwiek poznał po nich, że mają jakiś słaby punkt, a drudzy nie wytrzymują i szukają pocieszenia z każdej strony. Jednak nikt nie może im pomóc. Są zdani tylko na siebie. To jest właśnie minus tego miejsca... Mało jest osób, które martwią się o innych. Zaledwie garstka ma w sobie dobro, które nie zostało jeszcze zastąpione przez złość, chęć zemsty i agresję, którą dominują najlepsi nasi wojownicy. Przyjęła się zasada – „Chcesz być dobry, pozbądź się dobra." Próbuję trzymać się tej reguły.
Powoli, z dnia na dzień czuć jesień. Do codziennych obowiązków zostaje przydzielone nam grabienie liści, zrywanie owoców i pomaganie na kuchni. Coraz rzadziej spędzam czas w swoim pokoju, u boku Su. Nasze kontakty... uległy zmianie. Diametralnej zmianie. Co jest tego powodem? Trudno powiedzieć. Może to, że moja kuzynka, wcześniej słodka i bezbronna dziewczyna, teraz pnie się po szczeblach sukcesu i próbuje za wszelką cenę wyrzec się rodziny. Odstawiła wszystko na bok. Skupia się tylko na swoim celu i przetrwaniu. Od kilku tygodni jej imię zdobi podium na Strefie Najlepszych. Inni kipią zazdrością, próbują za wszelką cenę znaleźć jej słaby punkt, wyeliminować, a ja? Ja przyglądam się jej ze ściśniętym sercem i współczuciem w oczach. Straciła więcej ode mnie. Wiem to. Ale nie dała sobie rady, nie poradziła sobie z tym wszystkim. Nieraz mam poczucie, że to moja wina. Byłam jej jedyną rodziną, jej ostoją, ale traktowałam jak dziecko, jak kogoś gorszego ode mnie. Nie dawałam jej prawa do popisu, czy nawet pokazania jej atutów i zdolności. Byłam... byłam... byłam kimś, kto nie zasługuje na jej przyjaźń. Kimś, kto nie zasługiwał na nią od początku. Kochała mnie, poświęcała mi się, a ja po prostu tego nie dostrzegałam. Teraz, kiedy nareszcie to widzę, jest za późno. Już nie ma tamtej Su, nie ma tamtej brązowookiej, pięknej brunetki, która wbiega do mojego pokoju i skacze na łóżko ze uśmiechem na twarzy. Nie ma tamtej wysokiej, przestraszonej dziewczynki, która spanikowanym wzrokiem szuka mnie na sali pełnej ludzi. Nie ma jej, zniknęła. Teraz patrzę na kobietę, która jednym, sprawnym ciosem powala dwa razy większego od siebie napastnika, nigdy nie pudłuje i zawsze siedzi sama przy ostatnim stoliku, w kącie jadalni, patrząc się nieobecnym wzrokiem przed siebie. Straciłam ją. Bezpowrotnie.
- Brigette? – z zamyślenia wyrywa mnie głos Alex'a.
- C-co? – Podnoszę gwałtownie głowę i patrzę na dwumetrowego blondyna, który przygląda mi się z nutą niecierpliwości w oczach.
- Pytałem, czy masz dzisiaj samoobronę o pierwszej.- wyjaśnia.
- Samoobronę? Ach, no tak. Samoobrona. – Przykładam lewą rękę do głowy i sztucznie uśmiecham, próbując powrócić do świata realnego.
- A więc?
- O boże! Alex przepraszam cię, zamyśliłam się. Tak, samoobrona o trzynastej w sali treningowej. Pamiętam. – Nabieram i wypuszczam z ulgą powietrze.
- Znowu mnie nie słuchałaś. – mówi z rozdrażnieniem w głosie chłopak. – Mówiłem do ciebie, a ty po prostu miałaś mnie w dupie. Powiedziałem ci, że mam zamiar podłożyć ogień pod wasz pawilon, a ty uprzejmym „okej" poparłaś mój pomysł. Co się z tobą dzieje, Brigette?
Kurwa, znowu to samo. Co się dzieje? Czy wszystko okej? Zmieniłaś się, Brigette. To nie ta sama dziewczyna. Wróć do nas. Mam dość. Mam serdecznie dość.
- Czy naprawdę nikt w tym jebanym ośrodku, nie może zająć się własnym życiem, tylku musi cały czas interesować się życiem innych?! – Patrzę się na zszokowanego bondyna. – Naprawdę. Zostaw mnie w spokoju, Alex. Nie jestem dzieckiem. - Wstaję szybko i opuszczam przyjaciela, posyłając mu zabójcze spojrzenie.
- Brigette! Ej, no! Przestań! – słyszę za plecami.
Zaraz mnie dogoni, myślę i aby temu zapobiec, biegiem ruszam w stronę lasu. Naprawdę nie mam żywnej ochoty na towarzystwo kogokolwiek, nawet jego.
-
Kiedy stawiam się o 15:55 na zbiórkę do treningów, moje oczy pieką niemiłosiernie. Kilka osób patrzy się na mnie zaciekawionym wzrokiem, ale nie odważają zapytać się o co chodzi. Ostatnio często zdarza mi się płakać. Czy to oznaka słabości? Powiedziałabym, że raczej sposobu na samotność. Pewnie brzmi to nieracjonalnie, ale kiedy płaczę, nie czuję samotności. Mam pewne przeczucia, że moimi łzami, przyciągam pewne duchy, które dawno temu zginęły w tym lesie. Przychodzą mnie pocieszyć i dać mi otuchę, spokój. Tak, wiem jak to brzmi, ale to tylko moje wyobrażenia, nic istotnego. Każdy musi sobie jakoś radzić, prawda?
- Dzisiaj nie będziemy mieć normalnych zajęć samoobrony. – mówi niskim, głębokim głosem porucznik Steve, nasz najlepszy nauczyciel samoobrony. – Czeka was mały sprawdzianik, który pokaże czego nauczyliście się w przeciągu ostatnich, pięciu miesięcy pobytu tutaj. Można to nazwać, jakby to powiedzieć... – zacina się.
- Tor przeszkód. – kończy za niego Katy, stojąca pod ścianą i czytająca jakąś książkę.
- Właśnie. Tor przeszkód, dzięki pułkowniku Williams. – Kobieta wyciągu ku niemu kciuk w górę, nie odrywając wzroku od książki. – A więc tak. Tor przeszkód będzie miał cztery bazy. Pierwsza baza - szybkość, druga - zwinność, trzecia – siła i na końcu czwarta baza – celność. Będziecie mieli na cały sprawdzian dziesięć minut. Kto nie dotrze na czas, wylatuje z zajęć na miesiąc i idzie pomagać na kuchni, gdzie czekają na niego urocze panie w fartuszkach. Dwie najlepsze osoby z jednej grupy weźmiemy na „misję zewnętrzną". Uwierzcie mi, tam już się kończą żarty. To będzie prawdziwa walka o śmierć i życie. Albo przetrwacie, albo zginiecie. Pech. – Wzrusza barczystymi ramionami. – No dobra, zaczynamy tym razem od końca. Grupa Epsilon za mną, reszta niech czeka na swoją kolej. Radziłbym się wam rozgrzać. - Puszcza niebieskie oczko w naszą stronę i prowadzi za sobą dziesięć osób, które posiadają fioletową literę Εε na ramieniu.
- Ćwiczenia nie będą tutaj? Na sali? - woła za nim ktoś z tłumu.
Steve się odwraca, i obdarowuję nas swoim szyderczym i szerokim uśmiechem.
- O nie, moi drodzy przyjaciele. Skąd ten pomysł? Każda grupa jedzie poza bramy ośrodka. - Po sali rozlegają się pojedyncze sprzeciwy. - Ależ spokojnie - Podnosi rękę porucznik - to będzie bułka z masłem. - dokańcza ironicznie i wychodzi z sali.
~#~#~##~#~#~#~#~#~#~##~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~~#
Czy to wielki powrót? Raczej małe dopełnienie. Rozdziały będą pojawiać się wtedy, kiedy je napiszę. Może po kilku dniach, tygodniach albo, jak w tym przypadku miesiącach. Nie będę tłumaczyć się szkołą, brakiem czasu czy weny. Po prostu muszę skupić się na czymś innym. Nie mam chęci, naprawdę. Ale kiedy już zdobędę wenę, będę pisać i wstawiać. Dlaczego? Ponieważ naprawdę to lubię. Ale z systematycznością jest u mnie do dupy. Przepraszam....